Kryzys jest przyszłością świata, nie wzrost
W sopockim Europejskim Forum Nowych Idei okazało się, że teoretycy i praktycy rynku zarzucają politykom brak odważnych decyzji, a sami potrafią zaproponować tylko hasła o potrzebie wzrostu i rewolucji technologicznej, albo przedstawić śmiały plan wyrzucenia Grecji ze strefy euro.
"Czy świat skazany jest na wzrost?" - pytanie będące tematem sesji plenarnej Europejskiego Forum Nowych Idei w Sopocie było retoryczne. Losem świata jest kryzys.
- Nie czeka nas drugie dno recesji, my nigdy nie opuściliśmy pierwszego etapu - ocenił Peter Mandelson były komisarz UE ds. handlu. W Europie mamy jego zdaniem aż cztery kryzysy: długu państwowego na peryferiach strefy euro, bankowy, kryzys wynikający z różnic rozwoju między poszczególnymi członkami unii walutowej i w końcu kryzys polityczny.
Czym to się skończy wyjaśnił Nouriel Roubini, który przewidział już kryzys 2008 roku. Jego zdaniem, recesja w Europie i Japonii oraz znaczne spowolnienie na rynkach wschodzących będą naturalnym następstwem dezintegracji strefy euro. Ten rozpad może być jednak kontrolowany lub nie. Zdaniem Roubiniego trzeba dążyć do stworzenia mechanizmu wyjścia ze strefy euro, który nie byłby równoznaczny z wyjściem z Unii Europejskiej. Na razie nie można po prostu wyrzucić Grecji, ale można zmusić ją do odejścia.
- Trzeba powiedzieć: nie osiągnęliście naszych celów, więc nie dajemy wam więcej finansowania. Wtedy Grecja ogłasza niewypłacalność, bo nie ma pieniędzy na rolowanie długów - wyjaśniał Roubini.
Grecy nie mieliby wówczas innego wyjścia jak wydrukowanie pieniędzy, żeby spłacić zobowiązania, będąc już poza strefą euro. Nie byłoby to beznadziejne dla nich rozwiązanie, bo peryferia potrzebują słabszej waluty, żeby odzyskać konkurencyjność. Taki plan musiałby być poprzedzony jednak przynajmniej czterokrotnym zwiększeniem kwoty będącej do dyspozycji EFSF- Europejskiego Funduszu Stabilizacji Finansowej. Wyjście Grecji byłoby bowiem równoznaczne z koniecznością ratowania Włoch i Hiszpanii.
-To wszystko powinny być decyzje podjęte wczoraj - podsumował Roubini krytykując opieszałość europejskich polityków.
Temat braku przywództwa powracał we wszystkich wystąpieniach.
- Prezydent Lula zapytał mnie czemu w Europie decyzje są tak wolno podejmowane - mówił Jan Krzysztof Bielecki. Szef Rady Gospodarczej przy premierze wspominał czasy, kiedy sam był premierem. Sytuacja Polski sprzed 20 lat była bardzo podobna do tego co teraz dzieje się w Grecji.
- Wtedy zrestrukturyzowany został nasz dług, tylko naszym zarządcą był Międzynarodowy Fundusz Walutowy - wspominał Bielecki.
- Dzięki Bogu udało nam się nie zrealizować ich zaleceń - dodawał. Chodziło wówczas o obniżenie deficytu i utrzymanie sztywnego kursu walutowego.
Bielecki przypomniał, że deficyt nie został obniżony wystarczająco, złotówkę zdewaluowaliśmy o 17 proc i wcale nie wybuchła hiperinflacja. Częściowe umorzenie naszych długów zaś i tak się odbyło, bo było decyzją polityczną. Obecną sytuację Bielecki podsumował krótko - Wygrywa może podręcznik ortodoksji rynkowej, przegrywa gospodarka i rozwój.
Wszyscy zgadzali się, że jest źle. Niektórzy dostrzegli jednak, że w przyszłości może być trochę lepiej. Dominic Barton, dyrektor zarządzający w McKinsey & Company zauważył, że mamy silne źródła wzrostu. W ciągu pięciu lat w wyniku urbanizacji i przenoszenia ze wsi do miast przybędzie 900 mln nowych konsumentów, głównie w Chinach i Afryce. 10 bilionów dolarów wydamy w tym czasie na infrastrukturę, a już teraz korporacje mają w swoich bilansach 2 biliony wolnych dolarów. Sztuką będzie jednak przekonać je do inwestowania w Europie.
Pogląd ten podzielił Hiromi Yamaji, wiceprezes wykonawczy i przewodniczący rady dyrektorów w globalnej bankowości inwestycyjnej Nomura Securities Co.
- Amerykańskie firmy mają w rękach mnóstwo gotówki - wyjaśnił. Dodał, że także japońskie przedsiębiorstwa mają rezerwy wynoszące 800 mld dolarów. Jako rekomendację na przezwyciężenie kryzysu przedstawił zaś spojrzenie na Wschód - nie tylko w stronę Chin i Indii, ale także Indonezjii i Wietnamu. Ich sytuacja gospodarcza i demograficzna jest bowiem bardzo obiecująca.
Nie w zwykłej intensyfikacji handlu, ale w prawdziwym przełomie technologicznym nadzieję pokłada Peter Schwartz, amerykański pisarz i futurysta.
- Rozwiązanie problemu CO2 to jedna z najlepszych okazji dla biznesu jakie mamy - mówił i podawał przykład indyjskiej firmy Tata, która wykupiła brytyjskiego Jaguara i Land Rovera i pracuje nad ekologicznymi źródłami napędu. Wspomniał także firmę Amirys, która zaczęła komercyjnie sprzedawać całkowicie ekologiczny olej napędowy.
- To jest początek nowej rewolucji przemysłowej. Biorewolucji - mówił Schwartz.
Nie da się ukryć, że wszystkie te rekomendacje były albo zbyt ogólne, albo zbyt filozoficzne. Konkretnego planu działań na najbliższe miesiące paneliści nie przedstawili. Mimo, że prowadzący spotkanie, prezes PKN Orlen Jacek Krawiec przestraszył ich taką oto wizją: - Jest rok 2012, kolejne obniżki ratingów największych hegemonów gospodarczych nie robią już na nikim wrażenia, kilka krajów zbankrutowało od długów, międzynarodowy kapitał spekulacyjny przemieszcza się od surowca do surowca to windując, to rujnując kolejne rynki. W kilku krajach rozwiniętych do władzy doszli populiści i nacjonaliści, a ekstremistyczne zamachy zdarzają się na świecie coraz częściej.
Oby ten scenariusz się nie sprawdził i w Europie nagle pojawili się przywódcy, którzy nie boją się podejmować decyzji i śmiały plan działania, który mogliby zrealizować.
Marek Pielach