Na boisku za pensję, czy na akord
Niemal każdy kraj w Europie ma lub miał swoją futbolową aferę. Głównie z powodu ludzkich słabości, które w parze z pieniędzmi stają się groźne. Futbol to emocje, a emocje wykluczają sprawiedliwość - kibice oglądają mecze z otwartymi oczami, a sędziowie - jak przystało Temidzie - zawiązują je czarną chustą. Wynika z tego więcej, niż się na pierwszy rzut oka wydaje.
Kibice z rzadka zapoznają się z wynikami badań ekonomistów. Trzech z nich: Alex Bryson z Narodowego Instytutu Badań Ekonomicznych i Społecznych (National Institute of Economic and Social Research), Babatunde Buraimo z Uniwersytetu Central Lancashire i Rob Simmons ze Szkoły Zarządzania Uniwersytetu Lancaster podzieliło się na portalu VoxEU.org wynikami swoich badań zależności między sposobem wynagradzania, a jakością pracy sędziów piłki nożnej w angielskiej Premier League.
Przez wiele dziesięcioleci sędziowie piłkarscy gwizdali właściwie za darmo. Solidniej dorobić mogli jedynie wybrańcy biegający po murawach najbardziej wypełnionych stadionów najlepszych lig świata. Przyjęło się, że otrzymywali dietę, która miała im zapewnić zwrot kosztów i jakąś "górkę" za sobotnio-niedzielną fatygę. Kilka dekad temu futbol zaczął się jednak stawać przemysłem z sektora rozrywki. Decyzja sędziego mogła już nie tylko uradować/rozwścieczyć tłum kibiców, ale przesądzić losy wielkiej inwestycji, w której sędzia stał się istotnym aktywem (składnikiem majątku). A aktywa mają swoją cenę.
Nic dziwnego, że konieczność właściwej wyceny wszystkich aktywów dostrzegli Anglicy - to przecież na Wyspach narodził się kapitalizm. Sezon 2001/2002 był pierwszym, w którym sędziowie główni Premier League należący do ok. dwudziestoosobowej grupy Wybrańców (Select Group) przeszli na pensje. Znacznie im się polepszyło. Oprócz tradycyjnego honorarium za mecz zaczęli otrzymywać stale wynagrodzenie nazwane z angielskim poczuciem humoru anuual retainer. Słowo retainer ma sporo znaczeń, a wśród nich jest wynagrodzenie adwokata. Sędzia piłkarski, jak adwokat, jest powiernikiem wielu tajemnic, stąd chyba ten retainer.
W pierwszym roku obowiązywania nowego systemu pensja wynosiła 33 tysiące funtów rocznie, a meczowe honorarium 600 funtów. W sezonie 2008/09 wynosiła już 57 tys. funtów. plus honorarium wynoszące w tymże sezonie 350 funtów za mecz. To bardzo dobry zarobek - w tym samym roku przeciętne wynagrodzenie roczne (mediana) wyniosło w Albionie 26 tys. funtów. Za przykładem Premiership poszła hiszpańska La Liga. Niemcy pozostali sceptyczni i pozostali przy pomeczowych wypłatach.
Pole dla badaczy zależności między płacą a pracą otworzyło się wyłącznie dlatego, że sędziowie z Championship (czyli II ligi, trzymając się nazewnictwa ze starych dobrych czasów) musieli obejść się smakiem. Oni pozostali wyłącznie przy honorariach. Można było zatem porównywać jabłka z gruszkami oraz to co dzieje się z jabłkiem, gdy trafia do skrzynki z gruszkami i na odwrót. Alex Bryson i jego koledzy mogli zachować poprawność metodologiczną, ponieważ grupa Wybrańców zmieniała się. Niektórzy nie unieśli ciężaru, a na ich miejsce awansowali sędziowie z poziomu Championship. Badanie objęło praktycznie wszystkie (11 169 z 11 184 ogółem) mecze rozegrane w Premiership i Championship w sezonach od 1997/1998 do 2008/2009. Gwizdało w nich łącznie 168 sędziów. Teraz trzeba było już tylko znaleźć metodę...
Padło na kartki. Te żółte i czerwone. Badacze uznali, że pokazanie graczowi kartki jest przejawem sędziowskiej nieudolności. Oznacza, że nie panuje w swoim królestwie, co znalazło potwierdzenie już we wcześniejszych badaniach pod kierunkiem niemieckiego z kolei naukowca Bernda Fricka. Wzięli, rzecz jasna, pod uwagę, że zdarzają się sytuacje i wybryki, które wymuszają wyciągnięcie kartonika. Po podsumowaniu wyników okazało się, że sędziowie na pensji pokazują przeciętnie "pół" kartki mniej, niż "panowie w czerni" biegający po murawie tylko w zamian za honorarium. Przy okazji dowiedzieliśmy się, że średnio w jednym meczu obu najwyższych lig w Anglii sędziowie wyjmowali kolorowe kartki trzy razy.
Te dane pokazują, że stała płaca dla sędziego nie jest złym pomysłem (coś się poprawiło), ale nie gwarantuje wyraźnie lepszej pracy. Spadek liczby kartek wyniósł tylko jedną szóstą; za mało żeby dopatrzyć się silnego związku. Teorie z dziedziny wynagrodzeń nie naprawią więc sędziowania w piłce nożnej. W futbolu, jak w życiu, pieniądze mogą przede wszystkim psuć, zwłaszcza, jeśli gromadzą się w bezwstydnym nadmiarze.
Jan Cipiur
Autor jest publicystą ekonomicznym, był szefem redakcji serwisów ekonomicznych PAP. Publikuje w internetowym Studiu Opinii.
Artykuł powstał na podstawie: "Man in black: the impact of new contracts on football referees' performance", www.VoxEU.org