PE apeluje, by szczyt UE przełamał impas
Po fiasku negocjacji między PE a rządami UE ws. budżetu na 2011 r. eurodeputowani chcą, by najbliższy szczyt UE przełamał opór grupy płatników netto wobec zabiegów PE o silniejszą pozycję w rozmowach o ramach finansowych UE po 2013 r. Jerzy Buzek wierzy w kompromis.
- PE nie ustąpi z tego, co jest zapisane w Traktacie i co nam się należy - żebyśmy wpływali na budżet - powiedział przewodniczący PE Jerzy Buzek we wtorek. Zarzucił, że "nie do wszystkich krajów dociera, że PE rzeczywiście ma teraz zupełnie naturalne i normalne prawo współdecydować o unijnym budżecie".
Choć nie wymienił ich z nazwy, wiadomo, że chodzi o Wielką Brytanię, Holandię i Szwecję, które nie zgodziły się na polityczno-instytucjonalne postulaty PE dotyczące nowej perspektywy finansowej UE po 2013 roku (m.in. kwestia reformy dochodów UE i udziału PE w negocjacjach od samego początku).
Buzek uważa, że nie ustępując w tej sprawie PE pokazał, że będzie "bronić w miarę bogatych europejskich budżetów". - Będziemy także w przyszłości zachowywać się podobnie - dodał, tłumacząc, że UE ma finansować infrastrukturę, połączenia energetyczne, badania i innowacje itd. - PE jest tarczą osłaniającą budżet. Bez PE ten budżet byłby na pewno słabszy - dodał.
Jego zdaniem, są szanse na ostateczne porozumienie jeszcze nie na szczycie, ale w styczniu-lutym, a ten niewielki poślizg nie jest dużym zagrożeniem dla beneficjentów unijnych funduszy. Mimo że z braku porozumienia, od początku 2011 r. obowiązywać ma prowizorium budżetowe. - Nie ma wojny, to są normalne negocjacje (...). W UE zawsze jest długa dyskusja, zanim się dojdzie do porozumienia. Każdy wykona mały krok do tyłu, znajdzie się rozwiązanie pośrednie i jakiś kompromis - powiedział.
Buzek za dwa tygodnie pojedzie do Wielkiej Brytanii, gdzie będzie rozmawiał m.in. o unijnym budżecie z premierem Davidem Cameronem; wybiera się też do Holandii.
"Skoro Rada ministrów dała dowód braku woli do rozmów z PE (...), do szefów państw i rządów należy teraz podjęcie tematu na szczycie i osiągnięcie porozumienia z PE przed końcem roku" - głosi komunikat Parlamentu Europejskiego wydany po rozmowach zakończonych fiaskiem o północy z poniedziałku na wtorek.
- Kontynuowanie rozmów na tym poziomie nie ma zupełnie sensu. Mam nadzieję, że Rada Europejska (czyli właśnie szczyt - PAP) i rada Ekofin (unijni ministrowie finansów) będą w stanie spojrzeć bardziej perspektywicznie i wezmą na siebie odpowiedzialność za znalezienie porozumienia w nadchodzących tygodniach - powiedział lider liberałów w PE Guy Verhofstadt. Był on jednym z największych orędowników debaty o nowych własnych dochodach UE, które zasiliłby w przyszłości unijny budżet, uniezależniając go w pewien sposób od obecnych narodowych składek państw członkowskich.
- Jest pożałowania godne, że Rada (czyli kraje członkowskie) zdecydowanie odmówiła jakiejkolwiek dyskusji o dochodach własnych. Jedyną rzeczą, której w tej sprawie się domagamy, jest to, by w przyszłości dochody własne stanowiły ważniejszą część budżetu niż obecnie - powiedział Verhofstadt, zapewniając, że nie chodzi mu o wprowadzenie nowego, kolejnego podatku.
- Waga kryzysu budżetowego w całej Europie pokazuje, jak konieczna jest pogłębiona refleksja nad przyszłym finansowaniem unijnych polityk, na które wszystkie kraje przecież się zgodziły - powiedział szef komisji budżetowej, francuski eurodeputowany Alain Lamassoure. Podkreślił, że wobec cięć w budżetach narodowych tym bardziej opłaca się zespolić wysiłki i niektóre wydatki na poziomie UE w gronie "27".
Po porażce w sprawie budżetu na przyszły rok, od stycznia 2011 r. instytucje UE będą pracować na podstawie systemu prowizorycznych dwunastek. Każda polityka będzie finansowana miesięcznie w wysokości maksymalnie jednej dwunastej budżetu na rok 2010. Tak będzie, dopóki PE i Rada ministrów finansów nie porozumieją się w sprawie nowej propozycji budżetu.