Łup za Częstochowę
Wokół sprzedaży Huty Stali Częstochowa (HSCz) znowu robi się gorąco. Tym razem chodzi o zysk z transakcji, który chcą przejąć władze Częstochowy, samorząd województwa śląskiego, a nawet stocznie na Wybrzeżu.
Gra idzie o wielką stawkę. Z około 1,25 mld zł, jakie za hutę zapłacił Związek Przemysłowy Donbasu (ZPD), do wzięcia będzie blisko ćwierć miliarda zł. Resztę zainkasują wierzyciele HSCz. Choć pieniądze z transakcji znajdują się wciąż na rachunku powierniczym - do podpisania ostatecznej umowy z ZPD potrzeba jeszcze zgody Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów - walka o się nie zaostrza.
- Pieniądze powinny służyć rewitalizacji pozostałego po hucie majątku i tworzyć miejsca pracy w Częstochowie oraz subregionie - uważa prezydent miasta Tadeusz Wrona, który w tej sprawie napisał list do ministra skarbu Jacka Sochy, w którym przypomniał straty, jakie miasto poniosło wskutek restrukturyzacji zakładu.
Plany Częstochowy torpedują władze Śląska, które chciałyby ulokowania pieniędzy w infrastrukturze, np. w rozbudowie lotniska w Pyrzowicach, gdzie za 200 mln zł można byłoby wybudować drugi terminal.
- Dzięki tym środkom moglibyśmy stać się drugim po Warszawie ośrodkiem pasażerskich przewozów lotniczych - twierdzi marszałek województwa Michał Czarski.
Jedni i drudzy są natomiast zgodni: pieniądze na pewno nie powinny wpaść w czarną dziurę pomocy dla konsolidowanych stoczni. Takie rozwiązanie pojawiło się w resorcie gospodarki, a jego wykonawcą byłaby Agencja Rozwoju Przemysłu, która przejęłaby całe TFS z zawartością jego rachunków bankowych. Na razie jednak realizacja tego pomysłu została wstrzymana, prawdopodobnie w związku z wyborami.
Ostateczną decyzję w sprawie pieniędzy za Hutę Częstochowa podejmie minister skarbu, który ma sto proc. głosów na walnym zgromadzeniu TFS. Nie zrobi tego jednak Jacek Socha, bo nie zdąży. Jeśli resort trafi po wyborach w ręce Platformy Obywatelskiej, może pojawić się jeszcze jednak możliwość - przekazanie pieniędzy do dyspozycji Krakowa, skąd wywodzi się Jan Rokita. Takie rozwiązanie doprowadziłoby jednak do antagonizmów pomiędzy Śląskiem a Małopolską, które od dłuższego czasu (choć mało skutecznie) próbują nawiązać współpracę gospodarczą.
Wszystko będzie zależało od dalszych losów samego TFS, które po sprywatyzowaniu hutnictwa nie ma już nic do roboty. Spółka jednak chce zaangażować się w nowe przedsięwzięcia, a pieniądze ze sprzedaży Huty Częstochowa dałyby jej szansę na przetrwanie.
- Moglibyśmy zająć się restrukturyzacją i naprawą państwowych spółek, a następnie ich sprzedażą - powiedział "GP" prezes TFS Tadeusz Wenecki.
Adam Woźniak