Pierwszy szczyt na szlaku do UE został zdobyty

Połowiczny sukces. Tak można najkrócej określić to czym zakończył się dwudniowy szczyt Unii Europejskiej w Barcelonie, stolicy Katalonii.

Połowiczny sukces. Tak można najkrócej określić to czym zakończył się dwudniowy szczyt Unii Europejskiej w Barcelonie, stolicy Katalonii.

Zamiary przywódców "piętnastki" były dość ambitne, a receptą na zdynamizowanie unijnej gospodarki miało być większe otwarcie na konkurencję, poluzowanie reguł zatrudniania oraz liberalizacja rynków finansowych.

I na pierwszy rzut oka UE zdała egzamin, bo we wszystkich kwestiach wypracowano kompromis. Nawet więcej, bo dodatkowo przyjęto całą listę zaleceń w dziedzinie zatrudnienia (stopniowe podnoszenie wieku emerytalnego) edukacji (przeszkolenie informatyczne wszystkich bezrobotnych kobiet do 2007 r.) oraz nauki (do 2010 r. każdy kraj ma przeznaczać 3 proc. PKB na badania).

Reklama

Jak zwykle jednak diabeł tkwi w szczegółach. Tym wyjątkiem jest m.in. liberalizacja energetyki, którą przed Barceloną Bruksela stawiała jako priorytet. Jedyny oponent liberalizacji rynku energii i gazu - Francja - zgodziła się jedynie na uwolnienie od początku 2004 r. dostaw energii dla odbiorców przemysłowych. To oczywiście dobra wiadomość dla unijnych podmiotów gospodarczych, które już niedługo będą mogły dowolnie wybierać dostawcę. Paryż zablokował jednak dalsze uwalnianie rynku co pozwoliło mu zachować w kraju dominującą pozycję EdF, państwowego monopolisty. Tak więc unijny Kowalski może być rozczarowany tym, że dzięki Francji jeszcze przez wiele lat za energię będzie musiał płacić drożej. W Barcelonie nie udało się nawet określić choćby odległej daty kiedy miałoby się to zmienić. Atmosferę szczytu popsuło również to, że nawet ten osiągnięty po długich targach częściowy energetyczny kompromis został okupiony obietnicą szybszej liberalizacji usług towarowych przewozów kolejowych.

Postanowienia szczytu z jednej strony okazały się sukcesem przewodniczącej w tym półroczu UE Hiszpanii, z drugiej zaś porażką Unii, która po raz kolejny okazała prawdziwe oblicze poligonu walki o własne interesy do złudzenia przypominającej korridę. Jedynym złagodzeniem tej oceny może być fakt zbliżających się m.in. we Francji wyborów. Jak zwykle jednak osiągnięcia spotkania uznano jako sukces myślenia w kategoriach europejskich, a na wspólnej fotografii pamiątkowej już wszyscy mieli rozpromienione miny.

Z nieco większymi sukcesami wracali po pierwszym dniu szczytu delegaci państw kandydujących. Spotkanie w Barcelonie otworzył nowy rozdział w stosunkach "piętnastki" z kandydatami. Po raz pierwszy podczas tak ważnej imprezy aspiranci, a wśród nich delegacja z Warszawy, przekroczyli próg poczekalni i szerokim korytarzem weszli na unijne salony. Wszystkiemu sprzyjali Hiszpanie, gospodarze szczytu, którzy przygotowali dodatkowe spotkanie (drugie odbędzie się w czerwcu w Sewilli).

Zaproszenie kandydatów na obrady szczytu miało przede wszystkim znaczenie symboliczne. Unia wysłała kolejny sygnał zachęty do dyskusji o wspólnej Europie. Tyle tylko, że jeszcze w Barcelonie trudno było mówić o dyskusji. Gdyby nie kuluarowe rozmowy o problemie ziemi, to wymiana poglądów ograniczyłaby się do odczytania przez premierów krótkich okolicznościowych oficjałek. Wszystko wskazuje na to, że na udział w prawdziwej dyskusji kandydaci będą musieli jeszcze poczekać. Warto więc by ten czas dobrze wykorzystali.

Jak na razie egzamin zdaliśmy, jednak następny może być już nieco trudniejszy. Wtedy na pewno nie wystarczą ogólne zapewnienia o tym, że. "rząd przyjął strategię gospodarczą, która zawiera elementy spójne z założeniami reform w UE", a Polska, która jeszcze niedawno występowała z wnioskiem o okres przejściowy na liberalizację rynku energii jest przygotowana na szybsze uwalnianie rynku.

Ze stolicy Katalonii krajowi dyplomaci nie wrócili z pustymi rękoma. Sąsiedztwo Wima Koka, premiera Holandii podczas uroczystego obiadu premier wykorzystał do rozmów w sprawie ziemi. Były też inne rozmowy m.in. z Tonym Blairem oraz Gerhardem Schroederem. Co prawda udało się uzyskać zapewnienie co do zgody całej UE na polskie stanowisko w tej sprawie, jednak szczegóły techniczne mogą opóźnić zamknięcie rozdziału już 22 marca. Rząd jest niemal pewny, że się uda, bo jeżeli termin nie zostanie dotrzymany to zakończenie rozmów na takich warunkach w przyszłości mogłoby zostać zagrożone nie tylko po stronie polskiej. Z Barcelony premier przywiózł również przekonanie, że mimo wielu nacisków politycznych w kraju Polska niemal na pewno 22 marca zakończy negocjacje w podatkach.

Hiszpańskie spotkanie miało dla nas jeszcze jeden pozytywny aspekt. Obecność flag kandydatów, w tym polskiej, obok tych z krajów członkowskich wyrażała jedność Europy i nieuchronność procesu rozszerzenia. Unia powoli oswaja się z tym co ją czeka, a jej obywatele traktują nas z nieco większym zrozumieniem.

Puls Biznesu
Dowiedz się więcej na temat: szczyt | określić | szczyt unii europejskiej
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »