Odkładana reforma finansów

Deficyt budżetu państwa wyniesie w 2003 roku 41,7 mld zł wobec planowanych 38,7 mld zł, szacuje Instytut Badań nad Gospodarrką Rynkową (IBnGR).

Deficyt budżetu państwa wyniesie w 2003 roku 41,7 mld zł wobec planowanych 38,7 mld zł, szacuje Instytut Badań nad Gospodarrką Rynkową (IBnGR).

IBnGR szacuje, że dochody wyniosą 152,7 mld zł, a wydatki - 194,4 mld zł, podano w materiałach przed konferencją prasową Instytutu w piątek.

Zdaniem Instytutu na zmniejszenie dochodów wpłynie mniejsze wpływy z podatków pośrednich, PIT i ceł (o ok. 4,9 mld zł), większe natomiast będą wpływy z podatku CIT, dochodów jednostek budżetowych i pozostałych dochodów (o 1,9 mld zł).

"Najbardziej przeszacowane są dochody z cła i PIT. Według IBnGR będą one mniejsze odpowiednio o ok. 17,8% od kwot zapisanych w ustawie" - czytamy dalej.

Reklama

W budżecie 2003 zapisano, że deficyt budżetowy wyniesie 38,7 mld zł wobec 40 mld zł w 2002 roku. Dochody budżetu państwa mają wzrosnąć do 155,677 mld zł, a wydatki do - 194,411 mld zł.

Wzrost długu publicznego w tym roku może spowodować, że jego wartość w relacji do PKB przekroczy 50 proc., a odwlekanie reformy finansów publicznych może się skończyć trudnościami z wykorzystaniem środków unijnych - uważa Wojciech Misiąg z Instytutu Badań nad Gospodarką Rynkową.

W jego ocenie tegoroczny budżet jest niezadowalający, gdyż nie prowadzi do poprawy proporcji makroekonomicznych i nie zmniejsza obciążeń fiskalnych. Z wyliczeń IBnGR wynika, że w tym roku obciążenia podatników będą - głównie z powodu większej składki zdrowotnej - w sumie o 6 mld zł większe niż w 2002 r.

Na ten rok nie przewidziano też żadnych istotnych zmian w wydatkach z budżetu, a reforma finansów publicznych jest wciąż odkładana. Przedstawienie jej projektu w trzecim kwartale tego roku - jak ostatnio zapowiadał wicepremier Grzegorz Kołodko - oznacza, zdaniem Misiąga, że właściwie nie będzie szans na wprowadzenie jej z początkiem 2004 r.

Odwlekanie tej reformy powoduje też, że Polska może mieć trudności z wykorzystaniem środków unijnych, gdyż nie wystarczy publicznych pieniędzy na ich uzupełnienie. Tymczasem według wyliczeń IBnGR wprawdzie saldo rozliczeń z UE będzie dla Polski korzystne, ale pod warunkiem, że sektor publiczny znajdzie środki na polski wkład do realizowanych wraz z Unią przedsięwzięć.

Wskutek odwlekania reformy finansów publicznych rok 2006 jako termin wejścia Polski do strefy euro stał się nierealny. - Deficyt sektora finansów publicznych wyniósł w 2002 roku około 5,1 proc. PKB, podobnie będzie w tym roku, i nie jest możliwe szybkie "zbicie" go do wymaganych przez kryteria z Maastricht 3 proc. PKB - uważa Wojciech Misiąg. Zwraca również uwagę, że możemy mieć kłopoty z drugim kryterium - relacji długu publicznego do PKB.

W 2002 r. ta relacja wyniosła około 47 proc., choć wskutek znacznie mniejszych niż planowano wpływów z prywatyzacji budżet musiał więcej pożyczać. Ten korzystny wynik był możliwy m.in. dlatego, że GUS dokonał korekty w górę wartości PKB w 2001 r. W końcu tego roku dług publiczny może odpowiadać 51 - 52 proc. PKB (w tym szacunku IBnGR bierze pod uwagę, że wpływy do budżetu mogą być o około 3 mld zł mniejsze, niż założył rząd).

Za niepokojące instytut uważa sygnały, że rząd chciałby włączyć fundusze emerytalne do systemu finansów publicznych: dałoby to wprawdzie efekt statystyczny w postaci zmniejszenia zadłużenia tego sektora ("zniknąłby" dług FUS wobec OFE), ale oznaczałoby to odejście od podstawowej przesłanki reformy systemu emerytalnego.

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »