PiS fiction, czyli aby do wyborów

Cele strategiczne rządu nie trzymają się kupy. To wyborcza gra na zwłokę - tak ekonomiści oceniają pomysły PiS.

Kazimierz Marcinkiewicz, kandydat PiS na premiera, ogłosił wczoraj cele rządu na lata 2005-2009. Strategiczne to naprawa państwa i solidarna polityka gospodarcza. Prawdopodobny przyszły premier chciałby zrealizować też cztery cele uzupełniające, 44 szczegółowe i ponad 160 pomocniczych. Zadeklarował zasady, które mają się stać podstawą postępowania m.in. rządu: jawność życia publicznego, honorowe postępowanie, skromność i uczciwość.

Pod publikę

Zdaniem Andrzeja Sadowskiego z Centrum im. Adama Smitha, wczorajsze deklaracje PiS są niczym innym, jak tylko drugą odsłoną kampanii wyborczej.

Reklama

- Należy je traktować jako instrument gry politycznej, a nie rzeczywisty program rządu - uważa ekspert CAS.

Przedstawiony wczoraj dokument pt. "Solidarne Państwo - Solidarnych Obywateli" ma być podstawą dyskusji między PiS a PO w sprawie przyszłego programu rządu. Składa się w dużej mierze z pomysłów, jakie PiS niósł na sztandarach podczas kampanii parlamentarnej. Znalazły się w nim postulaty obniżenia podatków, wprowadzenia ulg na wychowanie dzieci, obniżenia składek ZUS w przypadku tworzenia nowych miejsc pracy, likwidacji "niepotrzebnych obciążeń podatkowych" czy wprowadzenia przyspieszonej amortyzacji.

W dokumencie czytamy też o pełnej informatyzacji administracji publicznej, lepszym wykorzystaniu środków na budowę dróg i autostrad i zwiększeniu środków na kolej. PiS planuje też powołanie ministerstwa rozwoju regionalnego oraz zakłada "wyrównanie szans rozwoju województw najsłabszych".

To już było

Oprócz powrotu do finansowania służby zdrowia z budżetu, PiS planuje przywrócenie Ministerstwa Pracy i Polityki Społecznej i podporządkowanie mu Państwowej Inspekcji Pracy. Jednym z postulatów jest ograniczenie nadużywania samozatrudnienia jako metody obniżania kosztów, oraz ograniczenie obowiązku pracy w niedzielę i święta do niezbędnego zakresu podyktowanego interesem społecznym. PiS chce też wprowadzić ubezpieczenie od bezrobocia, zdecydowanie wyższe zasiłki rodzinne, podwyższyć opłacane z budżetu składki emerytalne za osoby korzystające z urlopów macierzyńskich i wychowawczych oraz utworzyć nowy Fundusz Alimentacyjny. Natomiast waloryzacja rent i emerytur ma uwzględniać (oprócz inflacji) także efekty wzrostu gospodarczego.

- Wygląda na to, że pan Marcinkiewicz wysłuchał polityków wszystkich opcji łącznie z Samoobroną i skompilował ich pomysły w całość. Są tu bowiem pomysły socjalistyczne, demokratyczne i demagogiczne, których razem zrealizować się nie da - uważa Richard Mbewe, główny ekonomista WGI DM.

Jako przykład podaje propozycje obniżania podatków (czyli zmniejszania wpływów budżetowych) przy jednoczesnym zwiększeniu pomocy socjalnej. Według Richarda Mbewe, propozycje PiS są częścią taktyki wyborczej, która ma na celu dotrwanie do drugiej tury wyborów prezydenckich bez podejmowania wiążących dla przyszłego rządu decyzji.

Bartosz Krzyżaniak

Festiwal sprzeczności - ekonomiści o programie premiera

Specjaliści podkreślają niespójność strategii rządu. Krytycznie odnoszą się też do pomysłów w sferze socjalnej i ochrony zdrowia.

Bartosz Pawłowski, ekonomista ING

Nie doczekaliśmy się żadnych konkretów, powtórzono jedynie m.in. propozycję ustalenia tzw. kotwicy budżetowej, czyli stałego deficytu przez cztery na poziomie 30 mld zł. Z punktu widzenia rynków finansowych jest to dobra informacja, bo daje pewność, że dziura w planie finansowym nie rozrośnie się do niebezpiecznych poziomów. Z drugiej strony - nie jestem przekonany, czy rząd dobrze robi, zakładając sobie na cztery lata taki gorset, tym bardziej, że nominalnie wzrost gospodarczy jest coraz większy, więc w tej sytuacji korzystniejsze byłoby ustalenie dopuszczalnego deficytu raczej w relacji do PKB.

Piotr Kalisz, ekonomista Banku Handlowego

Założenia strategii rządu w zakresie polityki społecznej stoją w jawnej sprzeczności z prezentowanymi równolegle planami obniżania podatków i utrzymywania stałej wielkości deficytu. Na razie mamy do czynienia z hasłami, a nie z prezentacją konkretnego sposobu, jak pomysły w prowadzić w życie. I przez najbliższe dwa tygodnie nie doczekamy się programu z prawdziwego zdarzenia.

Grzegorz Maliszewski, ekonomista Banku Millennium

Widać sporo niespójności w programie PiS. Wystąpienie Kazimierza Marcinkiewicza wcale nie sprecyzowało zamierzeń rządu. Strategia stanowi jedynie punkt wyjścia do rozmów koalicjantów, na razie jednak trudno przewidzieć, jakie będą ich efekty w poszczególnych rozdziałach. Na pewno kiepskim pomysłem jest powrót do finansowania służby zdrowia z budżetu. To się nie sprawdziło. Co prawda funkcjonowanie kas chorych i obecnie NFZ też pozostawia wiele do życzenia, ale lepiej skupić się na dopracowywaniu koncepcji. To co proponuje PiS to krok w tył.

Michał Dybuła, ekonomista BNP Paribas

Nie dziwi mnie to, że kandydat na premiera nie podał żadnych konkretów co do planów nowego rządu. Przez co najmniej najbliższe dwa tygodnie, do rozstrzygnięcia wyścigu o prezydenturę, nic nowego ze strony koalicjantów nie usłyszymy. Rynki na razie nie są zaniepokojone tą grą polityczną. Nie widać, aby inwestorzy żądali wyższej premii za ryzyko, więc spokojnie trzeba poczekać na efekty konsultacji obu ugrupowań.

Marek Nienałtowski, ekonomista Palladii

Coraz bardziej martwią akcenty socjalne w programie PiS. Wiele w nim nie gra, dużo jest niespójności i populistycznych haseł. Z jednej strony przedstawia się plan obniżenia kosztów pracy i podatków, co jest pozytywne, z drugiej - pełno jest deklaracji zwiększanie wydatków na cele socjalne. Kampania wyborcza trwa więc w najlepsze i kandydatowi na premiera taką retoryką zapewne uda się napędzić trochę zwolenników Lechowi Kaczyńskiemu. Obawiam się, że w tym roku nowy rząd nie dokona już żadnych istotnych zmian, choćby w kwestii podatków. Przyszły rok może być więc czasem stagnacji, być może dopiero 2007 r. przyniesie oczekiwane reformy.

Arkadiusz Krześniak, ekonomista Deutsche Bank Polska

W negocjacjach koalicyjnych przez najbliższe dwa tygodnie będziemy mieli pat. Tezy strategii Kazimierza Marcinkiewicza odczytuję jako kolejny element kampanii w wyborach prezydenckich. Najistotniejsze jest to, jak ugrupowania braci Kaczyńskich poradzi sobie z głoszonymi hasłami solidaryzmu społecznego, a jednocześnie koniecznością zacieśniania polityki fiskalnej. Konkretów na razie nie ma, ale już można powiedzieć, że planowany wzrost wydatków przy jednoczesnej obniżce podatków wymagałby co najmniej 5-6 proc. wzrostu gospodarczego, aby dochody mogły pokryć zwiększenie niedoborów. PO może się znaleźć w trudnej sytuacji, jeśli Donald Tusk nie wygra wyborów, bo siła tej partii w negocjacjach koalicyjnych osłabnie. Do ofensywy mogą ruszyć partie opozycyjne. Na razie inny kształt koalicji jest jednak mało prawdopodobny.

Puls Biznesu
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »