Kryzys finansowy: Nie taki diabeł straszny?
Samonapędzający się proces reakcji na skutki amerykańskiego kryzysu, ze sporą intensywnością rozprzestrzenia się na kolejne europejskie rynki. Również w Polsce jest tematem numer "1" tak w świecie biznesu, jak i w domowym zaciszu jednego gospodarstwa domowego. Zainteresowani zbierają informację, wnioskują, a machina napędzana niepewnością i samozwańczą mądrością z dnia na dzień nabiera nowego tempa.
Nie zważając na sensowne i raczej pozytywne wiadomości na temat kondycji polskiego sektora bankowego przekazywane przez ekonomistów, w poszukiwaniu sensacji brniemy w krainę plotek i spekulacji. Nieświadomość i laicyzm polskiego społeczeństwa zaczyna z wolna tworzyć samowyniszczający się organizm, który potęgując paniczny lęk burzy zaufanie i zmienia podejście do instytucji finansowych.
Setki publikacji na temat kryzysu sprawiły, że Kowalski zaczął martwić się o oszczędności zgromadzone w bankach, zobowiązania kredytowe oraz inne aspekty współpracy z jakąkolwiek instytucją finansową. Banki z kapitałem zagranicznym, których nie mało na rodzimym rynku tracą klientów. Do świadomości klientów nie dotarł jeszcze fakt, że stanowią one odrębne działające w oparciu o polskie prawo jednostki podlegające kontroli polskich organów skrzętnie nadzorujących cały system bankowy. Krociowe zyski tych jednostek mówią same za siebie. Nawet jeśli spółki matki będą próbowały dekapitalizować swoje światowe centrale poprzez zwiększony poziom wypłat dywidend ze spółek córek, to jednostkom działającym na terenie Polski absolutnie nie grozi utrata płynności, która mogła by mieć przełożenie na teoretycznie hipotetyczne bankructwo.
Polskie banki nie wpadły też w kredytową pułapkę. Dzięki Komisji Nadzoru Finansowego, mimo pozornego liberalizmu w tej części działalności banków, nie doszło do całkowitego rozluźnienia zasad ich udzielania. Kredyty udzielane przez banki były dobrze zabezpieczone, wśród których nawet przy aktualnych perturbacjach na rynku i w krajowej gospodarce jedynie niewielki odsetek stanowią hipoteki zagrożone (główna przyczyna kryzysu w USA). Zdaniem KNF jest to poziom niegroźny i akceptowalny.
Ponad 300 mld środków pieniężnych Polaków zgromadzonych w formie depozytów w bankach może być bezpieczne. Przeciętny Kowalski jest zazwyczaj posiadaczem lokaty o wartości ok. 50 tys. PLN, której wypłatę w przypadku czarnego scenariusza gwarantuje Bankowy Fundusz Gwarancyjny w wysokości 90 proc. (do 22,5 tys. EURO, poniżej 1 tys. EURO - 100 proc.). Polski rząd zadeklarował podniesienie gwarantowanej kwoty wypłaty do 50 tys. EURO. Ma to przywrócić zaufanie klientów do banków, którzy masowo zaczęli wycofywać swoje oszczędności i deponować je w postaci żywej gotówki w wynajmowanych skrytkach bankowych lub co gorsza w przysłowiowej skarpecie, co jest ewidentnie przejawem zupełnej nieświadomości funkcjonowania systemu bankowego.
Niewielka jest również wiedza społeczeństwa na temat pomocy, jaką może zaoferować Narodowy Bank Polski. W przypadku ewentualnej utraty płynności któregoś z banków może wcielić się w rolę pożyczkodawcy, który wesprze (nawet bezzwrotnie) zakażony przejściowymi problemami organizm. Pozostaje też ewentualne przejęcie banku przez innego inwestora, co nie zmienia absolutnie nic w relacjach klientów z nową formą (często instytucja finansowa zmienia nazwę itp.), bowiem wszystkie umowy bankowe realizowane są na obowiązujących wcześniej warunkach.
Polski sektor bankowy na arenie światowej postrzegany był jako raczkujący (bo w zasadzie takim jest) i niedoskonały, opóźniony, bo nie korzystający z super nowoczesnych instrumentów finansowych. Okazało się jednak, że odrobina konserwatyzmu, która swojego czasu uznawana była za skostniałość nadzorców systemu finansowego w Polsce, dziś może okazać się kołem ratunkowym rodzimej gospodarki. Jego stabilności i zdrowego charakteru niech nie zachwieje prosty mechanizm plotki. Zacznijmy myśleć jak cywilizowane społeczeństwo - to nasza szansa na przetrwanie każdego kryzysu.
Sebastian Saliński