PHS i PKP jednak chcą oddłużenia

Choć w ostatnich dniach wiele firm zdecydowało się prosić państwo o darowanie długów, jednak niewiele przedsiębiorstw skorzysta z oferty Grzegorza Kołodki. Przesądził o tym brak pieniędzy na opłatę restrukturyzacyjną oraz czasem - jak zaznaczają ekonomiści - niskie kwalifikacje kadry menedżerskiej zadłużonych firm.

Choć w ostatnich dniach wiele firm zdecydowało się prosić państwo o darowanie długów, jednak niewiele przedsiębiorstw skorzysta z oferty Grzegorza Kołodki. Przesądził o tym brak pieniędzy na opłatę restrukturyzacyjną oraz czasem - jak zaznaczają ekonomiści - niskie kwalifikacje kadry menedżerskiej zadłużonych firm.

Dziś mija termin składania wniosków przez zadłużone firmy o restrukturyzację należności publicznoprawnych. Nie można jeszcze jednoznacznie ocenić efektów oddłużenia, bowiem wielu przedsiębiorców - zgodnie z oczekiwaniami resortu - dopiero w ostatniej chwili ruszyło do urzędów. Wszystko wskazuje więc na to, że ambitny plan Grzegorza Kołodki, wicepremiera i ministra finansów, pozyskania 1,3 mld zł do budżetu z tytułu opłat restrukturyzacyjnych nie powiedzie się. Mimo, że w ostatniej chwili na skorzystanie z ustawy zdecydowały się spółki z holdingu Polskie Huty Stali (PHS) oraz Polskie Koleje Państwowe.

Reklama

Bo i czemu nie?

Wcześniej przedstawiciele PHS obawiali się, że wybór tej drogi restrukturyzacji zamknie grupie drogę do korzystania z ustawy branżowej.

- PHS nie będzie korzystać z ustawy oddłużeniowej, ale po przeanalizowaniu jej przez prawników, doszliśmy do wniosku, że taką możliwość mają huty należące do holdingu - mówi Krystian Kozakowski, wiceprezes ds. finansowych PHS.

Konieczność pełnej rezygnacji z ustawy branżowej oznaczałaby, że należąca do holdingu Huta Katowice (HK) musiałaby zrezygnować z obligacji Agencji Rozwoju Przemysłu (ARP), dzięki którym spłacono około 250 mln zł bankowych długów spółki.

- Huta Katowice może jednak skorzystać z ustawy oddłużeniowej, nie rezygnując z innych form restrukturyzacji zadłużenia przewidzianych w ustawie branżowej - podkreśla Arkadiusz Krężel, prezes ARP.

Jarosław Zwoliński, rzecznik prasowy HK, dodaje, że spółka przygotowała wnioski i zabiega o umorzenie 85 mln zł publicznoprawnych zobowiązań. W ubiegłym roku zobowiązania hut z PHS wobec budżetu i z tytułu ubezpieczeń przekraczały 200 mln zł.

Na znacznie większe oddłużenie liczą natomiast spółki węglowe. Marian Mazur, rzecznik prasowy Rudzkiej Spółki Węglowej, szacuje, że złożone przez firmę wnioski opiewają na około 1,3 mld zł.

Z ustawy restrukturyzacyjnej w ostatniej chwili zdecydowały się też skorzystać PKP.

- Złożyliśmy wniosek, bo ta opcja daje nam większe możliwości, niż przygotowywana ustawa o oddłużeniu dużych firm. Choć nie wykluczam, że skorzystamy i z tej drugiej - twierdzi Janusz Lach, dyrektor finansowy PKP SA.

Brak fachowców

Jeszcze wczoraj rano Grzegorz Kołodko apelował do przedsiębiorców, aby skorzystali z dobrodziejstw ustawy restrukturyzacyjnej. Resort finansów oczekuje, że rodzimi przedsiębiorcy udadzą się do organów restrukturyzacyjnych jeszcze dziś.

Mniejszymi optymistami są ekonomiści. Ich zdaniem, to nie strach przed urzędnikiem, ale niski poziom kwalifikacji kadry zarządzającej w znacznym stopniu przyczynił się do małej liczby wniosków.

- Dobry menedżer nie doprowadziłby firmy do zadłużenia. Teraz trudno oczekiwać, że ta sam kadra przygotuje w zaledwie 45 dni nowy biznesplan i potem go zrealizuje - twierdzi Richard Mbewe, główny ekonomista WGI.

Drugą istotną przyczyna częściowej porażki programu jest brak pieniędzy na wniesienie opłaty restrukturyzacyjnej i sumiennego regulowania należności w ciągu kolejnych 12 miesięcy. Także stworzenie i późniejsze wdrożenie programu naprawczego jest bardzo kosztowne. Trudno było oczekiwać, że firmy, balansujące na krawędzi bankructwa, będą w stanie spłacić 15 proc. czy nawet 1,5 proc. długów, nawet po rozłożeniu na raty.

Dodatkowo z dnia na dzień muszą one odzyskać płynność finansową i znaleźć środki na działania naprawcze.

- Przedsiębiorcom wygodniej tkwić w dryfie, egzystując z dnia na dzień. Niewiele ryzykują, nikt nie zdecyduje się ogłosić upadłości firmy zatrudniającej kilkaset czy kilka tysięcy osób - tłumaczy Marcin Mróz, ekonomista Societe Generale.

Potwierdzają to statystyki resortu finansów - zaledwie 10 proc. ogólnej liczy wniosków złożyły firmy zatrudniające powyżej 50 pracowników.

Luki w ustawie

Szybkie tempo uchwalania i wdrażania ustawy przyniosło kilka rozwiązań, które ograniczają jej zasięg. Poza kwestiami finansowymi, narzucono bardzo krótki termin składania wniosków, co mogło, nawet przy najlepszych chęciach, uniemożliwić stworzenie programu naprawczego.

Zdaniem analityków, kolejnym błędem resortu był brak wprowadzenia sankcji dla firmy czy menedżera, który świadomie nie skorzysta z możliwości oddłużenia. Grzegorza Kołodkę zgubił także nadmierny optymizm w szacowaniu wpływów z tytułu opłaty restrukturyzacyjnej W pośpiechu nie rozdzielił dobrych firm, mających tylko stare zaległości, od typowych bankrutów, którzy nie byli w stanie spełnić wymogów ustawy.

- Ustawa nie definiowała jednoznacznie kryteriów podejmowania decyzji przez poszczególne organy. Zbyt wiele zależy od nie zawsze kompetentnych urzędników. To mogło negatywnie wpłynąć na przedsiębiorców - dodaje Richard Mbewe.

Puls Biznesu
Dowiedz się więcej na temat: PKP | Grzegorz Kołodko | firmy | ekonomiści | kadry | brak pieniędzy
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »