Pandemia bezrobocia zatrzyma ożywienie

Dzisiejsze odczyty indeksów PMI dla sektora usług w Europie nie potwierdziły bynajmniej końca recesji. A odczyt analogicznego wskaźnika w USA był mocno rozczarowujący.

Dzisiejsze odczyty indeksów PMI dla sektora usług w Europie nie potwierdziły bynajmniej końca recesji. A odczyt analogicznego wskaźnika w USA był mocno rozczarowujący.

Powody do zadowolenia mają tylko brytyjscy przedsiębiorcy działający w sektorze usług. Na wyspach indeks PMI - uchodzący przecież za wskaźnik wyprzedzający - wzrósł do 53,2 pkt z 51,6 pkt przed miesiącem. A trzeba wiedzieć, że poziom 50 pkt oddziela rozwój sektora od jego recesji. Słabiej niż przed miesiącem wypadł odczyt indeksów we Francji i Niemczech, a więc dwóch największych gospodarek strefy euro.

Ekonomiści są zdania, że choć gospodarka wysyła pewne sygnały ożywienia, to nie uda się go przekuć w trwały wzrost gospodarczy bez aktywnej postawy konsumentów. Ci zaś zamiast na wydatkach koncentrują się na oszczędnościach, czemu trudno się dziwić w obecnej sytuacji na rynku pracy. W efekcie sprzedaż detaliczna w strefie euro spadła o 0,2 proc. w czerwcu (zamiast oczekiwanego wzrostu o 0,4 proc.) - o czym dziś poinformował eurostat. Można mówić o pewnego rodzaju sprzężeniu zwrotnym - wydatki konsumentów maleją, wobec czego zmniejsza się też podaż m.in. redukując zatrudnienie, co w efekcie prowadzi do dalszego zmniejszenia wydatków itd. Według naszego ministerstwa pracy stopa bezrobocia w Polsce wzrosła w lipcu do 10,8 proc., choć jest to sam środek prac sezonowych, co powinno stymulować zatrudnienie.

W USA odczyt indeksu ISM dla sektora usług - 46,4 proc. - wypadł grubo poniżej oczekiwanych 48,2 proc. Równocześnie ADP podała, że amerykańska gospodarka straciła w lipcu kolejnych 371 tys. miejsc pracy (oczekiwano 350 tys.). I choć oficjalne dane poznamy w piątek, to raport ADP nie jest dobrą wróżbą.

Inwestorzy rozumiejąc jak się zdaje, że bez poprawy na rynku pracy (a więc sytuacji konsumentów), każde ożywienie gospodarcze będzie mieć tylko płytki i tymczasowy charakter, sprzedawali dziś akcje, przy czym ostateczna skala przeceny na GPW jest efektem samego fixingu, na którym WIG20 stracił bez mała 50 pkt, a więc ponad 2 proc. W tej fazie sesji wzrosły też obroty, które ostatecznie podliczono na 1,45 mld PLN. Na czołowych spółkach realizowano zyski i to bezpardonowo (KGHM spadł z porannych 98 do 90 PLN na koniec sesji), a w przypadku TPSA straty (kurs spadł do poziomu najniższego od pięciu lat).

Dane z USA przepłoszyły inwestorów także na zachodnich rynkach, choć to jednak u nas końcowy spadek był najsilniejszy, co paradoksalnie może nam jutro pomóc w lepszym rozpoczęciu sesji (jeśli znajdzie się do tego choć cień powodu). W końcu fixingowy spadek można uznać za kolejny wpadek przy pracy.

Korektę przechodziły też notowania surowców i walut, w stopniu podobnym co dzień wcześniej. Za wcześnie by twierdzić, czy skończy się to wszystko dłuższą korektą (szeroko rozumianą, bo dotyczącą większości rynków finansowo-towarowych), czy też chciwość jeszcze trochę pozwodzi inwestorów.

Emil Szweda

Jeśli chcesz dowiedzieć się więcej o inwestowaniu, zapytaj doradcy OpenFinance Niniejszy dokument jest materiałem informacyjnym. Nie powinien być rozumiany jako materiał o charakterze doradczym oraz jako podstawa do podejmowania decyzji inwestycyjnych. Wszystkie opinie i prognozy przedstawione w niniejszym opracowaniu są jedynie wyrazem opinii autorów w dniu publikacji i mogą ulec zmianie bez zapowiedzi. Open Finance nie ponosi odpowiedzialności za jakiekolwiek decyzje inwestycyjne podjęte na podstawie niniejszego opracowania.

Open Finance
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »