Nauczyciele: Woda z mózgu
Rząd naobiecywał nauczycielom, że utrzyma ich emerytalne przywileje, ale nie utrzymał. I teraz nauczyciele nie wiedzą, czy wracać do pracy, czy nie. Może będą pozywać rząd do sądu - pisze "Gazeta Wyborcza".
Pani Wioletta od 30 lat uczy historii w gdańskiej podstawówce. Zarabia 2,4 tys. zł (brutto). Mąż od pół roku jest na bezrobociu, czasem łapie pracę dorywczą. A wychowują dwójkę dzieci, nastolatków. - Z mojej pensji utrzymujemy cały dom, razie jakoś od biedy starcza. Ale za kilka tygodni będzie tragedia - mówi kobieta.
Pani Wioletta w maju złożyła wypowiedzenie z pracy. I od września ma dostawać 1,2 tys. wcześniejszej emerytury. Chciała pracować jeszcze trzy-cztery lata, ma siły, zdrowie, dobry kontakt z uczniami, ale...nie miałam wyjścia. Gdybym nie wzięła wcześniejszej, musiałabym dociągnąć do 60 lat, a w tym wieku to już za wiele nie nauczę. Po za tym miałabym jeszcze niższą emeryturę.
Artykuł Karty nauczyciela, która daje nauczycielom z minimum 30-letnim stażem szansę przechodzenia na wcześniejsze świadczenia, wygasa z końcem roku. Nikt nie wie, ilu spośród 40 tys. takich nauczycieli, żeby się załapać na Kartę, odeszło ze szkoły. Musieli to zrobić do końca maja. Gdyby tego nie zrobili, musieliby pracować do ustawowego wieku emerytalnego: (60 lat kobiety i 65 lat mężczyźni). Ich emerytura wyliczana po nowemu byłaby też niższa o dobre 100 czy 200 zł. Przy nauczycielskich emeryturach (średnio 1250 zł brutto) to kupa forsy. Dlatego - jak już wiemy od pani Wioletty - chcąc nie chcąc, wielu złożyło wymówienia.
Nie uwierzyli kwietniowym zapewnieniom minister pracy Anny Kalaty, a nawet samego premiera Kaczyńskiego, że mogą pracować dłużej i prawa do wcześniejszej emerytury nie stracą. Rząd obiecywał bowiem, że jeszcze w maju wyśle do Sejmu specjalną ustawę, w której przedłuży bezterminowo szanse wcześniejszej emerytury.
Pani Wioletta - i tacy jak ona - miała rację. Rząd nie zdążył, niczego do Sejmu nie posłał. Nie posłał, ale fason trzymał. W czerwcu nadal zapewniał, że dramatu nie ma. Odpowiedzialny za emerytury wicepremier Przemysław Gosiewski dawał nadzieje, że nauczyciele, którzy wbrew sobie złożyli wypowiedzenia, będą mogli je wycofać. Ustawa, choć spóźniona, w końcu będzie.
I rzeczywiście, w lipcu Sejm przyjął rządową specustawę. Pani Wioletta odetchnęła, ale na wszelki wypadek wypowiedzenia nie wycofała. I znów miała rację. Bo poprawki zgłosił Senat i specustawa musiała wrócić do Sejmu. Najbliższe posiedzenie - 22 sierpnia, ale w głównym porządku obrad sprawy nauczycieli nie ma. Posłowie mają teraz inne rzeczy na głowie. A czas biegnie. Wypowiedzenia z pracy nauczyciele mogą wycofać praktycznie do końca przyszłego tygodnia, bo dyrektorzy szkół 25-26 sierpnia zwołują rady pedagogiczne i muszą wiedzieć, kto będzie u nich pracował, a kto nie - czytamy w piątkowej "Gazecie Wyborczej".