Niemiecka prasa o opłatach za testy: Niemądre i niedbałe

Prasa komentuje decyzję rządu Niemiec o wprowadzeniu opłat za testy na koronawirusa. Uderzy to w osoby, które z dbałości o innych często testują się przed spotkaniem ze znajomymi czy pójściem na koncert.

Biznes INTERIA.PL na Twitterze. Dołącz do nas i czytaj informacje gospodarcze

"Ryzykowny lot z zamkniętymi oczami"

"Frankfurter Allgemeine Zeitung" zauważa, że kolejny, trzeci już rok pandemii jest naznaczony "fatalną" zasadą "stop-and-go", którą rząd przyjął w strategii dotyczącej postępowania z pandemią. "Chociaż kraj jest już w trakcie letniej fali gwałtownego wzrostu liczby zakażeń, koalicja rządząca decyduje się na ryzykowny lot z zamkniętymi oczami. Zamiast polegać na wypróbowanych i sprawdzonych instrumentach powstrzymywania pandemii, likwiduje bezpłatne testy. Oferowanie go w przyszłości za trzy euro jest niemądre i świadczy o niedbałości. W związku z drastycznym wzrostem kosztów utrzymania, wielu obywateli będzie oszczędzać na chodzeniu do punktów testowania. Wiele zakażeń pozostanie niewykrytych, nosiciele wirusa będą mogli zakażać osoby starsze lub o podwyższonym ryzyku" - czytamy w "FAZ".

Reklama

Krytyczny komentarz na temat decyzji rządu o wprowadzeniu opłat za testy zamieszcza także "Reutlinger General-Anzeiger": "W przyszłości na koncerty czy stadiony będą więc chodzić osoby, które nie zostały przetestowane. Testy nie dają wprawdzie stuprocentowej pewności, ale przynajmniej zapewniają pewien stopień bezpieczeństwa. Jednak teraz to już odpada. Osoby zakażone będą zarażać inne osoby podczas dużych imprez. I nawet jeśli przebieg choroby przy obecnie panującym wariancie koronawirusa z reguły raczej nie jest dramatyczny, to zainfekowani - a będzie ich całkiem sporo - będą nieobecni przez co najmniej pięć dni w halach zakładowych, w urzędach w służbie zdrowia. To będzie naprawdę kosztowne".

"Liczba testów będzie się zmniejszać"

"Maerkische Oderzeitung" z Frankfurtu nad Odrą zauważa z kolei: "Jest oczywiste, że w czasach wojny, inflacji i zmian klimatycznych państwo musi zacząć bardziej dbać o swoje pieniądze. Trzy euro stanowią hamulec dla tych, którzy teraz stale korzystają z ośrodków testowania - bo to przecież "nic nie kosztuje". Bez konkretnego powodu. Dla osób idących do przyjaciół lub na koncert, a chcących zachować środki ostrożności, trzy euro nie powinno być dużą kwotą. Oczywiście: liczba testów będzie się zmniejszać. A kto nie będzie miał pozytywnego wyniku szybkiego testu, ten nie wykona testu PCR, który jest uwzględniany w statystykach. Niemniej jednak, jest to kompromis, z którym można żyć".

"Badische Zeitung" zastanawia się, czy na pewno każdy, kto dotychczas z czystej troski o innych testował się przed koncertem czy spotkaniem ze znajomymi, będzie gotów płacić "dodatkowe pieniądze". "Można sobie wyobrazić wahanie. Nawet alternatywa, czyli test przeprowadzany samodzielnie, nie jest za darmo. Dobrowolnych testów będzie więc mniej. Nie da to ochrony grupom ryzyka. Im może pomóc tylko zahamowanie rozprzestrzeniania się wirusa, a więc sytuacja, w której inni jak najczęściej poddają się badaniom" - czytamy w dzienniku z Fryburga. Gazeta przypomina, że opłaty za testy mogą wziąć na siebie kraje związkowe, jednak pozostawienie im takiej możliwości sprawi, że znajdą się pod presją. "Nie tak wygląda konsekwencja w walce z koronawirusem", puentuje dziennik.

Monika Sieradzka, Redakcja Polska Deutsche Welle

Deutsche Welle
Dowiedz się więcej na temat: testy na COVID | Niemcy | zdrowie
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
na
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »
Przejdź na