Kopalnie do likwidacji, górnicy na emeryturę lub do nowej pracy. Nie ma innej drogi w Polsce?
Koniec ery węgla do 2035 roku to jeden z postulatów Wiosny Roberta Biedronia. Działania mają być stopniowe, a plan zakłada rozwój sektora odnawialnych źródeł energii. Eksperci mówią o populizmie, ale też wymieniają kraje, które postanowiły zamknąć kopalnie. Z wyliczeń Banku Światowego wynika, że przez gospodarkę opartą na węglu tracimy 150 mld zł rocznie.
Według znawców tematu, w górnictwie konieczne są zmiany. Bank Światowy wyliczył, że przez gospodarkę opartą na węglu tracimy 150 mld zł rocznie. Należy obniżyć różnego rodzaju wydatki, a także spore koszty, które są generowane przez zarządy spółek i liczne związki zawodowe. Odejściu górników nie musi towarzyszyć program wielkich odpraw. Potrzebne będą ręce do pracy, m.in. w OZE. Nasz węgiel już jest drogi, więc rośnie import. Problemy mogą rozwiązać politycy, ale w ostatnich latach brakowało odważnych decyzji.
Nowa partia na polskiej scenie politycznej chce do 2035 roku zlikwidować wszystkie kopalnie i elektrownie węglowe w naszym kraju. Jednocześnie plan zakłada powstanie 200 tysięcy miejsc pracy w sektorze odnawialnych źródeł energii. Jak przekonuje Dariusz Standerski, dyrektor programowy Wiosny, została już przygotowana pełna strategia odchodzenia od węgla, uwzględniająca rachunek ekonomiczny. To program rozpisany na 15 najbliższych lat. Działania będą stopniowe i zrównoważone, także w sieciach przesyłowych, energetyce i ciepłownictwie.
- Pomysł całkowitej likwidacji górnictwa to zwykły populizm, bo mamy zapotrzebowanie na energię elektryczną. Wiemy, jaki jest ten sektor zarówno ze strony przemysłu, instytucji gospodarczych, jak i gospodarstw domowych. Do tego dostosowujemy produkcję elektrowni, która nie może być magazynowana. Jeśli więc chodzi o nasze tradycyjne górnictwo, to musi być sanacja kopalń - mówi prof. Andrzej Barczak z Uniwersytetu Ekonomicznego w Katowicach.
Pomysł Wiosny jest jak najbardziej możliwy do zrealizowania, co podkreśla Łukasz Białek, ekonomista i analityk gospodarczy. W tym roku Irlandia i Hiszpania podjęły decyzję o zamknięciu kopalń, a 2 lata wcześniej uczyniła to Norwegia. Jednak ekspert bardziej postawiłby na ewolucję, a nie rewolucję. Należałoby zrobić to, co zostało wyraźnie zaniedbane w ostatnich latach. Mowa tu o inwestycjach w kopalnie, które można zrestrukturyzować. W przypadku zakładów przynoszących straty najpierw należy się zastanowić, czy możliwe są działania restrukturyzacyjne, w krótkim czasie prowadzące do zyskowności i opłacalności wydobycia. Oprócz tego powinna nastąpić dywersyfikacja źródeł energii. Ponadto, należy przeznaczyć więcej środków na OZE.
- Nie widzę powodu, żeby likwidować wszystkie kopalnie węgla do 2035 roku, nawet przy ostrym podejściu do spraw ekologii. Koszty tak radykalnej decyzji byłyby za duże. Natomiast sens ma program zamykania licznych kopalń, ale tych trwale nierentownych. Wahałbym się przed powiedzeniem, że powinniśmy w ciągu 15 lat wygasić je wszystkie. To jest oczywiście przesada - zauważa prof. Witold Orłowski, Rektor Akademii Finansów i Biznesu Vistula w Warszawie i główny ekonomista firmy doradczej PwC.
Z wyliczeń Banku Światowego wynika, że przez gospodarkę opartą na węglu tracimy 150 mld zł rocznie, o czym informuje Dariusz Standerski. Ekspert podkreśla, że 45 tysięcy ludzi co roku umiera przedwcześnie w Polsce z powodu smogu. To średniej wielkości miasto. Dlatego nie ma już czasu na bezczynność. To sprawa nas wszystkich.
- Od 2015 roku średnio subsydia do górnictwa rosły o 30% rocznie. Głównym problemem tego sektora jest upaństwowienie i wynikające z niego konsekwencje. W takich kopalniach mamy do czynienia z patologiami w postaci ogromnych kosztów zarządu, administracji i związków zawodowych.
Samym władzom danego zakładu niekoniecznie zależy na osiągnięciu zysku, do czego powinno dążyć każde logicznie myślące przedsiębiorstwo. W przeniesionej do Polskiej Grupy Górniczej w 2016 roku Kompanii Węglowej działało 161 organizacji związkowych, a poziom uzwiązkowienia wynosił 101,86%. Koszt ich utrzymania przekraczał ponad 25 mln złotych rocznie - stwierdza Łukasz Białek.
W opinii prof. Barczaka, o sanację będzie bardzo trudno, ponieważ ona musi polegać na obniżce różnego rodzaju kosztów. W spisie wydatków znajduje się wiele elementów, z których można zrezygnować. Jednak zmiany trzeba konsultować ze związkami zawodowymi, żeby nie doprowadzić do zawieruchy. Według eksperta, one są gotowe do dyskusji. Wiedzą, że stawianie ultimatum nie przyniesie należytych efektów. Kiedyś, gdy Kompania Węglowa miała zysk, to od razu przyznano podwyżki pracownikom.
- Wszystkie zakłady produkcyjne, obecnie będące w Polskiej Grupie Górniczej, które dawniej działały w ramach Kompanii Węglowej, generowały absurdalne koszty wynoszące przeszło 2 miliardy złotych. Można więc zapytać, czy w ostatnich latach rentowność wzrosła dwukrotnie lub trzykrotnie. Warto też zastanowić się nad tym, czy koszt wydobycia kilkukrotnie spadł w Polsce i nie musimy węgla importować. Ponadto w spółkach Skarbu Państwa dochodzi do częstych rotacji osób na innych eksponowanych stanowiskach, co generuje wypłacanie wysokich odpraw - dodaje Łukasz Białek.
Zamykanie kopalń wpłynie na kształt rynku pracy. Jak zaznacza Dariusz Standerski, większość obecnie zatrudnionych górników przejdzie do 2035 roku na emeryturę. Dla młodego pokolenia powstanie oferta 200 tys. bezpiecznych i dobrze płatnych miejsc pracy w odnawialnych źródłach energii. To szansa dla naszej gospodarki na szybszy i stabilny wzrost.
- Górnictwo nie jest już tak wielkim i istotnym sektorem dla naszego przemysłu jak 50 czy nawet 30 lat temu. Liczba górników zmalała, mamy ich poniżej 100 tysięcy. Nie może tak być, że instytucje państwa i 16 mln podatników to de facto zakładnicy jednej grupy zawodowej. W dodatku branża pozostaje nierentowna, ma czasami czterokrotnie większe wynagrodzenia niż reszta społeczeństwa. Do tego dochodzą jeszcze wysokie emerytury. Utrzymywanie tego układu jest niespołeczne i niesprawiedliwe - zwraca uwagę Łukasz Białek.
Natomiast, jak podkreśla prof. Orłowski, na Śląsku mamy do czynienia z nadwyżką popytu na pracę. Znalezienie zatrudnienia nie powinno być problemem, ponieważ ewentualny proces likwidacji kopalń byłby rozłożony w latach. Jego zdaniem, pracownikom sektora, którzy tracą pracę z powodów niezależnych od siebie, należy się pomoc przy zmianie zawodu. Jednak przekwalifikowanie się nie byłoby czymś niewiarygodnie kosztownym. Nie trzeba przy tym realizować nadzwyczajnego programu wielkich odpraw.
- Nie ma innej opcji niż zamykanie nierentownych kopalń. Oczywiście tego typu planom zawsze towarzyszą niepokoje społeczne. Jednak nie wierzę, że wszyscy górnicy odrzucą propozycję przekwalifikowania się. Mówimy o poważnych inwestycjach, a jednocześnie musimy pamiętać o naszym niewielkim doświadczeniu w tym zakresie - komentuje Łukasz Białek.
W opinii prof. Orłowskiego, istotna dla losów górnictwa będzie polityka walki z ociepleniem klimatu. Ona spowoduje, że prawdopodobnie węgiel stanie się coraz droższym paliwem w wykorzystaniu. Polska musi więc zmniejszyć uzależnienie od niego, żeby gospodarka nie straciła na konkurencyjności. Z kolei prof. Barczak podkreśla, że fedrujemy coraz głębiej, nawet 1000 metrów pod powierzchnią. To nie tylko zwiększa ryzyko wypadków, ale też przekłada się na rosnące koszty. Nasz węgiel jest już bardzo drogi, stąd rośnie import.
- W 2017 roku w krajach europejskich koszt wydobycia tony węgla kształtował się na poziomie od 5,1 do 20,3 euro. Dla porównania, w 2018 roku do każdej tony węgla wydobytej w KWK Makoszowy dopłacono 272 zł. Suma strat z tego tytułu wyniosła 142 mln zł. Koszty te zostały poniesione przez Skarb Państwa i podatników.
I tego typu sytuacje są od wielu dziesiątek lat. Absurdem jest to, że opłaca się sprowadzać towar z Australii, nawet przy kolosalnych wydatkach na transport. To powinno być głównym punktem zwrotnym w głowach osób decyzyjnych, że jednak coś jest nie tak - wskazuje Łukasz Białek.
Jak przekonuje Dariusz Standerski, zmiany w górnictwie trzeba zaplanować z wieloletnim wyprzedzeniem i Wiosna to zrobiła. Nieprzemyślane decyzje zazwyczaj kończą się problemami, co widzieliśmy w przypadku poprzednich rządów. Według dyrektora programowego nowej partii, czas skończyć z politykami działającymi na ostatnią chwilę.
- Zmiany są kwestią decyzji politycznych. Nie licząc reform ministra Steinhoffa, mamy do czynienia z demagogią, nowomową i pseudoreformami. Kolejni rządzący zachowują się tak, jakby bali się tej grupy zawodowej. Możliwe, że ulegają potencjalnej obawie, ponieważ zdają sobie sprawę z tego, że nie mają tak naprawdę nic do zaoferowania.
Pojawia się więc obraz, że raptem część górników przyjedzie i będzie protestować. Moim zdaniem, to nie są problemy, których nie można racjonalnie rozwiązać. To bardziej kwestia kompetencji, chęci i zaplanowania konkretnych działań, a także długofalowej konsekwencji - podsumowuje Łukasz Białek.