Liberalizacja po polsku, czyli na papierze

Miarą liberalizacji nie jest liczba wydanych aktów prawnych, lecz korzyści, jakie klienci odczuwają w portfelach. A z tym wciąż u nas krucho.

Miarą liberalizacji nie jest liczba wydanych aktów prawnych, lecz korzyści, jakie klienci odczuwają w portfelach. A z tym wciąż u nas krucho.

Polska w miarę punktualnie realizuje zobowiązania nałożone przez Unię dotyczące deregulacji wielkich monopoli gospodarczych - energetyki, gazownictwa, poczty czy transportu kolejowego. Problem w tym, że - zdaniem ekonomistów - liberalizacja po polsku wciąż w dużym stopniu ogranicza się do formalności, a klienci zmonopolizowanych sektorów nadal nie odczuwają korzyści.

- Dokonujemy formalnych działań, które jednak nie przekładają się na konsumentów. Nadal mamy relatywnie wysokie - uwzględniając koszyk dóbr - ceny energii, choć na rynku istnieje nadwyżka mocy produkcyjnych. Za usługi telekomunikacyjne wciąż płacimy jedne z najwyższych cen w Europie. Miarą liberalizacji nie jest liczba przyjętych aktów prawnych formalnie deregulujących tę lub inną branżę, lecz odczuwane przez klientów obniżki cen - uważa Andrzej Sadowski, ekspert z Centrum im. Adama Smitha (CAS).

Reklama

Zdaniem eksperta, UE prędzej czy później przymusi nas do wdrożenia praktycznej konkurencji. Szkoda tylko, że tracimy czas.

- To smutne, że sami nie potrafimy wprowadzić nawet tak prostego technicznie rozwiązania jak przenośność numerów telefonicznych - ocenia Andrzej Sadowski.

Jego zdaniem, za polską niemocą w dziedzinie liberalizacji kryje się duża siła grup interesów związanych ze zmonopolizowanymi branżami, a - co najważniejsze - brak woli politycznej kolejnych rządów.

- Rozstrzygnięcia w sprawie zastąpienia dotychczasowych urzędów regulacyjnych jednym regulatorem, który znacznie silniej ingerowałby w zmonopolizowane sektory, będzie testem woli obecnego rządu - dodaje ekonomista z CAS.

Na brak woli politycznej jako główny hamulec liberalizacji wskazuje też Bohdan Wyżnikiewicz z Instytutu Badań nad Gospodarką Rynową (IBnGR). Ekspert podkreśla, że liberalizacja gospodarki nie może ograniczać się tylko do deregulacji monopoli.

- Liberalna gospodarka to coś więcej. To łatwość podejmowania działalności gospodarczej, brak sztucznych barier, niskie podatki, dobre prawo. Tymczasem my mamy prawo - np. prawo pracy - które jest zaprzeczeniem gospodarki rynkowej i system podatkowy, który coraz bardziej się komplikuje. Jesteśmy jednym z najbiedniejszych krajów UE i tkwimy w tym ubóstwie właśnie z powodu słabych postępów w dziedzinie liberalizacji - uważa Bohdan Wyżnikiewicz.

Nie ma wątpliwości, że nowy rząd ma wiele do zrobienia. Ekspert z IBnGR nie spodziewa się jednak zbyt wiele po ekipie Kazimierza Marcinkiewicza.

- Nowa władza ma wyraźne ciągoty etatystyczne, a to oznacza, że jeszcze sobie poczekamy - uważają.

Puls Biznesu
Dowiedz się więcej na temat: korzyści | ekspert | liberalizacja
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »