Kopalnie muszą na giełdę

- Bez środków finansowych z giełdy nie widzę możliwości utrzymania polskiego górnictwa w obecnym kształcie i jego dalszego rozwoju - mówi Krzysztof Tchórzewski, wiceminister gospodarki. Czy wierzy Pan, że uda się przeprowadzić prywatyzację spółek węglowych?

- Bez środków finansowych z giełdy nie widzę możliwości utrzymania polskiego górnictwa w obecnym kształcie i jego dalszego rozwoju - mówi Krzysztof Tchórzewski, wiceminister gospodarki. Czy wierzy Pan, że uda się przeprowadzić prywatyzację spółek węglowych?

- W trakcie ustalania zapisów strategii dla górnictwa, podczas obrad Zespołu Trójstronnego ds. bezpieczeństwa socjalnego górników, udało się dojść do porozumienia i kierunek prywatyzacji spółek węglowych poprzez giełdę został wstępnie zaakceptowany. Natomiast zapisano, że szczegóły będą ustalane przy każdej ze spółek węglowych. Jeżeli górnictwo ma się nadal rozwijać, to musi zarabiać na siebie. Nawet gdyby była wola budżetu, że więcej łożymy na górnictwo, to Komisja Europejska i tak tego nie notyfikuje. Ja stawiam sprawę jasno - bez uzyskania środków finansowych z giełdy nie widzę możliwości utrzymania polskiego górnictwa w obecnym kształcie i jego dalszego rozwoju.

Reklama

Na pewno prywatyzacja spółek węglowych to nie jest prosta sprawa. Natomiast przyjęty sposób, czyli zamysł prywatyzacji poprzez giełdę, wydaje się na dziś optymalny. Wszystkie środki z prywatyzacji byłyby przeznaczone na powiększenie kapitału spółek węglowych, a ich przeznaczeniem byłaby realizacja niezbędnych inwestycji. Należy się dobrze przygotować do prywatyzacji poprzez giełdę. W tej koncepcji nie ma mowy o sprzedaży kopalń, tylko o skierowaniu środków z giełdy do spółek węglowych. Przecież zamknięcie niektórych kopalń w Polsce często wiązało się z tym, że Skarbu Państwa nie było stać na zastrzyk finansowy dla górnictwa w celu otwarcia nowych pól wydobywczych. Potrzeby inwestycyjne w kopalniach do 2015 roku szacowane są na około 20 mld zł.

Górnictwo nie jest w stanie samo wygenerować takich pieniędzy. Te pieniądze są potrzebne, by nie następowała dalsza restrukturyzacja górnictwa, polegająca na zamykaniu kopalń. Mówimy o prywatyzacji poprzez giełdę, bo jeżeli chodzi o prywatyzowanie za pośrednictwem inwestorów strategicznych, mamy złe doświadczenia. Stąd wybór prywatyzacji poprzez giełdę. Wstępne analizy wskazują, że są realne szanse na to, by zakończyła się ona sukcesem. Perspektywa prywatyzacji poprzez giełdę w ciągu dwóch, trzech najbliższych lat jest dobra. Wszystkie spółki węglowe muszą się odpowiednio przygotować do prywatyzacji. A zarządy spółek muszą być odpowiedzialne i np. referenda prywatyzacyjne przeprowadzać wówczas, kiedy widać, że załoga opowiada się za prywatyzacją.

Jeżeli byśmy ze stroną społeczną zamiatali problemy pod dywan, to byłaby to droga do- nikąd. Bo przecież kiedyś trzeba byłoby ten dywan unieść do góry. Polskie górnictwo nieźle funkcjonuje, zaczyna się domykać finansowo w zakresie bieżącej działalności. Natomiast bez zastrzyku finansowego niemożliwe będzie utrzymanie wydobycia na obecnym poziomie, a co za tym idzie, utrzymania obecnego stanu zatrudnienia.

Czy przyszłości polskiego górnictwa należy upatrywać w nowoczesnych technologiach spalania węgla?

- W strategii dla górnictwa znalazły się zapisy dotyczące produkcji z węgla paliw gazowych i płynnych. Trzeba natomiast pamiętać, że utrzymuje się popyt na węgiel i na razie nie jest konieczna jego przeróbka. Popyt na węgiel ze strony elektroenergetyki nie maleje i do 2030 roku nie ma zagrożenia, że zmniejszy się zużycie węgla. W Polsce produkcja energii elektrycznej jest w 95 proc. oparta na węglu.

Nowoczesne technologie węglowe są drogie. Ich rozwój będzie uzależniony od postawy Komisji Europejskiej w tej dziedzinie. Zastosowanie nowoczesnych technologii węglowych mogłoby oznaczać ok. 25-30 proc. wzrost cen energii elektrycznej w Polsce. Takie przynajmniej są szacunki kosztów produkcji energii elektrycznej przy zastosowaniu rozwiązań innowacyjnych. Na razie te nowe technologie węglowe są raczej wirtualne. Dochodzi problem kosztów magazynowania dwutlenku węgla - około kilometra pod ziemią. W tym przypadku mamy do czynienia z wyśrubowanymi wymogami, podobnie jak w przypadku odpadów promieniotwórczych. A zatem to nie jest prosta sprawa. Chcielibyśmy, aby w Polsce powstały przynajmniej jedna - dwie z 12 modelowych, nowoczesnych instalacji technologicznych, jakie planuje zbudować Unia Europejska. Tak naprawdę na razie raczkujemy w tej dziedzinie.

Jak ocenia Pan przekształcenia w sektorze elektroenergetycznym?

- Sprawnie przebiega realizacja programu dla elektroenergetyki. Od 1 lipca uwolnione są ceny prądu. Senat zaproponował poprawki do ustawy o rozwiązaniu kontraktów długoterminowych. Ale takie, które ją usprawnią, a nie rozwalą. Poprawki zgłoszone w Senacie udoskonalają ustawę. Nie ma poprawek szkodliwych dla niej. Widać, że Senat podszedł do sprawy merytorycznie.

Czy niepokoi Pana to, co się dzieje w największej spółce górniczej, czyli w Kompanii Węglowej? Po pięciu miesiącach Kompania powiększyła stratę netto do przeszło 100 mln zł. Coraz częściej słychać głosy, że Kompania jest źle zarządzana i że utworzenie centrów wydobywczych w ogóle nie zdaje egzaminu.

- W zakresie nadzoru nad górnictwem funkcjonuję dopiero trzy miesiące. Przyglądam się wnikliwie temu, co dzieje się w spółkach węglowych. Należy pamiętać, że zmiany organizacyjne, do jakich doszło w Kompanii Węglowej, czyli utworzenie centrów wydobywczych, to była operacja przeprowadzona na żywym organizmie. To duże przedsięwzięcie, które przenosi też miejsca decyzyjne. Dokładnie zapoznałem się z założeniami tego przedsięwzięcia i przyznam, że zarysowany w nich kierunek wydaje się słuszny. Natomiast struktura funkcjonowania kopalń nie była w Polsce ruszana od kilkudziesięciu lat. I osoby bardziej konserwatywne krytykują zmiany w Kompanii i utworzenie centrów wydobywczych przy każdej przydarzającej się okazji. Wdrażanie nowego wymaga zawsze determinacji i łamania oporów. Sądzę, że w sprawie zmian organizacyjnych w Kompanii trzeba się jeszcze wstrzymać z oceną. Ja dążę do uspokojenia sytuacji w górnictwie, tak, by wszyscy zajęci byli wyłącznie wykonywaniem określonych przedsięwzięć. Zarządy poszczególnych spółek węglowych mogą się wykazać. Daję im szansę wykazania się, a dopiero później będę je rozliczał.

Kiedy więc przyjdzie czas rozliczeń?

- Zależy, jak będzie się przedstawiała sytuacja sektora. Nie mogę teraz powiedzieć, że ten czas nastąpi za miesiąc czy dwa. Efekty prac zarządów spółek są oceniane na bieżąco. Dałem zarządom zielone światło, by mogły się wykazać. Zarządy są oceniane co miesiąc przez rady nadzorcze spółek. Nie chcę jako wiceminister gospodarki odpowiedzialny za sektor przekraczać swych uprawnień w sposób nieoficjalny.

To znaczy?

- Są duże możliwości rozliczania pracy zarządów, a działania bezpośrednie ministra nie mogą wychodzić poza kodeks spółek prawa handlowego. Są zarządy, są rady nadzorcze - muszą wyciągać odpowiednie wnioski. Ja chcę maksymalnie mobilizować, oczekiwać efektów, ale nie prowadzić za rękę.

Co z patologiami w górnictwie, o których krążą legendy? Czy sektor węglowy jest dziś szczególnie nacechowany zjawiskami o charakterze patologicznym?

- Jeżeli chodzi o przejawy wszelkich patologii, to reagujemy na bieżąco. Kiedy trzeba, są podejmowane odpowiednie działania. Jest CBA, CBŚ, prokuratorzy prowadzą dochodzenia. Trudno, żeby minister ścigał przestępców. Myślę, że bieżąca sytuacja pod tym względem jest niezła. Jest wiele prowadzonych postępowań, które jednak dotyczą spraw z przeszłości.

Czy to, że przed laty był Pan działaczem "Solidarności", pomaga w prowadzeniu negocjacji z górniczymi związkami?

- W ostatnich dwóch dniach (rozmowa odbyła się 13 czerwca - przyp. J.D.) byłem oddelegowany przez wicepremiera Przemysława Gosiewskiego do prowadzenia negocjacji ze związkowcami działającymi na kolei. Przypomnę, że jako trzydziestolatek byłem przewodniczącym "Solidarności" w Siedlcach. A w 1990 roku, jako działacz "Solidarności", zostałem oddelegowany do pełnienia funkcji wojewody siedleckiego. Byłem też wiceministrem transportu. I te doświadczenia z pewnością są mi dziś pomocne. Jak człowiek dostaje zadania do zrealizowania, to stara się sprostać wyzwaniu. Do 1990 roku pracowałem w sektorze kolejowym - przeszło 16 lat. Później, jako wiceminister transportu, odpowiadałem za transport drogowy, bo minister uznał, że mam zbyt sentymentalne podejście do transportu kolejowego. Byłem też członkiem zarządu spółki PKP-Energetyka. I muszę zaznaczyć, że firma państwowa też może osiągać dobre wyniki. Można firmą państwową zarządzać właściwie i efektywnie. Potrzebna jest natomiast konsekwencja w działaniu. Ze względu na pracę w PKP-Energetyka problemy elektroenergetyki znam, podobnie szybko zapoznałem się z problemami górnictwa.

Czy istnieje szansa, że spółki węglowe osiągną sukces - tak, jak uczyniła to spółka PKP-Energetyka?

- Tak - jeżeli ich kierownictwa i przedstawiciele strony społecznej zdobędą się na trochę odwagi i otwarte spojrzenie w przyszłość. Założenie rządów Prawa i Sprawiedliwości jest takie, że staramy się przedstawiać wszelkie uwarunkowania. Uważamy, że przedstawicieli strony społecznej trzeba o wszystkim informować. Dialog społeczny jest niezbędny. Kiedy ja coś obiecam, to chcę, by to zostało zrealizowane. A jeżeli mówię, że czegoś nie da się zrobić - to tylko wtedy, kiedy wiem, że mogą być z tą realizacją poważne kłopoty. Jestem otwarty na argumenty - jak trzeba rozmawiać osiem godzin, to w porządku, natomiast jak trzeba dwanaście - to też dobrze. Rozmawiać trzeba i szukać w trakcie tychże rozmów odpowiednich rozwiązań. Nawet gdy się różnimy, to potrzebny jest wzajemny szacunek.

Pański poprzednik, wiceminister Paweł Poncyljusz uchodził za osobę, z którą nie da się dyskutować. Od przedstawicieli górniczych związków trudno było usłyszeć o nim coś dobrego. Pan jest postrzegany zgoła odmiennie.

- Wiceminister Paweł Poncyljusz miał dobre intencje, a także niezłe pomysły. Jako człowiek sporo młodszy ode mnie wychodził z założenia, że pewne rzeczy trzeba robić szybciej. Ja wychodzę z założenia, że musi być czas, by wszystkie strony zapoznały się z proponowanym przez nas kierunkiem działań.

Czy negocjacje z górniczymi związkami są dla Pana wyczerpujące? Górnictwo to trudna branża, a górnicze związki twardo negocjują i walczą o swoje.

- Mam pozytywne podejście do życia. Brak u mnie niechęci do branży, czy do ludzi. Natomiast 57 lat to już nie zabawa i będę musiał nieco pofolgować. Przez ostatnie trzy miesiące pracuję od 8 rano do 23 w nocy.

Podupadł Pan przez to na zdrowiu?

- Bogu dziękować - nie. Natomiast lubię być przygotowany, gdy idę na rozmowy. Zawsze chcę mieć dokładne rozeznanie w problemach, które należy rozwiązać, przez co muszę po nocach pracować nad dokumentami. Wiem z racji swego doświadczenia, jak czytać sprawozdania finansowe, wiem, na co zwrócić uwagę. Natomiast więcej czasu pochłaniało mi opanowanie procesów technologicznych. Myślę, że już nieźle się z nimi zapoznałem, mam też pewien pogląd dotyczący dziedziny przeróbki węgla.

Kto jest Pańskim głównym doradcą?

- Stawiam na swoich urzędników. Poza tym jestem człowiekiem towarzyskim, rozmawiam z wieloma ludźmi. Sporo można się też nauczyć od przedstawicieli związków zawodowych. Czasem można odnieść wrażenie, że o kwestiach technologicznych wiedzą oni więcej niż górnicze kadry. W górnictwie niezwykle istotna jest kwestia bezpieczeństwa pracy. Ważne jest tu odpowiednie zabezpieczenie technologiczne. Ale mentalność ludzka jest równie istotna. Nie warto ryzykować ludzkiego zdrowia i życia tylko dlatego, że chce się wydobyć ileś tam ton węgla więcej.

Co najbardziej Pana zaskoczyło w górnictwie?

- Branża górnicza jest dość hermetyczna. Nadal można dostrzec przejawy postawy roszczeniowej. Górnicy są dumni z wykonywanej przez siebie pracy, ale brakuje im identyfikacji z zakładem, w którym są zatrudnieni. Niektórzy z nich nie chcą zrozumieć, że jak zakład będzie stał gorzej, to im również się pogorszy. Sądzą, że w razie czego, państwo wyciągnie ich kopalnię z tarapatów. Przeszłość pokazała, że są to złudne oczekiwania, muszą liczyć na siebie i swoich szefów.

Rozmawiał: Jerzy Dudała

Krzysztof Józef Tchórzewski urodził się 19 maja 1950 roku w Rzążewie gm. Zbuczyn. Absolwent Wydziału Elektrycznego Politechniki Warszawskiej. Od 1980 roku w "Solidarności". W 1981 roku był przewodniczącym oddziału siedleckiego NSZZ "Solidarność". Od 1974 do 1990 roku pracował w Polskich Kolejach Państwowych w Oddziale Zasilania Elektroenergetycznego w Siedlcach. W 1990 roku z rekomendacji oddziału siedleckiego "Solidarności" Regionu Mazowsze został powołany na wojewodę siedleckiego (funkcję wojewody pełnił w latach 1990-92). Następnie, od 1994 do 1997 roku, był dyrektorem spółki administrującej nieruchomościami. W latach 1997-2001 był posłem na Sejm RP i pełnił funkcję sekretarza stanu w Ministerstwie Transportu i Gospodarki Morskiej. W listopadzie 2001 r. został powołany na członka zarządu PKP Energetyka, od pierwszego stycznia 2002 r. został dyrektorem ekonomiczno-finansowym tej spółki. W latach 2002-05 był radnym sejmiku województwa mazowieckiego. Od 2001 roku poseł Prawa i Sprawiedliwości. W latach 90. działał w Porozumieniu Centrum. Drugiego marca 2007 roku premier powołał Krzysztofa Tchórzewskiego na stanowisko sekretarza stanu w Ministerstwie Gospodarki. Odpowiada za górnictwo i elektroenergetykę. Żonaty, żona Teresa i czterech synów.

Dowiedz się więcej na temat: PKP | energetyka | górnictwa | doświadczenia | kopalnie | giełdy | Widzę | górnictwo | wiceminister | mus
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »