Koniec z biletem lotniczym za 1 zł

Czy to finał samowolki przewoźników lotniczych - Propozycja nakazu podawania ceny ostatecznej trafiła do konsultacji społecznych.

Bilet za 1 zł, bilet za darmo, bilet z dopłatą w formie nagrody. Aż trudno uwierzyć, by na takich warunkach komuś opłacało się organizować cokolwiek, nie mówiąc już o podróży samolotem. Tymczasem to tylko niektóre z najbardziej rażących form marketingu stosowanych przez przewoźników lotniczych.

O reszcie opłat, potocznie zwanych lotniskowymi, podróżni dowiadywali się w chwili zakupu, wręcz zaskakiwani koniecznością uiszczenia np. 25 zł za płatność kartą kredytową. Ukrócenie tych praktyk zapowiadano co najmniej od dwóch lat. Wczoraj nastąpił przełom. Urząd Lotnictwa Cywilnego (ULC), który przygotował nowelę prawa skłaniającą przewoźników do podawania do wiadomości publicznej ostatecznej ceny biletów, skierował ją do konsultacji społecznych. To oznacza, że ocenią ją zarówno przewoźnicy, jak i porty lotnicze.

Reklama

Kot w worku

Opłata za przewóz lotniczy składa się z opłaty podstawowej i licznych dopłat wliczanych w cenę biletu. Aby jednak oferty były bardziej atrakcyjne, przewoźnicy podają cenę pomniejszoną o część lub nawet wszystkie dopłaty.

- Taka praktyka wprowadza pasażerów w błąd. W rezultacie za bilet, który w ofercie kosztuje 1 zł, trzeba w rzeczywistości zapłacić 150, a nawet 200 zł. Nie jest to uczciwa praktyka. Pasażerowie nie muszą znać wysokości wszystkich dopłat, mają natomiast prawo otrzymać rzetelną informację o łącznej cenie biletu - podkreśla Grzegorz Kruszyński, prezes ULC.

Koniec lania wody

Przewoźnicy niechętnie komentują propozycję - poza tymi, którzy ją popierają.

- To bardzo dobry ruch. Wszyscy, którzy rozsądnie myślą, powinni poprzeć tę propozycję, by nie robić ludziom wody z mózgu. Nie widzę powodów, dla których produkt lotniczy miałby być inaczej traktowany niż ten na półkach - mówi Marek Sławatyniec z Aviareps, przedstawiciel kilku przewoźników. Jego zdaniem, aby propozycja nabrała mocy, musi powstać dobry system rezerwacyjny i przeliczeniowy. Problem polega na tym, że wszystkie opłaty w Unii są podawane w euro lub walutach narodowych, które trzeba na bieżąco przeliczać na złote. To może rodzić pewne komplikacje, np. w przypadku podróży z dwiema przesiadkami.

- Najmniejsze problemy z dostosowaniem będą mieli przewoźnicy niskokosztowi podróżujący do miejsca docelowego, a to oni głównie stosują praktyki, z którymi chce walczyć ULC - przyznaje Marek Sławatyniec.

Kto pierwszy, ten lepszy

Na zmiany liczy także Przedsiębiorstwo Państwowe Porty Lotnicze (PPL).

- Do tej pory to na nas spadało odium za dodatkowe wysokie opłaty lotniskowe. Tymczasem wliczano do nich wszystko, co się da, choć z rzeczywistymi opłatami lotniskowymi nie miało to nic wspólnego. Co więcej, różnice cen u różnych przewoźników potrafiły wynosić nawet 150 zł na trasie w jedną stronę - mówi Artur Burak z PPL.

Przewoźnicy wcale nie muszą powitać propozycji ULC z entuzjazmem, choć oficjalnie będą je popierać.

- Jeżeli nie uda się stworzyć wspólnego frontu oporu, mogą z ich strony pojawić się pomysły dotyczące problemów natury technicznej. Te z kolei będą wymagały czasu na wdrożenie. Tymczasem, paradoksalnie, przewagę może mieć ten, kto pierwszy zacznie podawać ceny ostateczne, bo zyska na wiarygodności. Ważne, by był to jeden z największych przewoźników na polskim rynku - mówi przedstawiciel branży.

Mira Wszelaka

Puls Biznesu
Dowiedz się więcej na temat: opłaty | PROPOZYCJA | bilety lotnicze | bilet | przewoźnicy | ULC
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »