Państwo umywa ręce w sprawach frankowych

Największy kryzys systemowy, mogący "wywrócić do góry dnem" kilka największych polskich banków a wraz z nimi cały polski system finansowy, będzie się rozwijał, toczył i zbierał żniwo przy bierności państwa. Chodzi - rzecz jasna - o kredyty we frankach. Banki mogą stracić na nich ok. 100 mld zł. Jeśli tak się stanie, tyle właśnie zyskają frankowicze.

- Banki nie mogą liczyć na rozwiązanie ustawowe (sprawy kredytów we frankach), choć prace koncepcyjne powinny się toczyć (...) Nie może to dać złudnego komfortu, że jakieś rozwiązanie nastąpi i przyniesie bankom wybawienie - mówił podczas corocznego Forum Bankowego Związku Banków Polskich przewodniczący Komisji Nadzoru Finansowego Jacek Jastrzębski.   

O co w tym wszystkim chodzi? W lutym rzecznik generalny Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej wydał opinię w sprawie jednego z frankowych sporów, dla banków bardzo niekorzystną. Powiedział, że jeśli sąd unieważni umowę kredytową, kredytobiorca może dochodzić od banku - na podstawie krajowego prawa - zwrotu nie tylko zapłaconych rat i innych opłat związanych z kredytem, ale jeszcze rekompensaty. Bank natomiast może żądać zwrotu tylko wypłaconego kapitału kredytu i nie może żądać żadnego wynagrodzenia za pożyczenie tego kapitału.

Reklama

Jeśli TSUE podtrzyma to stanowisko w wyroku spodziewanym na jesieni, banki mogą ponieść ogromne straty. Do tej pory utworzyły już ok. 35 mld zł rezerw na ryzyko prawne niekorzystnych rozstrzygnięć sporów z frankowiczami, a według firmy doradczej Deloitte w takie sytuacji czekałoby je jeszcze dodatkowo 63-67 mld zł. Gdyby frankowiczom udało się "wyszarpnąć" od banków jeszcze więcej niż zwrot rat, byłoby to dodatkowo 10-15 mld zł. W sumie to ponad jedna trzecia ich aktualnych funduszy własnych i więcej niż sześciokrotność ubiegłorocznych zysków.

Kto widzi ryzyko, a kto przymyka na nie oczy

KNF widzi to ryzyko. Już jesienią zeszłego roku podczas rozprawy przed TSUE w sprawie wzajemnych roszczeń po unieważnieniu umowy Jacek Jastrzębski zajął stanowisko twierdząc, że jeśli bank nie będzie mógł rościć wynagrodzenia za kapitał, będzie to oznaczało, iż frankowicz dostanie darmowy kredyt. Było to stanowisko przeciwstawne do prezentowanego przez polski rząd, który w całej rozciągłości poparł roszczenia frankowiczów. Wcześniej opinię KNF w tej sprawie wyrzucił do kosza.

Biznes INTERIA.PL na Twitterze. Dołącz do nas i czytaj informacje gospodarcze

Podczas Forum Bankowego Jacek Jastrzębski powiedział, że z unijnej dyrektywy 93/13, w świetle której TSUE rozstrzyga kwestie wzajemnych roszczeń po unieważnieniu umowy kredytowej, nie wynika wcale, iż bank, czyli przedsiębiorca, powinien być ukarany w taki sposób, iż dał kredyt za darmo.    

- Z dyrektywy nie wynika sankcja darmowego kredytu - powiedział.

I podtrzymał opinię, że darmowe kredyty dla frankowiczów oznaczają transfer korzyści do wąskiej grupy społecznej kosztem banków, innych kredytobiorców i deponentów.  

- To co teraz widzimy (...) staje się listkiem figowym do osiągnięcia nadmiernych korzyści przez kredytobiorców (...) To niewytłumaczalny transfer korzyści do pewnej grupy społecznej - powiedział Jacek Jastrzębski.

- W moim banku kilkanaście miliardów złotych odpłynęłoby do 40-50 tys. ludzi - dodał w trakcie dyskusji na Forum prezes mBanku Cezary Stypułkowski.

Czemu państwo jest bierne

Dlaczego banki nie mogą liczyć w tej sytuacji na interwencję państwa? Nikt tego nie wyjaśnił. Prawdopodobnie dlatego, że pogłębia się różnica poglądów instytucji odpowiedzialnych za bezpieczeństwo systemu finansowego, takich jak KNF, NBP czy Bankowy Fundusz gwarancyjny, a rządem.

Widać to było już po stanowisku rządu (napisanym przez Ministerstwo Sprawiedliwości) przedstawionym przed TSUE na jesiennej rozprawie. Widać to było także po głosowaniu w Komitecie Stabilności Finansowej nad wprowadzonymi w zeszłym roku wakacjami kredytowymi. Wówczas to KNF, NBP i BFG były przeciw "wakacjom", za - jedynie Ministerstwo Finansów. Okazało się, że rząd z instytucjami "sieci bezpieczeństwa" się nie liczy. Ani NBP, ani KNF, ani BFG nie mają w dodatku inicjatywy ustawodawczej. Ma ją jedynie Ministerstwo Finansów.     

- Jestem zwolennikiem istotnej korekty ustawy o KSF (...) nie wyobrażam sobie polskiego państwa, z którego płynąć będą dwa rozbieżne stanowiska - mówił podczas Forum prezes ZBP Krzysztof Pietraszkiewicz.

- Komitet Stabilności Finansowej jest bezzębny - dodał Cezary Stypułkowski.

Przypomnijmy - TSUE już w sprawie państwa Dziubaków w październiku 2019 roku orzekł, że sąd nie może sam "wyprostować" umowy, w której znajdzie klauzule abuzywne, ale może zastąpić je przepisem dyspozytywnym prawa krajowego. Państwo nie podjęło wtedy próby wydania takiego przepisu, a to wtedy właśnie ruszyła lawina pozwów ze strony frankowiczów. Zamiast nie dopuścić do destabilizacji - państwo umyło ręce.  

Ugody jedynym rozwiązaniem?

Choć opinia rzecznika TSUE była niekorzystna dla banków, Trybunał wypowiada się zazwyczaj tylko na temat tego, co jest zgodne, a co sprzeczne w europejskim prawem, a nie o tym jak mają wyglądać konkretne postanowienia sądu - na przykład w sprawie rozliczenia unieważnionej umowy. Zawsze zostawia pole dla działania krajowego prawa. Zauważmy - warszawski sąd w sprawie C-520/21 zwrócił się do TSUE z pytaniem prejudycjalnym właśnie dlatego, iż uznał, że w polskim prawie nie ma przepisów normujących rozliczenia po unieważnieniu umowy.

- TSUE nie odnosi się do rozliczeń umów miedzy klientami a bankami (...) Może państwo powinno w tym zakresie się wypowiedzieć - mówił Krzysztof Pietraszkiewicz.  

Na razie stanowisko KNF jest takie, że jedynym wyjściem dla banków z frankowej matni są ugody z kredytobiorcami. Dobry sygnał dał ostatnio PKO BP twierdząc, że lutowa opinia rzecznika nie spowodowała erozji procesu zawierania ugód i nie wzmogła roszczeń frankowiczów. Prezes NBP w liście skierowanym do banków wezwał je do jeszcze dalej idących ustępstw.    

- O ile nie zaproponują państwo korzystniejszych warunków ugód, możemy spotkać się z regresem w ich zawieraniu - przestrzegł prezes NBP w liście odczytanym podczas Forum przez członkinię zarządu banku centralnego Annę Trzecińską.

- Oczkuję od banków odpowiedzialności za dalsze zarządzenie ryzykiem kredytów we frankach (...) Osiągnęliśmy konsensus, że zawieranie ugód jest najlepszym rozwiązaniem, ale najlepszy czas już minął, czego żałuję - powiedział Jacek Jastrzębski.

- Doceniam działania banków zmierzające do tego, żeby poprawiać rozwiązania - dodał.

mBank ostatnio zaproponował zamianę kredytu we frankach na złotowy, na stałą stopę z oprocentowaniem niespełna 5 proc. na pięć lat. Poprawę warunków ugód zasygnalizował też PKO BP.  

Państwo, zamiast łagodzić i mitygować konflikt doprowadziło swoją bezczynnością (w połączeniu z destabilizacją sądownictwa) do jego zaognienia. W ostatnim "Raporcie o stabilności systemu finansowego" NBP zauważa już "ryzyko systemowe" związane z frankowymi sporami. Widzimy właśnie jak ono się materializuje. A państwo dalej umywa ręce.

Jacek Ramotowski

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: kredyt | kredyty frankowe | frankowicze
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »