Oszustwa nie do opanowania?

Ceny 85 leków spadną. Zwiększy się efektywność leczenia - przekonuje min. Kopacz. Zdaniem ekspertów, chorzy tego nie odczują.

Spadną ceny 85 leków, pojawią się 23 nowe generyki, czyli niedrogie preparaty o działaniu identycznym z oryginalnymi medykamentami, katalog chorób przewlekłych poszerzy się o dwie jednostki chorobowe - zapowiedział resort zdrowia, ogłaszając wczoraj nową listę leków refundowanych.

Minister Ewa Kopacz przekonuje, że zwiększy się efektywność leczenia, a to pozwoli wypracować w budżecie NFZ oszczędności, które zostaną przeznaczone na leczenie nowych chorób. Jej optymizmu eksperci nie podzielają. Zmiany nazywają kosmetycznymi.

- Dopisaliśmy do listy leków refundowanych 23 ważne preparaty generyczne - przekonuje wiceminister zdrowia Marek Twardowski. - Na nadciśnienie, prostatę i szereg innych schorzeń.

Reklama

Lek generyczny to tańszy odpowiednik leku oryginalnego, na który wygasł patent, więc może go produkować każdy. Ale nie na takie leki czekają od lat rodzice dzieci np. ze schorzeniami o podłożu genetycznym, jak mukopolisacharydoza, choroba Pompego czy Gauchera. Na świecie leki na nie już są. W Polsce, w ramach programów charytatywnych, korzystają z nich tylko pojedynczy pacjenci. Z 40 takich schorzeń do listy chorób przewlekłych ministerstwo dopisało jednak zaledwie dwa: pęcherzykowe odwarstwienie naskórka u dzieci (chwała za to, bo to niezmiernie bolesna dolegliwość) oraz pierwotną dyskinazę rzęsek.

- To chyba najrzadsze z rzadkich schorzeń - komentuje dr Jolanta Wierzba, ordynator oddziału patologii noworodka w szpitalu Akademii Medycznej w Gdańsku. Podobnego zdania jest Irena Rey, prezes Izby Gospodarczej "Farmacja Polska": - Pacjenci z takimi chorobami są policzalni, ich leczenie powinno być więc finansowane nie przez NFZ, ale w ramach specjalnych ministerialnych programów.

Farmaceuci są zgodni: zmiany na listach refundacyjnych są minimalne, to nie jest żadna rewolucja, która radykalnie poprawiłaby sytuację polskiego pacjenta. O istotnej zmianie można by mówić, gdyby na listę wpisano choćby jeden nowy lek oryginalny. Tak się jednak nie stało. Zarzucają też rządowi złamanie dotychczasowych praktyk i nieskonsultowanie z nimi zmian. Irena Rey nie kryje: - Nawet nie znamy jeszcze dokładnie nowej listy leków refundowanych.

I na koniec bomba! Resort zapowiada wprowadzenie od jesieni recept aż z sześcioma zabezpieczeniami, w tym ze znakiem wodnym. Na pewno pozwoli to ograniczyć proceder fałszowania, nie rozwiąże jednak problemu recept na superdrogie leki, np. na viagrę, wystawianych martwym duszom. Z tego tytułu NFZ traci rocznie miliony złotych, a skala oszustw jest w tej chwili nie do opanowania.

Z roku na rok chorzy muszą płacić coraz więcej

Z Wojciechem Kuźmierkiewiczem, wiceprezesem Polskiego Związku Pracodawców Przemysłu Farmaceutycznego, rozmawia Jolanta Gromadzka-Anzelewicz

Polacy dużo wydają na leki? Do tych refundowanych dopłacają z własnej kieszeni średnio 37 proc. ich ceny, co oznacza, że współpłacenie pacjentów w Polsce jest bardzo duże, jedno z najwyższych w Europie.

Kolejne ekipy w Ministerstwie Zdrowia przekonują, że maleje? Wręcz przeciwnie. Rośnie z roku na rok. Diabeł ukryty jest nie w cenie leku, a w tzw. limicie. Im niższy limit, tym więcej do leku dopłaca pacjent. Koszt wszystkich leków na receptę, łącznie z pełnopłatnymi, polski pacjent pokrywa w 60 proc. To bardzo niebezpieczne.

Dlaczego? Bo według WHO powyżej 40 proc. bardzo zwiększa się zagrożenie, że pacjent w ogóle leku nie wykupi, bo będzie on dla niego za drogi. Takie zjawisko obserwujemy właśnie w naszym kraju.

INTERIA.PL/Polska
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »