Kto usunie niebezpieczne odpady z terenu fabryki? "Koszty są druzgocące"
Na terenie Olkuskiej Fabryki Naczyń Emaliowanych od kilku lat mieści się składowisko 160 ton groźnych chemicznych substancji. Niebezpieczne odpady zostały zwiezione przez mafię śmieciową, która chcąc wynająć magazyn, posłużyła się podrobionymi dokumentami i samochodami oklejonymi logo państwowej spółki, co uśpiło czujność właścicieli terenu. W sprawie, o której piszą dziennikarze "Interwencji", spór toczy się przede wszystkim o to, kto powinien oczyścić ten teren i - co ważniejsze - ponieść koszt utylizacji szkodliwych substancji.
Jak podaje serwis, mieszkańcy Olkusza (woj. małopolskie) od sześciu lat czekają na rozwiązanie sprawy niebezpiecznych odpadów znajdujących się na terenie Olkuskiej Fabryki Naczyń Emaliowanych. Wszystko zaczęło się wtedy, gdy właściciele terenu postanowili wynająć halę fabryki na magazyn.
Z czasem okazało się, że samochody ciężarowe, które były oklejone logiem państwowej firmy, zwożą na teren hali beczki z podejrzanymi substancjami. - Nawieziono tutaj 160 mauzerów (zbiorniki umożliwiające bezpieczne składowanie i transport materiałów płynnych - red.) w wyniku działalności przestępczej - przekazał Paweł Cader, prokurent fabryki. - Firmy okazały się być postawione na tak zwane "słupy", które były gdzieś tam zarejestrowane w Katowicach. Proceder był bardzo dobrze rozegrany. My nie możemy zrobić nic w świetle prawa, nie możemy tych mauserów nawet dotykać - dodał.
Sebastian Woyno, mieszkaniec Olkusza, podkreślił, że w odległości zaledwie 150 metrów od składowiska znajdują się budynki mieszkalne, a kilkanaście metrów od hali - rzeka. Z informacji przekazanych przez prokurenta fabryki wynika, że w centrum Olkusza stoi wypełniony mauserami samochód ciężarowy. - Ta ciężarówka stoi tu w wyniku prowadzonego śledztwa. Miała być zabrana po trzech dniach, stoi tu już kilka lat niestety - wyjaśnił Paweł Cader.
Jak podaje "Interwencja", prokuraturze nie udało się ustalić sprawców, więc zgodnie z przepisami obowiązek usunięcia odpadów pochodzenia chemicznego spadł na burmistrza miasta i gminy Olkusz. Zdaniem Magdaleny Gali z Wojewódzkiego Inspektoratu Ochrony Środowiska w Krakowie, "średni koszt utylizacji tony to jest 5-6 tys. zł". Oznaczałoby to, że usunięcie odpadów wiązałoby się z wydatkiem rzędu 1,1 mln zł.
Z kolei Michał Latos, rzecznik prasowy Urzędu Miasta i Gminy w Olkuszu, twierdzi, że ich utylizacją powinna się zająć fabryka. - Olkusz jest małym miastem, a koszt ich usunięcia jest druzgocący. Szacunki są różne, mówimy nawet o kwocie 40-50 mln zł - powiedział w rozmowie z dziennikarzami.
Skąd wynikają takie rozbieżności? Jak powiedział w rozmowie z "Interwencją" Michał Latos, w hali składowane są odpady o różnych kodach, dlatego trudno wykonać konkretną ekspertyzę. Z kolei zdaniem inspektorów ochrony środowiska, koszt utylizacji powinien wynieść około miliona złotych, a pieniądze na ten cel mogłyby zostać pozyskane z Narodowego Funduszu Ochrony Środowiska.
Piotr Gąsiorowski z Wojewódzkiego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej w Krakowie przyznał w rozmowie z dziennikarzami, że burmistrz Olkusza nie wnioskował o takie dotacje. Zaznaczył przy tym, że nadal jest szansa na ich uzyskanie.
Michał Latos z olkuskiego urzędu zapewnił, że odpady zostaną usunięte w czasie wakacji. Dodał, że "Emalia" zostanie zobowiązana do zwrotu środków za utylizację odpadów.