Mamy własną viagrę

Lekarstwo, dodatek do potraw czy barwnik do tkanin - żurawina była znana Indianom na długo przed przybyciem białych na ich terytorium. Prawdziwy boom na małe czerwone owoce nastąpił jednak, kiedy pod koniec lat 90. odkryto, że żurawina jest również świetnym... afrodyzjakiem.

Był rok 1621, a osadnicy w Ameryce obchodzili pierwsze święto Dziękczynienia. W darze od Indian przybysze z Europy dostali czerwone jagody - były to owoce żurawiny. Dzisiaj Amerykanie nie wyobrażają sobie Thanksgiving bez indyka i sosu z żurawiny. Pod tą postacią w ciągu świątecznego tygodnia pochłaniają ponad 30 tys. ton czerwonych owoców. Prawdziwy boom na żurawinę ogarnął Amerykę pod koniec lat 90., kiedy odkryto, że małe czerwone owoce poprawiają ukrwienie narządów płciowych. Żurawina, którą natychmiast obwołano "naturalną viagrą", lepszej reklamy nie potrzebowała.

Reklama

Dzisiaj jej rynek wart jest ok 200 mln dolarów biznes kręci się w najlepsze, a amerykańska żurawina podbija zagraniczne rynki. Amerykanie są potentatami w jej uprawie. Rocznie produkują aż 270 tys. ton jagód, z czego 130 tys. ton przeznaczają na eksport. Sprzedaż do Japonii, Niemiec, Meksyku i Francji potroiła się w ciągu ostatnich czterech lat.

Dla porównania Polska eksportuje 350 ton żurawiny, a cena skupu za kilogram wynosi w naszym kraju ok 5 zł, na targach sprzedaje się ja od 9 do 15 zł za kilogram.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: boom | owoce
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »