Nikt nie chce łapać gorącego kartofla

Przełamanie przez WIG kolejnego wsparcia, jakim było 28,5 tys. pkt, jest potwierdzeniem dominacji trendu spadkowego na warszawskim parkiecie.

Skala zniżki znów była imponująca, zwłaszcza w przypadku największych firm. Wyprzedaż objęła też szerokie grono firm. To dodatkowo potwierdza siłę głównego trendu. Natomiast pozytywnym elementem sesji były niewielkie obroty. Ich utrzymanie się przez dłuższy czas niż jedna, czy dwie sesje, sugerowałoby zbliżanie się do twardszego dna. Widać, że maleje liczba inwestorów chcących łapać gorącego kartofla, ale to dopiero początek tego zjawiska. Za wcześnie, by wyciągać z tego dalej idące wnioski.

Mimo silnego spadku giełdy to nie ona jednak była wczoraj głównym bohaterem - stały się nim obligacje i złoty, tracące bardzo mocno. Znów - będąc pesymistami - okazaliśmy się ostatecznie optymistami. Zakładaliśmy dotarcie dolara przynajmniej do 2,9 zł, a euro co najmniej do 3,75 zł. Liczyliśmy na przekroczenie przez rentowność obligacji 7 proc. Wczoraj wszystkie te poziomy zostały pokonane. Na krótką metę odczytujemy to negatywnie, bo potwierdza silny odwrót od rynków wschodzących. Stwarza też wymierne problemy. Wyższa rentowność to gorsze relacje między akcjami i obligacjami w portfelach OFE, czy funduszy zrównoważonych i mniejsze możliwości kupna akcji, zwłaszcza przez te pierwsze. Natomiast tak silny spadek złotego może zacząć budzić obawy przed pogorszeniem jakości portfeli walutowych kredytów hipotecznych naszych banków ze względu na wzrost ilości osób mających trudności z obsługą zadłużenia.

Reklama

Każdy dzień rodzi więc nowe zagrożenia. Podobnie jest w Ameryce. Po tym, jak podjęto zdecydowane działania mające pomóc bankom uporać się z górą bezwartościowych papierów opartych na kredytach hipotecznych, dość szybko pojawiły się nowe kłopoty. Teraz obawy dotyczą instrumentów opartych na kredytach dla przedsiębiorstw. Do tej pory mieliśmy w USA sytuację, w której branże nie powiązane ściśle z rynkiem nieruchomości, radziły sobie dobrze. Teraz zaczynają wykazywać oznaki słabości. Potwierdzeniem były wczorajsze wyniki najważniejszych spółek, które nie mogły zadowalać. Problem staje się coraz bardziej powszechny, skąd prosta droga do utraty wiary przez inwestorów, że wyniki w niedalekiej perspektywie poprawią się. Towarzyszy ona od początku obecnej bessy, co skutkuje wciąż jeszcze wysokimi prognozami zysków na IV kwartał tego roku i I kwartał 2009 r.

Wciąż za podstawowy wariant rozwoju sytuacji przyjmujemy spadek S&P 500 do 777-800 pkt, gdzie są dołki internetowej bessy. To daje jeszcze spory potencjał zniżki. Zastanawiamy się, jak w takiej sytuacji zachowają się rynki wschodzące, w tym nasza giełda? Czy będą wypadać jeszcze słabiej od giełdy USA, czy podobnie jak było to jesienią 2002 r., gdy kończyła się najostrzejsza faza internetowej bessy, zaczną wykazywać się siłą. Dziś bardziej prawdopodobny jest pierwszy wariant, co każe poszukiwać dna naszego parkietu jeszcze wyraźnie niższej niż jesteśmy dziś.

Katarzyna Siwek

Expander.pl
Dowiedz się więcej na temat: zniżki
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »