Ł. Kwiecień: Coś za coś… (cz. 1)

Inwestycjom nieodłącznie towarzyszy ryzyko. To z pozoru banalne stwierdzenie ma implikacje, które są często zapewne albo nierozumiane w pełni, albo też zupełnie nieuświadamiane. Ze szkodą dla bezpieczeństwa portfela i spokoju ducha inwestora. Dlatego, zwłaszcza w obecnych warunkach rynkowych, warto przypomnieć o zdroworozsądkowej strategii dywersyfikacji. I także o tym, że liczba funduszy w portfelu nie świadczy jeszcze o prawidłowej dywersyfikacji.

Zalety dywersyfikacji dobrze znają klienci funduszy inwestycyjnych - w obrębie wyznaczonej strategii (np. akcji polskich, akcji amerykańskich czy europejskich, obligacji) są to wszak dobrze zdywersyfikowane portfele papierów wartościowych i instrumentów finansowych. Dzięki temu posiadacz jednostek uczestnictwa nie musi bać się, że spadek kursu jednego z walorów spowoduje poważniejsze straty w jego portfelu. Dodatkowo, dzięki właściwej dywersyfikacji portfela funduszy może ograniczyć ryzyko rynkowe związane z poszczególnymi strategiami.

Czym jest dywersyfikacja?

Reklama

W uproszczeniu - takim zróżnicowaniem zawartości portfela, by poszczególne jego elementy w rozbieżny sposób reagowały na konkretne sytuacje rynkowe. Jak już wspomnieliśmy, fundusze to zdywersyfikowane portfele papierów i instrumentów. Zmiany wartości jednego elementu mogą być kompensowane - czasem nawet z nawiązką - wzrostem wartości innych elementów.

To samo odnosi się do dywersyfikacji portfela funduszy. Przyszłości przewidzieć nie sposób, dlatego warto być przygotowanym na różne scenariusze rozwoju sytuacji. Ostateczny wynik (performance) portfela jest w takim układzie pochodną czasem bardzo różnych wyników poszczególnych elementów składowych portfela. Dzięki temu np. strata poniesiona na inwestycji w któryś z funduszy może być rekompensowana zyskami wygenerowanymi przez inne fundusze tego samego portfela.

Oczywiście, ceną za zmniejszenie całkowitej ekspozycji na ryzyko jest odpowiednia redukcja potencjału zysków portfela. Ale, z drugiej strony, pamiętajmy, że celem dywersyfikacji jest ograniczenie potencjalnych strat przez ekspozycję na różne, przeciwstawne ryzyka.

Szansą ujemna korelacja

To, w jakim stopniu i w jaki sposób jeden fundusz reaguje na zmiany drugiego można ilustrować matematyczną miarą korelacji. I tak np. jeśli wartość jednostki uczestnictwa jednego funduszu w tym samym czasie, przez dłuższy okres, rośnie w tym samym zakresie, co jednostka innego funduszu, mówimy o korelacji silnie dodatniej, której miara jest równa lub bliska jedności. Z kolei, gdy zmiany wartości jednego funduszu nie mają związku ze zmianami innego, mówimy o korelacji słabej - jej miara bywa bliska zeru, a wyniki funduszy nie są skorelowane. Wskaźnik korelacji może przybierać wartości ujemne (do jedności włącznie), gdy fundusze poruszają się w przeciwnych kierunkach względem siebie. Mówiąc wprost - jeden fundusz rośnie, gdy spada ten drugi. To właśnie taka wzajemna zależność - ujemna korelacja - daje szansę na zabezpieczania portfela przez jego dywersyfikację.

Oczywiście, trzeba pamiętać, że wyliczenia owe opierają się na danych historycznych i pokazują, jak te wzajemne relacje układały się w przeszłości. Współzależność ta podlega zmianom z biegiem czasu - zmieniają się bowiem technologie, profile spółek, charakterystyki sektorów i gospodarek. Wiele cech pozostaje jednak aktualnych przez długi czas, co pozwala na racjonalne wykorzystania wzajemnej korelacji do dywersyfikacji portfeli.

Co się wydaje, ale nie jest…

Tu ważna uwaga - nie każde uzupełnianie portfela funduszy spełnia kryteria dywersyfikacji. Nie można określać tym mianem np. portfela kilku funduszy z tej samej rodziny, inwestujących w te same klasy aktywów, na tych samych rynkach i ocenianych wedle tego samego, lub zbliżonego, benchmarku. Jest bowiem bardzo prawdopodobne, że w określonej sytuacji rynkowej, papiery w portfelach tych funduszy będą zachowywały się podobnie. Wzrostom wartości jednego z nich towarzyszyłaby wtedy analogiczna zwyżka wartości innych. Ale w przypadku spadków byłoby podobnie…

W przypadku błędnie pojmowanej dywersyfikacji portfela funduszy, mielibyśmy zresztą faktycznie do czynienia ze zwiększeniem ekspozycji na ryzyko. Oczywiście i taka taktyka ma plusy - w postaci wzmacniania potencjału zysków. Płaci się za to właśnie zdecydowanie wyższym ryzykiem. Opłaca się ono jednak wyłącznie wtedy, gdy dany rynek idzie dokładnie w tę stronę, co założyliśmy. W praktyce, na takiej taktyce mogą zarabiać ci, którzy pewni są rozwoju sytuacji. Czyli albo bardzo lekkomyślni, albo urodzeni ryzykanci, albo "insajderzy".

Przykładem zbijania szybkich fortun na tak z pozoru tylko "ryzykownych" ruchach byli głośni w latach 80-tych amerykańcy bankierzy inwestycyjni z Wall Street, potem skazywani na więzienie i przepadek majątków. Otóż do posiadanych pakietów akcji spółek, o których wiedzieli, że będą na pewno obiektem rychłego przejęcia (i atrakcyjnych cenowo wezwań) dokupowali opcje. W przypadku takiego mnożenia ryzyka można jednak żartobliwie mówić raczej o… pozbawionym ryzyka arbitrażu. My jednak zostawmy na boku "insajderów" i poprzestańmy na bezpiecznej prawnie, poczciwej dywersyfikacji…

Łukasz Kwiecień

Autor pracuje w Pioneer Pekao Investment Management SA. Powyższy tekst jest wyrazem jego osobistych poglądów i nie może być inaczej interpretowany.

Druga część artykułu nt. dywersyfikacji portfela pt. "Coś za coś..." już jutro!

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: fundusze | kwiecień | ryzyko
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »