Nasz strategiczny cel: Irak dla Irakijczyków

Nie jesteśmy światowym mocarstwem, nie szukamy łatwych zysków, ani dostępu do ropy naftowej. Pragniemy pomóc narodowi irackiemu w budowaniu demokratycznego, wolnego państwa - powiedział w Szczecinie prezydent Aleksander Kwaśniewski, podczas pożegnania żołnierzy wyjeżdżających do Iraku.

Nie jesteśmy światowym mocarstwem, nie szukamy łatwych zysków, ani dostępu do ropy naftowej. Pragniemy pomóc narodowi irackiemu w budowaniu demokratycznego, wolnego państwa - powiedział w Szczecinie prezydent Aleksander Kwaśniewski, podczas pożegnania żołnierzy wyjeżdżających do Iraku.

Ważne słowa, może nawet nieco napuszone, ale powaga sytuacji i okoliczności jak najbardziej usprawiedliwiają pewien patos. Sprawa jest naprawdę bardzo poważna.

Po raz pierwszy w historii (udziału w "bratniej pomocy" dla Czechosłowacji w roku 1968 wolelibyśmy nie pamiętać) Polska ma tak ważną do odegrania rolę na rynku międzynarodowym, światowym. Pewne symboliczne epizody miały już miejsce, ale były jedynie epizodami. Teraz, niezależnie od tego, jak wzniosłymi zwrotami określimy stojące przed nami zadania, czeka nas po prostu ogromna praca do wykonania.

Reklama

Wyjazd naszego kontyngentu do Iraku jest prostą konsekwencją politycznego wyboru dokonanego kilka miesięcy, a zapoczątkowanego kilka lat temu. Naszej ścisłej współpracy ze Stanami Zjednoczonymi w realizacji celów polityki wręcz światowej. Czy był to słuszny wybór? Oceny, i to zapewne niejednoznacznej, dokona dopiero historia. Bieżące oceny są zróżnicowane. Większość Polaków, według badań 55 proc., jest przeciwna naszemu angażowaniu się w Iraku. Ale trzeba również pamiętać, że jest to wynik najmniej jednoznaczny ze wszystkich krajów, poza Stanami Zjednoczonymi, a mimo to wiele krajów bierze udział w operacji Irackiej. Często, wbrew opinii własnych społeczeństw podjęli to ryzyko.

Ryzyko bardzo poważne, bo mające wymiar nie tylko ekonomiczny. Drogą badań, w Ameryce bada się już wszystko, obliczono, że tolerancja społeczeństwa amerykańskiego na liczbę zaplombowanych trumien wracających z Iraku wynosi 300. Liczba Amerykanów, którzy na skutek różnych przypadków stracili życie od początku interwencji w Iraku, dosyć znacznie przekroczyła już połowę tej liczby. Co będzie dalej? - pokaże czas. Żegnając polskich żołnierzy prezydent podkreślił, że obecność Polski w Iraku ma trwać tak długo, aż naród iracki zbuduje własne, niezależne instytucje władzy i administracji. "Do zobaczenia za pół roku w Ojczyźnie! Czekamy!" - takimi słowami zakończył swoje wystąpienie. Przyłączamy się do tych życzeń, ale życie toczy się własnym torem, którego nie sposób przewidzieć do końca. Chcielibyśmy, by liczba powracających w zdrowiu była dokładnie taka sama jak wyjeżdżających, ale trudno wykluczyć wypadki, zamachy, wręcz potyczki - to może nie jest już wojna, ale jeszcze walka.

W obliczu tych rozważań na plan dalszy schodzą ekonomiczne aspekty tego przedsięwzięcia, ale również nie sposób pominąć ich zupełnie. To, że nie stać nas na tego typu przedsięwzięcia nie jest dla nikogo tajemnicą. Tu z wydatną pomocą przychodzi nam nasz strategiczny partner, Stany Zjednoczone. Ale nawet to, że nie bardzo nas stać, nie zwalnia nas z obowiązku zapewnienia wysyłanym żołnierzom wszystkiego co może tam być im niezbędne. Cynicy mówią, że nic tak dobrze nie robi koniunkturze, jak mała, zwycięska wojenka, najlepiej możliwie najdalej od własnych granic. Jeżeli ta misja, niezależnie od swoich podstawowych celów, przełoży się - przynajmniej w jakiejś mierze - i na koniunkturę, tym lepiej.

Puls Biznesu
Dowiedz się więcej na temat: Irak | Aleksander Kwaśniewski | prezydent
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »