Nie tak prosto odwrócić prywatyzację

Renacjonalizacja? To nie takie proste, panie premierze. Tak uważa Najwyższa Izba Kontroli, przyznając, że zastrzeżeń do prywatyzacji jest wiele.

Nie ma podstaw do unieważnienia prywatyzacji

Czy już czas, by inwestorzy, którzy brali udział w prywatyzacji polskich spółek, zaczęli obawiać się o swój stan posiadania? Z ostatnich wypowiedzi wicepremierów: Romana Giertycha (lidera LPR) i Andrzeja Leppera (szefa Samoobrony) wynika, że tak.

Przypomnijmy, że w poniedziałek na konferencji prasowej LPR przedstawiła projekt uchwały wzywającej rząd do przygotowania wniosków o unieważnienie prywatyzacji, przy przeprowadzaniu których Najwyższa Izba Kontroli (NIK) stwierdziła nieprawidłowości. Andrzej Lepper uważa, że projekt LPR to element kampanii wyborczej, ale go popiera i przypomina, że w 2002 r. jego partia przedstawiła podobny.

Reklama

Roman Giertych zapowiedział wczoraj w radiowej "Trójce", że jeszcze we wtorek będzie rozmawiał o tym z premierem Jarosławem Kaczyńskim. Zastrzegł, że LPR nie chodzi o "znacjonalizowanie przemysłu", ale o to, by sprawdzić, czy prywatyzacje, których przebieg kwestionowała NIK, wskazując nieprawidłowości, są ważne.

Lider LPR jako przykład podaje sprzedaż Polskich Hut Stali (kupił je Mittal Steel, NIK kończy prace nad raportem, Andrzejowi Szarawarskiemu, ekswiceministrowi gospodarki i skarbu, prokuratura stawia zarzuty), a Andrzej Lepper nie ma wątpliwości, że do nieprawidłowości dochodziło przy prywatyzacji sektora bankowego.

Problem w tym, że jak przyznaje NIK - miała ona zastrzeżenia do zdecydowanej większości prywatyzacji. Jacek Jezierski, wiceprezes NIK, podkreśla jednak, że były to zarzuty bardzo różnego kalibru.

Przygotowania z błędami

- Bardzo często nasze zastrzeżenia dotyczyły działań poprzedzających prywatyzację. W wielu przypadkach brakowało stabilnej strategii dla całych prywatyzowanych branż, co prowadziło do chaotycznej wyprzedaży. Wielokrotnie minister skarbu nie określał celów prywatyzacji, co powodowało, że nie można było ocenić, czy zostały osiągnięte pożądane rezultaty - wylicza Jacek Jezierski.Dodaje, że NIK bardzo często kwestionowała sposób wyboru doradców prywatyzacyjnych, przyjęte metody wyceny, które najczęściej prowadziły do zaniżenia wartości prywatyzowanego majątku, oraz zabezpieczenie interesów skarbu państwa i pracowników.

Słabe argumenty

Potężne działa NIK wytoczyła m.in. po skontrolowaniu przebiegu prywatyzacji warszawskiego Stoenu, który niemiecki koncern energetyczny RWE kupił w grudniu 2002 r. za 1,5 mld zł. Izba uznała m.in., że mimo znacznego przychodu - transakcja może być w dłuższym terminie niekorzystna gospodarczo i zagrażać bezpieczeństwu energetycznemu państwa.

Czy to powód do unieważnienia prywatyzacji? NIK ma poważne wątpliwości.

- Decyzja należy do polityków, ale to nie takie proste, co widać na przykładzie PZU. Jedyna droga wiedzie przez sąd, najpierw jednak trzeba udowodnić, że prawo złamali nie tylko urzędnicy państwowi, ale też inwestor. Trudno, żeby nabywca ponosił konsekwencje błędów urzędników, chyba że można dowieść mu działanie w złej wierze - uważa Jacek Jezierski.

Jego zdaniem, powodem unieważnienia umowy mogłoby być np. rażące naruszenie przez inwestora zobowiązań inwestycyjnych.

- Problem w tym, że w umowach skarb państwa na ogół słabo się przed tym zabezpieczał - dodaje wiceprezes NIK.

Agnieszka Berger

Puls Biznesu
Dowiedz się więcej na temat: prosto | najwyższa izba kontroli | Prosty | skarbu | LPR | izba | NIK | nieprawidłowości
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »