Niższe taryfy na prąd. Prezes URE: Jesteśmy gotowi na podjęcie działań
Prezes Urzędu Regulacji Energetyki Rafał Gawin ocenia, że cena energii w taryfie w drugiej połowie roku może wynieść poniżej 600 zł/MWh. Takiej stawki nie zapłacą jednak końcowi odbiorcy, ponieważ zgodnie z ostatnią decyzją rządu nie dojdzie do "całkowitego" odmrożenia cen energii, a jedynie częściowego.
"Patrząc na notowania giełdowe energii elektrycznej i doliczając wszystkie koszty własne i koszty obowiązków spółek realnie poniżej 600 zł w taryfie jest możliwe, na półtora roku" - powiedział w czwartek prezes Urząd Regulacji Energetyki Rafał Gawin.
Zastrzegł, że taryfa może potem podlegać korekcie, skoro będzie procedowana w połowie tego roku, a ma obowiązywać do końca przyszłego roku. Jednocześnie obniżenie taryf na prąd można się spodziewać "w najbliższym czasie".
- Oczekujemy na finał regulacji prawnych, tak, żebyśmy mogli podjąć działania - zaznaczył Gawin.
Przypomnijmy, że przedstawiciele Ministerstwa Klimatu i Środowiska zapowiadali, że od drugiej połowy roku mogą spaść taryfy na prąd. Miałoby to pozwolić na uniknięcie skokowego wzrostu cen energii. Obecne były zatwierdzane pod koniec 2023 roku. Są one na poziomie ok. 740 zł netto za MWh. Tymczasem ceny od 1 stycznia do 30 czerwca 2024 roku są zamrożone na poziomie ok. 413 zł netto za MWh.
- Jesteśmy też gotowi na podjęcie działań na podstawie już obowiązujących przepisów - wskazał Gawin. Chodzi o możliwość wezwania spółek energetycznych do obniżenia taryf. Takie wezwanie mogłoby się pojawić "zapewne na początku maja" - powiedział prezes URE.
Nowe taryfy mogłyby być z kolei znane "w połowie czerwca" - ocenił - tak, żeby mogły wejść w życie od lipca.
Zgodnie z ostatnimi zapowiedziami przedstawicieli rządu oraz opublikowanym projektem ustawy, obecne rozwiązanie otrzymujące ceny energii na poziomie 412 zł netto będzie obowiązywał do końca czerwca. Od następnego miesiąca nastąpi częściowe "odmrożenie stawek", ustanawiają jej maksymalną cenę dla odbiorcy końcowego na poziomie 500 zł netto.
Takie wartości dotyczą megawatogodziny (MWh). Natomiast najczęściej klienci dostawców energii widzą na rachunkach stawki podane w niższych wartościach, bo w kilowatogodzinach (KWh). Patrząc więc przez pryzmat portfela statystycznego obywatela, ceny prądu powinny wzrosnąć w drugiej połowie roku z ok. 0,41 zł do 0,50 zł za KWh.
Jednak te widełki dotyczą gospodarstw domowych mieszczących się w limicie. Chodzi o m.in. gospodarstwa domowe, które na przestrzeni 6 miesięcy zużyły nie więcej niż 1,5 MWh. Gospodarstwa domowe z osobami z niepełnosprawnościami mają natomiast pułap ustawiony na 1,8 MWh, zaś rodziny z Kartą Dużej Rodziny oraz rolnicy na 2 MWh.
Dokładnych ram nowej wersji bonu energetycznego jeszcze nie znamy. Jak informowaliśmy na łamach Interii Biznes, możliwe jest pozostawienie obowiązującej maksymalnej ceny energii po przekroczeniu limitu na poziomie 693 zł za MWh lub zaktualizowanie jej do nowych taryf sprzedawców.
Ekonomiści są jedna pewni jednego - wyższe ceny energii znajdą odzwierciedlenie w powrocie inflacji na wzrostowe tory. Eksperci z Banku Pekao prognozują, że dynamika wzrostu cen konsumentów w grudniu 2024 r. powinna wynieść ok. 4 procent.
Natomiast analitycy Santandera przewidują wyższe odczyty inflacji na koniec roku. W ich prognozach widełki mieszczą się na poziomie między 5 a 5,4 proc. Na dokładnie wyliczenia przyjdzie nam jeszcze poczekać do momentu przedstawienia dokładnych zapisów zmian w prawie. Bo jak zauważył w rozmowie z Interią Biznes Marcin Luziński, ekonomista Santander BP, w omawianych wcześniej założeniach projektu ustawy "mowa o tym, że URE będzie zmieniał taryfy na energię i gaz, a na jakich poziomach znajdą się te taryfy - tego nie wiadomo".