Liczyć na inwestycje
Ubiegłoroczne bezpośrednie inwestycje zagranicznych firm w Polsce były znacznie mniejsze niż w roku poprzednim i wyniosły 7-7,5 mld USD, szacuje Antoni Styrczula, prezes Państwowej Agencji Inwestycji Zagranicznych.
Głównym powodem zmniejszenia napływu zagranicznych inwestycji do naszego kraju było spowolnienie prywatyzacji. Rząd Leszka Millera zapowiedział ograniczenie sprzedaży państwowych firm, jednak według resortu skarbu corocznie z prywatyzacji będzie napływać do budżetu 6 mld zł (przy obecnym kursie niespełna 1,5 mld USD).
W skali globalnej bezpośrednie inwestycje zagraniczne (FDI) są najbardziej stabilnym źródłem napływu kapitału do krajów rozwijających się. Z danych opublikowanych w minionym tygodniu przez Bank Światowy wynika, że inwestycje bezpośrednie do wszystkich państw z tej grupy od czterech lat utrzymują się w przedziale 165-185 mld USD (co prawda w ostatnich dwóch latach bliżej dolnej granicy tego przedziału). Bank zaprezentował dane netto, w których uwzględniony jest efekt odpływu inwestycji.
Stale dodatnie jest również saldo inwestycji w akcje spółek notowanych na giełdzie.
Globalne spowolnienie gospodarcze doprowadziło natomiast do wycofania netto kapitału zaangażowanego w postaci długu. O ile na finansowanie w postaci papierów dłużnych emerging markets popyt utrzymał się, chociaż na niższym poziomie niż w poprzednich latach, to dalszemu znacznemu ograniczeniu uległo kredytowanie bezpośrednio przez międzynarodowe banki. Saldo pożyczek bankowych dla krajów rozwijających się jest ujemne już od trzech lat, jednak w 2001 r. wyniosło aż 32,3 mld USD.
Eksperci Banku Światowego wyjaśniają to spadkiem popytu na ryzyko i zaostrzeniem procedur kredytowych przez banki, obawiające się, że jakość portfela kredytowego w warunkach recesji ulegnie znaczącemu pogorszeniu. Z danych banku wynika, że odsetek amerykańskich banków informujących Rezerwę Federalną o ograniczaniu dostępu do kredytów był w ub.r. najwyższy od okresu recesji z początku lat 90.