Burmistrz nagrał, jak sortuje śmieci. Straty gmin? 15 tys. rocznie za kosz

Ile pieniędzy wyrzucamy do śmieci? Burmistrz niewielkiej wielkopolskiej gminy pokazał to bez owijania w bawełnę. Wystarczyły dwa czarne pojemniki i jedno nagranie, by temat segregacji wrócił do debaty publicznej. Liczby zaskakują bardziej niż zawartość kosza.

Dwa pojemniki pełne śmieci i 1,5 miliona wyświetleń

TikTok z udziałem burmistrza nie zdarza się często. Jeszcze rzadziej zdarza się, by urzędnik sam wchodził do kontenera, by dosłownie pokazać, jak wygląda śmieciowa codzienność mieszkańców. A właśnie tak zrobił burmistrz Kleczewa, Mariusz Musiałowski. Ubrany w strój pracownika komunalnego stanął na placu w centrum gminy i wysypał zawartość dwóch czarnych pojemników na odpady zmieszane. Wśród śmieci znalazły się puszki, butelki PET, kartony po mleku, słoiki, gazety, plastikowe opakowania, a nawet resztki jedzenia. Wszystko razem - jakby zasady segregacji po prostu nie istniały. 

Reklama

"Dziś pokażę wam, ile pieniędzy wyrzucamy do śmietnika" - zapowiada na początku nagrania. Chwilę później przechodzi do sortowania. "To szkło. Powinno trafić do zielonego. To plastik - żółty. Papier - niebieski. A to? To są bioodpady. Skórki po bananach, resztki jedzenia. One też mają swój pojemnik" - mówi, trzymając w dłoni kolejne znaleziska. Film w ciągu 10 godzin od publikacji zebrał 1,5 miliona wyświetleń i wywołał setki komentarzy. Udostępniony został zarówno na profilach gminnych, jak i profilu publicznym lokalnego polityka.

Połowa śmieci nadawała się do odzysku

Z dwóch losowo wybranych pojemników udało się wysegregować ponad połowę zawartości. "Ponad 50 proc. odpadów można było spokojnie skierować do recyklingu" - mówi burmistrz. "To oznacza, że połowa tego, co wrzucamy jako "zmieszane", wcale zmieszana być nie powinna" - dodał włodarz wielkopolskiej gminy.

Problemem nie jest brak pojemników, lecz brak podstawowej wiedzy i nawyków. Musiałowski tłumaczy na przykład, że nie trzeba myć opakowań plastikowych przed ich wyrzuceniem, a butelki szklane można wrzucać razem z nakrętkami. "Często słyszę: "Nie wrzucam, bo nie umyłem". Albo: "Nie wiedziałem, gdzie to dać". To nie są wymówki, które chronią budżet gminy" - zaznacza.

Rachunek rośnie razem z pojemnikiem

Burmistrz pokazuje też mniej oczywistą stronę śmieciowego problemu - finansową. Gmina Kleczew, jak każda w Polsce, musi osiągać określony poziom recyklingu. W 2025 roku to minimum 55 proc. Jeśli się nie uda - samorząd płaci karę. A kary są naliczane nie w procentach, lecz w złotówkach.

"Za jeden taki przepełniony czarny pojemnik szacuję koszt nawet 200-300 zł tygodniowo" - mówi Musiałowski. "W skali miesiąca to 1,2 tysiąca, a w skali roku - nawet 15 tysięcy złotych. Za jeden. Pomnóżmy to przez liczbę pojemników w całej gminie... To są ogromne pieniądze, które nie biorą się z powietrza" wyliczył burmistrz gminy we wschodniej Wielkopolsce. 

Jak przypomina, wszystkie te koszty pokrywane są z lokalnego budżetu, a więc z podatków mieszkańców. "To my wszyscy płacimy za brak segregacji" - stwierdził bez ogródek.

Segregacja śmieci. Obowiązek, nie fanaberia

Musiałowski podkreśla, że zasady segregacji obowiązują od lat w całej Unii Europejskiej. "To nie jest wymysł burmistrza Kleczewa ani żadnego innego wójta. To wspólne europejskie zobowiązanie, które dotyczy każdej gminy, każdego miasta, każdego domu" - mówi.

System działa, ale tylko wtedy, gdy mieszkańcy go respektują. Problem w tym, że wielu wciąż traktuje czarny pojemnik jako "domyślny". W efekcie nie tylko zanieczyszczamy środowisko, ale i rezygnujemy z pieniędzy, które mogłyby wrócić do obiegu. "Tyle się mówi o gospodarce cyrkularnej. Ale cyrkulacja zaczyna się w domu, od decyzji: do którego pojemnika wrzucę to opakowanie" - mówi Musiałowski.

W finale nagrania burmistrz zwraca uwagę na tych, o których zwykle zapominamy. "Szanujmy pracę tych panów, którzy odbierają odpady. Ale pamiętajmy: to my jesteśmy śmieciarzami. To my decydujemy, co z tymi śmieciami się stanie" - dodał , stojąc w środku pustego kontenera.

Okazuje się zatem, że zwykły pojemnik może kosztować tysiące złotych. I nie jest to żadna metafora. Burmistrz Kleczewa nie mówił o śmieciach zza biurka, a zwyczajnie stanął wśród nich. Samorządowiec pokazał, że odpad to nie tylko problem środowiskowy. To też konkretne cyfry na lokalnym rachunku, a ten w końcu i tak zapłacą mieszkańcy.

Agata Jaroszewska

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: śmieci | odpady komunalne | recykling | pieniądze | Wielkopolska
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »