Miliardowe rezerwy banków na spory z frankowiczami

To jednak państwo powinno się zastanowić, jak rozwiązać problem kredytów we frankach - twierdzą ekonomiści. Bo sprawy o kredyty we frankach są wyjątkowo złożone i nie sprowadzają się do samych niedozwolonych klauzul zawartych w umowach. Na sporach z frankowiczami banki już straciły gigantyczne kwoty.

Ile dokładnie? Paweł Preuss, partner w firmie doradczej EY wylicza podczas zdalnej dyskusji w Klubie Odpowiedzialnych Finansów. Przez cały 2019 rok i pierwszą połowę tego roku na spory prawne z frankowiczami banki utworzyły 4,5 mld zł rezerw. O tyle mniej zarobiły przez półtora roku. Tylko w I półroczu tego roku ich rentowność obniżyła się w wyniku rezerw "na franki" o 1,3 punktu proc.

Wierzchołek góry lodowej

To oczywiście nie koniec, bo od czasu, kiedy nadzór zauważył, jakie ryzyka wiążą się dla banków z kredytami we frankach, nakazał tym, które mają dużo należności w tej walucie podnosić kapitały bardziej niż innym. Choćby dlatego, ze podniósł tzw. wagi ryzyka na kredyty frankowe do najwyższego możliwego poziomu. "Frankowe" banki wskutek tego mają dodatkowo 10,5 mld zł kapitałów, a to ok. 5 proc. kapitałów całego sektora bankowego w Polsce. Kredyty frankowe powodują, że banki muszą wstrzemięźliwie udzielać innych.

Reklama

- Można by z tego udzielić ponad 250 mld zł nowych kredytów hipotecznych w złotych - mówił Paweł Preuss.

Na razie to jednak sam wierzchołek góry lodowej, bo rozpoczętych sporów jest ok. 30 tys., a wszystkich umów o kredyty we frankach ponad 400 tys. Tymczasem banki już od dawna mówią, że jeśli wziąć pod uwagę koszty obsługi tych kredytów, zakupu franków oraz rachunkowość zabezpieczeń, to na kredytach we frankach już dawno przestały zarabiać.

Związek Banków Polskich obliczył parę lat temu, że straty wszystkich banków w związku z roszczeniami klientów mogłyby wynieść nawet 60 mld zł. Nawet najsilniejsze polskie banki mające duże portfele kredytów we frankach mogłyby się z takich strat nie wygrzebać.  

- Kredyty we frankach są dla nas nieszczęściem - dodała Paulina Gasińska, dyrektor zarządzająca w mBanku, odpowiadająca za relacje z klientami.

Po wyroku Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej z jesieni zeszłego roku frankowicze coraz częściej pozywają banki, a sądy coraz częściej w tych sporach biorą ich stronę. Kłopot z tym, że wyrok TSUE niczego tak naprawdę nie wyjaśnia. Stwierdza tylko, że jeśli w umowie są niedozwolone zapisy (klauzule abuzywne), a kredytobiorca chce unieważnić taką umowę, to sąd powinien ją unieważnić. Nie powiedział jednak - co dalej.

Ale TSUE powiedział dwie ważne rzeczy, o tym - co dalej? Pierwsza to taka, że sąd nie może sam tego ustalać - czyli kto komu jest winien, ile i dlaczego. Druga natomiast, że ustawodawca mógłby wydać przepisy o charakterze dyspozytywnym, czyli mówiące, co zrobić w sytuacji, gdy umowa kredytowa zostaje unieważniona. I ekonomiści zaczynają się przychylać do zdania, że takie przepisy powinny zostać uchwalone.

Kredyt we frankach to sprawa złożona

- Skupiamy się na aspektach prawnych, ale nie można zapominać o innych perspektywach. To nie tylko kwestie prawne, ale też finansowe, społeczne i ekonomiczne, które trudno rozdzielić - mówił Paweł Preuss.

- Nie da się spraw kredytów rozwiązać tylko poprzez postępowania prawne, bo kredyt jest pochodną warunków ekonomicznych. W orzeczeniach sądów są pułapki na przyszłość - dodał Andrzej Reich, niezależny ekspert i emerytowany dyrektor w Komisji Nadzoru Finansowego.

Jest jeszcze inna możliwość, zarówno przed rozpoczęciem sporu klienta z bankiem, jak też po sądowym wyroku unieważniającym umowę. To porozumienie dotyczące tego, kto w takiej sytuacji komu i ile jest winien. Ale takich porozumień miedzy bankami a klientami nie ma. Dlaczego?

- Musielibyśmy zawrzeć aneksy. Ale nie wiemy czy nie będą podważane - mówiła Paulina Gasińska.

- Może być potrzebna kolejna rozprawa, żeby ustalić sposób rozliczenia - powiedział Andrzej Reich.

I dodaje, że pomimo wyroku TSUE trudno przewidzieć ile minie lat, zanim linia orzecznicza polskich sądów się wykształci. Poza tym w samym TSUE czeka na rozstrzygnięcie już wiele innych zapytań polskich sądów. Słowem - gmatwanina prawna może trwać latami, a przez ten czas nad polskimi bankami wciąż będzie wysiało ryzyko kolejnych pozwów i kolejnych strat.

Małgorzata Chruściak, mecenas w kancelarii EY Law zwraca uwagę, że w sprawie kredytów we frankach głosu nie zabrał do tej pory Komitet Stabilności Finansowej. A tymczasem rosnąca śnieżna kula pozwów może zagrozić właśnie stabilności polskiego systemu finansowego. Tym bardziej potrzebne są w tej sprawie działania instytucji państwa.

Co na to państwo?

Interwencja władz publicznych jest tym bardziej konieczna, że zdecydowana większość kredytów we frankach zaciągana była w latach 2007-2008 na 30, 40, a nawet 50 lat. To znaczy, że będą spłacane przez kilkanaście, a niektóre nawet przez ponad 20 lat. Przez ten cały czas utrzymywać może się niepewność i nieustanne wojny klientów z bankami.

- W zeszłym wieku w czasie życia takiego kredytu były dwie wojny światowe (...)Nie ma dobrego rozwiązania, można poszukiwać rozwiązania najmniej złego - mówił Andrzej Reich.

Jest ten jeszcze jeden argument za tym, by władze publiczne wprowadziły przepisy "o charakterze dyspozytywnym" - jak sugerował TSUE. To możliwość powstania precedensów prawnych możliwość podważenia każdej umowy w ciągle zmieniającym się i niestabilnym systemie prawnym.

Najważniejsze jest jednak rozeznanie sytuacji. Chodzi o to, żeby wiedzieć o co tak naprawdę chodzi frankowiczom wchodzącym z bankami w spory prawne i jakie rozwiązania byłyby dla nich satysfakcjonujące. Bez przeprowadzenia takich badań nikt dobrego rozwiązania nie wymyśli. 

Jacek Ramotowski

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: bankowość | kredyt | kredyt we frankach
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »