Młode wino w stare bukłaki? (cz.2)

Obrót gospodarczy skomplikował się w ciągu ostatnich 15 lat niewyobrażalnie. Pięciokrotnie wzrosła też liczba spraw rozpoznawanych przez sądy. Nawet najlepsze chęci i wysokie zdolności nie zastąpią tu doświadczenia i głębokiej wiedzy. A co z charakterami? Czy naprawdę wszystko wiadomo o człowieku, który ma dwadzieścia kilka lat?

Obrót gospodarczy skomplikował się w ciągu ostatnich 15 lat niewyobrażalnie. Pięciokrotnie wzrosła też liczba spraw rozpoznawanych przez sądy. Nawet najlepsze chęci i wysokie zdolności nie zastąpią tu doświadczenia i głębokiej wiedzy. A co z charakterami? Czy naprawdę wszystko wiadomo o człowieku, który ma dwadzieścia kilka lat?

Brak niezbędnej wiedzy ma być, jak słychać, wypełniany studiami w specjalnej szkole (szkołach) dla sędziów. Moim zdaniem jest to droga niebezpieczna. Będzie powodowała dalsze zamykanie się profesji w ramach sędziowskiej wieży z kości słoniowej i pogoń za indywidualną karierą w ramach czterech poziomów sądownictwa, o której decyduje nie tyle sprawiedliwe orzekanie, ile postępowanie według uznanych w środowisku reguł.

Pozory i racje

Opinię publiczną bulwersują przypadki roztaczania parasola ochronnego nad sędziami ewidentnie łamiącymi prawo przez instytucje wewnętrznej kontroli środowiska i musi to niepokoić w najwyższym stopniu, nawet jeśli są to przypadki odosobnione. Postulat "podniesienia wymagań wobec sędziów i samoeliminowania z zawodu osób naruszających pragmatykę służbową oraz postępujących nieetycznie", skądinąd słuszny, zawarty został nawet w przyjętym ostatnio przez rząd Wstępnym Projekcie Narodowego Planu Rozwoju na lata 2007-2013 (pkt 248), co samo przez się jest już kuriozalne i kompromitujące nie tylko sędziów, lecz nasze państwo w ogóle, ale to dopiero początek drogi, skądinąd konieczny, do pożądanego stanu rzeczy.

Reklama

Powyższa diagnoza prowadzi do kilku wniosków:
- po pierwsze, gołym okiem widać, że sytuacja jest dramatyczna. Sądownictwo znalazło się w kryzysie niespotykanym w naszej najnowszej historii (pozostawmy na boku lata 50., bo są w ogóle poza konkurencją);
- po drugie, jest nikła szansa, by nasze prawodawstwo uległo poprawie w ciągu najbliższych lat. Wymaga to takiego przeorganizowania procesu legislacyjnego i takiego stopnia samoograniczenia się parlamentu, że trudno być tu optymistą.

Ratunkiem więc mogą być tylko dobrzy sędziowie. Ba...

Drogi wyjścia

Byłoby, moim zdaniem, ideałem rekrutowanie kandydatów na sędziów spośród najbardziej doświadczonych prawników innych profesji - przede wszystkim spośród prokuratorów, adwokatów, radców, nawet urzędników spełniających pewien wysoki poziom specjalnych wymagań. Ten model dopływu kadr praktykuje Naczelny Sąd Administracyjny, z bardzo dobrym i tanim, co także niebagatelne, skutkiem.

Pojawia się pytanie, czy kształceniu przyszłych sędziów mogą sprostać, niejako przy okazji zasadniczej działalności, istniejące korporacje i zawody prawnicze.

Moim zdaniem - nie. A poza tym, czy nawet maksymalne ich otwarcie się na absolwentów prawa musi prowadzić do rozwiązania wszystkich problemów związanych z usługami? Niekoniecznie. A poza tym - czy koniecznie trzeba być adwokatem lub radcą, by świadczyć każdy rodzaj "prawniczych usług dla ludności"?

I jeszcze jedna ważna uwaga: starzy adwokaci mówią wprost, że aplikacja adwokacka, poprzedzona obowiązkową aplikacją sądową, lepiej przygotowywała do zawodu. Jak wyglądają z kolei aktualnie praktyki aplikantów radcowskich w sądach, u notariuszy i w prokuraturach, wiem z kolei niejako z autopsji - córka od dwóch lat jest radcą prawnym.

Lepiej zmilczeć...

Prawnicza aplikacja państwowa

Skoro więc absolwenci uczelni w zasadzie nie są w stanie samodzielnie stosować prawa bezpośrednio po studiach, a nie każdy musi być sędzią, prokuratorem, adwokatem, radcą, notariuszem itd., postulowałbym następujący kierunek. Po pierwsze, wprowadzenie rocznej, najwyżej półtorarocznej prawniczej aplikacji państwowej, prowadzonej na podstawie specjalnej ustawy (model niemiecki) przy sądach, ale przy organizacyjnym i finansowym wsparciu wszystkich innych korporacji i zawodów prawniczych oraz instytucji państwowych i samorządowych.

Rozpoczynałaby się ona nietrudnym egzaminem wstępnym, zbliżonym poziomem wymagań do egzaminu koniecznego do przyjęcia do izby lekarskiej. Zasadniczo sprawdzałoby to także poziom poszczególnych fakultetów prawa i szybko ułożyłoby przekonujący ranking. Nie oznacza to, że taka aplikacja musiałaby przypominać aktualną sądową. Pożądane byłoby, aby program aplikacji państwowej obejmował staże w różnych instytucjach obsługi prawnej, administracji publicznej, sektora ubezpieczeń i bankowości nie wykluczając. Tu model niemieckiej aplikacji państwowej z tzw. stacjami praktyki w różnych instytucjach obsługi prawnej byłby bardzo przydatny.

Jest bowiem tajemnicą poliszynela, że polscy sędziowie rzadko mają zadowalające wiadomości z zakresu prawa administracyjnego, gospodarczego czy bankowości, co bardzo niekorzystnie odbija się na orzecznictwie. Z kolei klasyczni administratywiści prezentują częstokroć zatrważający poziom wiedzy z zakresu prawa cywilnego, czy procedur sądowych. Aplikacja państwowa byłaby więc szansą na wyrównanie poziomu w zakresie wiedzy podstawowej, a poza tym pozwoliłaby lepiej zorientować się samym młodym prawnikom co do ich planów zawodowych. Ten aspekt również nie jest bez znaczenia.

Jest oczywiste, że nie wszyscy absolwenci prawa będą chcieli mieć za sobą tego rodzaju aplikację. Nie wszyscy przecież poszli na studia z myślą o pracy w tradycyjnych zawodach prawniczych. Nie musi więc nas przerażać liczba kandydatów do tej aplikacji wstępnej. Pewną zaporą byłby tutaj także egzamin początkowy.

Skończenie tej aplikacji, z poważnym konkursowym końcowym egzaminem państwowym, z udziałem czynnika korporacyjnego oraz uniwersyteckiego, powinno oczywiście uprawniać do wykonywania niektórych prac, związanych z poradnictwem przedsądowym, wymagającym wiedzy rudymentarnej, bądź zasilać stanowiska obsługi sędziowskiej (asystenci, referendarze). Część absolwentów takiej aplikacji podstawowej poprzestanie na tym etapie zawodowego rozwoju i osiągnie wcale niemały poziom zawodowej satysfakcji.

Jak nie zgubić talentów

Górne 10-15 proc. najlepiej zdających miałoby prawo wybierać, już samodzielnie i bez egzaminu, indywidualną karierę w ramach istniejących korporacji, zawodów czy urzędów w ramach posiadanych etatów, oczywiście przy zachowaniu właściwego dla danej korporacji czy zawodu etapu szkolenia aplikacyjnego. Przyjęcie najlepiej zdających na aplikacje sektorowe byłoby swoistą premią motywującą do zwiększonego wysiłku już podczas studiów, a także po ich skończeniu. Reszta kandydatów do tych zawodów (aplikacji) byłaby rekrutowana w ramach konkursów prowadzonych już przez poszczególne korporacje, czy instytucje, koniecznie przy zewnętrznej kontroli tych konkursów i przy jasnych, obiektywnych ich kryteriach. Przy okazji warto rozważyć sprawdzony w okresie międzywojennym tryb kształcenia prawników dla Prokuratorii Generalnej, czyli instytucji wyspecjalizowanej w obsłudze prawnej jednostek Skarbu Państwa.

Droga do samodzielnego wykonywania zawodu byłaby tym samym nieco wydłużona, z kolei aplikacje korporacyjne (sektorowe) nie musiałyby może trwać tak długo jak obecnie, ale wszyscy mielibyśmy pewność, że talenty nie zostały zgubione przez źle dobrane sita. Sądy na tym etapie mogłyby czerpać kandydatów na referendarzy, komorników, kuratorów itd. i skupić się w większym stopniu na przygotowywaniu kadr obsługi sędziowskiej. Ten zespół ludzi też, oczywiście, mógłby być, na ogólnych zasadach, źródłem zasilania kadry sędziowskiej.

Po drugie, brak aplikacji stricte sądowej w dotychczasowym modelu otwierałby zawód sędziowski na wykształconych poza sądownictwem, sprawdzonych profesjonalnie i charakterologicznie kandydatów, przyjmowanych do zawodu, tak jak dotychczas, przy udziale Krajowej Rady Sądownictwa, ale w nieco zmodyfikowanym kształcie - konieczna byłaby w zakładanym modelu obecność w KRS także przedstawicieli korporacji i urzędów państwowych, a nie wyłącznie (poza sędziami) polityków, jak obecnie.

Uzupełnienie potrzebnego sądowego know-how byłoby dla tych ludzi zadaniem lekkim, łatwym i przyjemnym, być może wykonanym w ramach projektowanej szkoły dla sędziów.

Zyskalibyśmy tym sposobem w ciągu kilku lat naprawdę gruntownie przygotowaną, profesjonalną, rozumiejącą, co to niezawisłość, kadrę sędziowską, znacznie bardziej uodpornioną na pokusy tego świata, zdolną do przekształcenia nawet kiepskiego lex w pożądane ius. A po drodze niejako rozwiązanych by zostało także kilka ważnych problemów funkcjonowania wszystkich korporacji i zawodów prawniczych w ogóle.

Gazeta Prawna
Dowiedz się więcej na temat: młode | stare | wino
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »