Ministrowie łączności - było ich trzech
W niespełna cztery lata przez resort łączności przewinęło się trzech ministrów. Wszyscy rekomendowani przez Zjednoczenie Chrześcijańsko-Narodowe i wszyscy - jak jeden mąż - przed objęciem stanowiska z telekomunikacją mieli tyle wspólnego, że potrafili korzystać z urządzenia, które wynalazł Bell.
W niespełna cztery lata przez resort łączności przewinęło się trzech ministrów. Wszyscy rekomendowani przez Zjednoczenie Chrześcijańsko-Narodowe i wszyscy - jak jeden mąż - przed objęciem stanowiska z telekomunikacją mieli tyle wspólnego, że potrafili korzystać z urządzenia, które wynalazł Bell. Z tego nikt ich nie rozlicza, ale trzeba się jednak zastanowić, czy powinni otrzymać skwitowanie za pracę na wysokim stanowisku państwowym. Trudno o szybką odpowiedź - a to, że są wątpliwości jest o tyle istotne, iż owych trzech ministrów rządziło resortem w najważniejszym dla rynku telekomunikacyjnego okresie.
Ludzie ZChN zawładnęli Ministerstwem Łączności w czasie decydujących przemian branży telekomunikacyjnej. Na lata 1997-2001 przypadła bowiem liberalizacja rynku połączeń lokalnych i międzystrefowych, prywatyzacja Telekomunikacji Polskiej, opracowywanie i uchwalanie nowego prawa telekomunikacyjnego, przetarg na UMTS i kilka innych - niższej rangi - ale na pewno istotnych wydarzeń. Dlatego jasne staje się, że to właśnie decyzje podejmowane kolejno przez : Marka Zdrojewskiego, Macieja Srebro i Tomasza Szyszko zdecydowały o obecnym kształcie rynku telekomunikacyjnego w Polsce. Więcej, będą miały ogromny wpływ na jego funkcjonowanie w przyszłości. Oby tylko nie odbiły się czkawką - nam konsumentom oraz działającym na tym rynku podmiotom. Takiego ryzyka nie można wykluczyć.
Ale po kolei. Po wyborach parlamentarnych w 1997 roku, przy dzieleniu przez AWS resortów, ZChN otrzymało Ministerstwo Łączności. Co do tego, iż jest to łakomy kąsek, nikt nie miał wątpliwości. Czasy PRL, kiedy ten resort traktowany był po macoszemu, a nawet początek lat dziewięćdziesiątych, kiedy ta sytuacja niespecjalnie się zmieniła, minęły bezpowrotnie. ZChN nie mogło trafić lepiej, a perspektywa organizacji kilkunastu dużych przetargów - w polskich warunkach - była wyjątkowo kusząca.
Pierwszym człowiekiem tej partii w MŁ został 31 października 1997 r. (w pierwszym składzie rządu AWS/UW) Marek Zdrojewski. Na jego kadencję przypadły najważniejsze przetargi na telekoncesje lokalne. Ogłaszał je i spokojnie przyglądał się pozbawionej jakiejkolwiek logiki licytacji startujących podmiotów. W sumie nie miał się czym martwić, bo pieniądze miały zasilać budżet państwa (zatem im więcej, tym lepiej), ale mógł przewidzieć (wiele osób zwracało na to uwagę), iż kryteria oceny ofert, na pierwszym miejscu stawiające cenę, nie są najlepszym rozwiązaniem dla rynku. Zorganizowane i rozstrzygnięte przez Marka Zdrojewskiego przetargi zapewniły budżetowi państwa wpływy przekraczające 600 mln EUR. Choć tylko teoretycznie, bowiem teraz operatorzy nie chcą płacić rat koncesyjnych, a poza tym haracz ściłgany przez resort zahamował rozwój rynku. Nie taki efekt miała przynieść liberalizacja. Zdrojewski stracił posadź przy rekonstrukcji rządu w marcu 1999 roku. Nieoficjalnie mówiło się, że ta dymisja może mieć związek ze zmianami, jakie minister przeprowadzał w Banku Pocztowym oraz aferą z Banpolem. W grę wchodziły także wewnętrzne tarcia w samym ZChN. Rynek nie ocenił dobrze działa- Marka Zdrojewskiego. Zarzucono mu wręcz asekuranctwo, bierność i strach przed podejmowaniem ważnych decyzji.
Jego miejsce zajął 26 marca 1999 r. Maciej Srebro. W spadku dostał m.in. nie rozstrzygnięty do końca przetarg na koncesję w Warszawie. Jak siź potem okazało, ta kwestia mogła (pewności nie ma) przyczynić się do jego dymisji dokładnie rok później. Nowy szef resortu był gorącym zwolennikiem szybkiej liberalizacji rynku i co istotne - w przeciwieństwie do poprzednika - nie bał się o tym głośno mówić. Trudno odmówić mu też dobrych chęci w rozwiązywaniu sporów między operatorami. Podejmował jednak sporo kontrowersyjnych decyzji (druga koncesja warszawska, wydanie licencji long-distance bez elementu licytacji ceny, rozszerzenie licencji GSM trzem działającym w Polsce operatorom, zmiana szefa Poczty Polskiej czy wydanie rozporządzenia o Interconnect). Nawet jeśli były one korzystne dla rynku, to zwykle znajdował się ktoś wpływowy, komu nie były one na rękę. Poza tym rząd w tym czasie negocjował sprzedaż TP SA France Telecom, a minister - który głośno mówił o potrzebie szybkiego uwalniania rynku - na pewno nie przyczyniał się do wynegocjowania wyższej ceny za akcje narodowego operatora. Pracę stracił nagle i niespodziewanie. Decyzja zapadła w ciągu kilku godzin, a ogromny wpływ na nią miały zmiany wewnątrz ZChN. Ministrowi zarzucano chęć zbudowania własnego zaplecza politycznego. Nie brakowało też spekulacji o korupcji w resorcie (druga koncesja warszawska). Zarzutami wobec ministra - już po dymisji - zajęła się zresztą warszawska prokuratura, ale śledztwo po kilku miesiącach zostało umorzone.
Kolejnym szefem MŁ został 16 marca 2000 r. Tomasz Szyszko. Jego najważniejszym zadaniem miało być przygotowanie i rozstrzygnięcie - jak najbardziej korzystne dla budżetu państwa - przetargu na UMTS. Temu projektowi od początku towarzyszyło mnóstwo kontrowersji. Resort popełnił w tej sprawie kilka błędów, dosyć często zmieniał warunki i terminy przetargu. W rezultacie skończyło się na jego unieważnieniu i rozszerzeniu licencji trzem obecnym już w Polsce operatorom. Dla rynku na pewno nie jest to wymarzone rozwiązanie. Minister zajmował się też - z miernym rezultatem - godzeniem TP SA z operatorami long-distance, wydał - z ogromnym opóźnieniem - drugą koncesję warszawską, za jego kadencji Sejm uchwalił nowe prawo telekomunikacyjne, choć ministrowi trudno przypisać w tej sprawie jakieś szczególne zasługi. Ostatnio intensywnie zajmował się natomiast wyborem inwestora dla Banku Pocztowego. Nieoficjalnie mówi się też, że wiele czasu zajęły mu próby zdymisjonowania szefa Poczty Polskiej. Spóźnił się natomiast z wydaniem wielu rozporządzeń do prawa telekomunikacyjnego. Po krótkim, przymusowym urlopie - pracę stracił 18 lipca, bo premier uznał, że ?w sposób niewystarczający sprawował nadzór nad podległym mu resortem?.
Wspólną cechą trzech ministrów z ZChN jest brak jakiejkolwiek wiedzy o rynku telekomunikacyjnym w momencie obejmowania posady. Każdy z nich potrzebował kilku miesięcy na ogarnięcie sytuacji, nie zostawało mu zatem wiele czasu na podejmowanie dobrych dla rynku decyzji. Te można policzyć na palcach jednej ręki. Niefortunnych było znacznie więcej. Kolejnym wspólnym elementem jest to, iż żadnemu ministrowi nie udało się rozwiązać problemu opłat koncesyjnych czy zmiany stref numeracyjnych po reformie administracyjnej, zachęcić zachodnich telekomów do inwestowania w rodzimych operatorów stacjonarnych oraz wypracować metody na szybkie rozwiązywanie sporów między TP SA a pozostałymi graczami działającymi na rynku. Żaden z nich nie ufał też swojemu poprzednikowi i dokładnie sprawdzał podejmowane przez niego decyzje.
Na razie fotel szefa resortu jest pusty, a tylko z doskoku będzie na nim zasiadał Janusz Steinhoff, wicepremier i minister gospodarki. Coraz głośniej mówi się o możliwości likwidacji odrębnego resortu i objęciu działu ?łączność? przez Ministerstwo Gospodarki. Mała strata. MŁ nie jest już tak atrakcyjnym resortem, jak w ciągu czterech ostatnich lat.