Ludzie ponad zysk. Czyli czas porzucić banki!
Rozmowa z Kristen Christian, za sprawą której już niemal 2,5 miliona Amerykanów przeniosło swoje oszczędności z banków do unii kredytowych. Amerykanka pod koniec zeszłego roku wezwała na Facebooku do przenoszenia rachunków z wielkich banków do unii kredytowych, odpowiedników polskich SKOK-ów.
Gazeta Bankowa: Po raz pierwszy odwiedzasz Polskę. Jakie wrażenia od nas wywieziesz?
Kristen Christian: Moje wrażenia mogą się oczywiście wydawać prozaiczne, ale przecież w wolnych chwilach wcielałam się w rolę turystki podziwiającej nowe miejsce. Jestem zachwycona Polską i Polakami. Uwielbiam zieleń, która mnie tu otacza. Tak bardzo brakuje mi tego w Los Angeles. Co więcej, zachwycił mnie panujący w Polsce kontrast pomiędzy waszą historią i współczesnością, którą obserwuję. Nie mogę nadziwić się, że kraj, który tyle przeszedł, ludzie którzy wiele doświadczyli, są tak wytrwali i z takim optymizmem podchodzą do życia. Nie da się zaprzeczyć, że odziedziczyliście wiele wspomnień, wartości, cech charakteru, z których powinniście być naprawdę dumni. Amerykanie są dumni ze swojego dziedzictwa i oczywiście mają ku temu powody, ale przecież obok nas są kraje i żyją ludzie, których historia obfituje w szereg istotnych wydarzeń. Dziś, podczas wizyty w siedzibie Kasy Stefczyka, widziałam zgromadzone tam eksponaty poświęcone historii polskich unii kredytowych. Patrząc chociażby na kopertę z czasów zaborów, nie mogłam uwierzyć, że kiedy kraj pozostawał pod okupacją, ludzie potrafili rozwijać się i współpracować. Podkreślę jeszcze raz, że moim zdaniem wielka determinacja Polaków jest powodem do dumy.
Właśnie, przyjechałaś tu między innymi po to, żeby przedstawić Polakom ideę zapoczątkowanej przez ciebie akcji Bank Transfer Day. W Stanach Zjednoczonych media jednogłośnie okrzyknęły ją fenomenem i twoim wielkim sukcesem. Gdzie tkwi źródło tego sukcesu?
- Cóż, mam wrażenie, że doświadczamy pewnej retrospekcji. Historia zatoczyła swego rodzaju krąg i odzyskaliśmy tę, utkwioną w nas, troskę o nasze otoczenie, o naszą lokalną społeczność. Zrozumieliśmy w końcu, że wszystkie akcje, które podejmujemy, także nasze decyzje finansowe, mają swoje konsekwencje. My decydujemy, jaki skutek przyniosą i wybieramy, gdzie trafią nasze pieniądze. Czy wesprą wielkie korporacje, czy naszą społeczność.
- Każdy dolar, którego wydajemy, ma znaczenie. Może nie jest on istotny dla prezesa wielkiego banku - przecież on ma ich dużo. Ale dla ciebie i twoich sąsiadów to ważny element. Dlatego tak bardzo podkreślam znaczenie lokalnych instytucji, między innymi właśnie unii kredytowych. Bezinteresowność ich misji i zaangażowanie pracujących tam ludzi odgrywają niebagatelną rolę w kształtowaniu relacji międzyludzkich. Mam wrażenie, że to właśnie potrzeba współpracy i wzajemnego wsparcia była jednym z powodów sukcesu akcji Bank Transfer Day.
Jaką, twoim zdaniem, rolę odegrało w akcji Bank Transfer Day rozczarowanie polityką banków, ich wpływ na kryzys finansowy?
- Nie ukrywajmy, że miało to wielkie znaczenie. Pamiętam, jak jeden ze znajomych zadał mi proste na pozór pytanie: co zmieniłabyś w polityce banków, gdybyś została prezesem jednego z nich? Odpowiedziałam krótko: skupiłabym się na ludziach, nie na zysku. Nie chcę być źle zrozumiana. Nie widzę nic złego w osiąganiu wysokich wyników czy w dużych zarobkach. W końcu praca musi być wynagradzana. Istotą sprawy jest wrażliwość na ludzkie problemy, wsparcie społeczeństwa, w którym żyjemy i wzajemne zrozumienie. Nie możemy także zapominać o szczerości i transparentności działania instytucji. Wszak funkcjonuje ona dzięki środkom zainwestowanym w nią przez konsumentów.
- Trudno w tej sytuacji pogodzić się z wydatkami i skłonnością do ryzyka, jaką prezentują wielkie korporacje. Mówiąc wprost - dlaczego bank, który nie chce udzielić kredytu drobnemu przedsiębiorcy, jest gotowy wydać miliony dolarów na samolot, którym będzie podróżował prezes? Nie sądzę, żeby to pozwoliło zbudować zaufanie do instytucji dysponującej naszymi oszczędnościami.
- Dlatego uważam - i stąd zaczerpnęłam ideę Bank Transfer Day - że tam, gdzie zawodzi polityka wielkich korporacji, sprawdza się sposób działania spółdzielczych instytucji finansowych. W zapoczątkowanej przeze mnie akcji wzięły udział nie tylko osoby o niewielkich dochodach i skromnych oszczędnościach. Uczestniczyli w niej milionerzy, którzy po prostu zrozumieli, że będąc częścią wspólnoty, musimy ponosić za nią odpowiedzialność. Spotkałam się z ludźmi, którzy porównywali BTD do działań rewolucyjnych, a nawet doszukiwali się w tym znamion komunistycznych. Nic bardziej błędnego. Moim zamierzeniem było wykazanie, że każdy z nas powinien wnieść coś do środowiska, w którym żyje, że to od nas zależy, jak ono się rozwinie i czy rozwinie się w ogóle. Nie chodziło o przymus i nakładanie nowych obowiązków, a o wzrost świadomości i poczucia odpowiedzialności społecznej. Poznając historię Polski, skojarzyłam inicjatywę BTD z ruchem "Solidarności" - rzeszą ludzi, którzy postawili przed sobą wspólny cel. Oni ten cel wybrali, oni wybrali środki niezbędne do jego osiągnięcia i dążyli do jego realizacji w oparciu o zasadę wzajemnego zrozumienia.
W jednym z wywiadów, w październiku ubiegłego roku, opowiadałaś o pierwszej wiadomości, którą wysłałaś na Facebooku inicjując tym samym Bank Transfer Day. Zachęcałaś w niej do przenoszenia oszczędności do "lokalnych" i "zaufanych" unii kredytowych. Czy sądzisz, że ten lokalny charakter i zaufanie jest istotne dla klientów?
- Oczywiście. Ludzie chcą być częścią unii kredytowych, bo dzięki temu zyskują podmiotowość, nie chcą być po prostu częścią statystyki wielkiej korporacji. Nie ukrywam, że sama tego doświadczam. Kiedy przenosiłam swoje oszczędności z banku do unii kredytowej, nie przyznałam się do tego, że jestem organizatorką Bank Transfer Day. Chciałam zobaczyć, jak potraktują mnie jako "zwykłego" członka. Nie zawiodłam się i przekonałam, że mogę liczyć na pełne wsparcie. Dziś, kiedy dzwonię na infolinię, kiedy zwracam się z pytaniem, pracownicy rozpoznają mój głos, pamiętają, o czym rozmawialiśmy ostatnio, dopytują się, jak spędziłam weekend czy wakacje. Rozmawiam z nimi jak z rodziną. To naprawdę wiele dla mnie znaczy. Tego naturalnego podejścia brakuje bankom komercyjnym, dla których jestem po prostu klientem. Dlatego tak ważna jest obecność unii kredytowych na rynku finansowym. Potrzebna jest konkurencja, która będzie wyznaczała inne standardy.
Klienci zauważyli potrzebę istnienia takiej alternatywy i wyrazili swoje zdanie, przenosząc oszczędności z banków do unii kredytowych. Czy administracja państwowa w Stanach Zjednoczonych również dąży do wyrównania szans na rynku?
- Nie ukrywam, że byłam pozytywnie zaskoczona odzewem ze strony rządowej. Obawiałam się, że zainicjowaną przeze mnie akcję potraktują jak atak na banki. Jednak okazało się, że zrozumieli, na czym naprawdę mi zależy. W społeczeństwie kapitalistycznym, a z takim mamy do czynienia w USA, niezbędne jest zachowanie równowagi na rynku. Biznes może rozwijać się tylko, kiedy konsumenci mają możliwość wyboru, a konkurujące ze sobą firmy muszą respektować prawa swoich klientów. Obecnie w Stanach Zjednoczonych toczy się swego rodzaju bitwa o ten wolny rynek usług finansowych. Unie kredytowe mają ograniczone możliwości udzielania pożyczek biznesowych. W tej chwili w obydwu izbach Kongresu trwają działania zmierzające do zredukowania tych ograniczeń. Pamiętajmy, że to małe i średnie przedsiębiorstwa odpowiadają za niemal 70 proc. nowych miejsc pracy tworzonych na naszym rynku. Dzięki wdrażanym zmianom legislacyjnym, według szacunków, możliwe będzie stworzenie ponad 140 000 nowych miejsc pracy bez zaangażowania jakichkolwiek środków publicznych. Banków dotychczas nie interesowało wsparcie małego biznesu, więc rząd zmierza do wprowadzenia zmian, które umożliwią większe zaangażowanie spółdzielczych instytucji finansowych.
Zorganizowałaś akcję, która porwała tłumy. Jednocześnie sama stałaś się częścią Bank Transfer Day. W jaki sposób wpłynęło to na twoje życie?
- Moje życie zmieniło się radykalnie. Do czasu rozpoczęcia akcji byłam właścicielką małej, niezależnej galerii w Los Angeles. Teraz udzielam wywiadów i goszczę w programach ludzi, których podziwiałam jako dziecko. Moja mała kuzynka ogląda bez przerwy nagrania z moim udziałem i podobnie jak cała rodzina nie może uwierzyć, że wszystko rozrosło się do tak wielkich rozmiarów. Cenię swoją prywatność, zostałam wychowana w konserwatywnej rodzinie i nigdy nie dążyłam do sławy. Uważam jednak, że każdy z nas ma moralny obowiązek włączenia się w poprawę sytuacji społeczności, w której żyjemy. Dlatego, za namową rodziców, zdecydowałam się nadal angażować w rozwój działań wspólnotowych i udowadniać, że każdy z nas może stać się częścią Bank Transfer Day.
Rozmawiał Michał Szałapski