Płace: 5 tys. zł brutto to za mało

Rząd chce zmniejszyć wydatki na wynagrodzenia w administracji o 10 proc. Eksperci twierdzą, że najpierw trzeba zmienić system płac. Specjaliści nie chcą pracować w urzędach za 5 tys. zł brutto.

Ostatnia wersja rządowego programu Tanie i Sprawne Państwo przewidywała zmniejszenie zatrudnienia w korpusie służby cywilnej od 2007 roku o 5 proc. Takie posunięcie miało przynieść rocznie 250 mln zł oszczędności. Zyta Gilowska jednak wymaga od szefów urzędów aż 10 proc. redukcji wydatków na wynagrodzenia.

Tymczasem już teraz wiele ministerstw ma problem z zatrudnieniem specjalistów, ponieważ nie jest w stanie zaproponować im odpowiednio wysokich zarobków. Główni księgowi nie chcą pracować za 5 tys. zł brutto. Winę za to ponosi nieefektywny system wynagrodzeń.

Wszelkie oszczędności powinny być poprzedzone rzetelną analizą ich wpływu na sprawność funkcjonowania państwa

Nie ma rejestru urzędników

Przed reformą systemu wynagrodzeń należy jednak wprowadzić rejestr stanowisk i pracowników służby cywilnej pokazujący, kto, gdzie pracuje i jakie obowiązki wykonuje - uważa prof. Mirosław Stec z Uniwersytetu Jagiellońskiego.

Dziś bowiem nie wiadomo, czy kilka osób nie realizuje tych samych zadań. Artur Nowak-Far ze Szkoły Głównej Handlowej dodaje, że Polska jest prawdopodobnie jedynym krajem, w którym nie prowadzi się takiej statystyki. O stworzenie rejestru, który pozwoliłby na określenie rzeczywistych potrzeb kadrowych, a tym samym wprowadzenie racjonalnych oszczędności, od lat nieskutecznie walczy Urząd Służby Cywilnej.

Problem w tym, że urzędowi odpowiedzialnemu za służbę cywilną nikt nie chce ułatwić pracy, mimo że nie wymaga to zmian ustawowych, a jedynie dobrej woli premiera i ministrów - podkreśla Czesława Rudzka-Lorentz, dyrektor Departamentu Administracji Publicznej w Najwyższej Izbie Kontroli.

Z ostatniego raportu NIK o służbie cywilnej wynika jasno, że sposób zatrudniania i wynagradzania nie jest dostosowany do faktycznych potrzeb.

Profesor Witold Kieżun z Wyższej Szkoły Zarządzania i Przedsiębiorczości im. Leona Koźmińskiego podkreśla, że oszczędności należy zacząć od siebie. Jego zdaniem trzeba najpierw zmniejszyć liczbę wiceministrów i zlikwidować gabinety polityczne. W Polsce każdy minister ma od 3 do 6 zastępców. We Francji, kraju powszechnie uważanym za zbiurokratyzowany, tylko jednego.

- Należy też znacznie zmniejszyć zatrudnienie w Kancelarii Prezydenta i Kancelarii Premiera. Jest to sprawa nie tylko organizacji, ale odgórnego przykładu skromności godnej naśladowania - podkreśla profesor.


PENSJE W SAMORZĄDACH Z danych GUS wynika, że przeciętne wynagrodzenie brutto w administracji samorządowej wynosi 2635 zł, czyli jest prawie o 400 zł mniejsze niż w administracji rządowej. W wojewódzkich urzędach marszałkowskich przeciętne zarobki wynoszą już 3058 zł. Ponadto urzędy samorządowe płacą znacznie więcej specjalistom, a wynagrodzenia uzależniają od swojej sytuacji finansowej. Miesięczne wynagrodzenie skarbnika gminy Kleszczów w woj. łódzkim wynosi ok. 8000 zł, a gminy Dzikowice w woj. lubuskim - 4045 zł. Natomiast sekretarz gminy w Nowym Targu zarabia miesięcznie ok. 3860 zł, a w Wiązownej w woj. mazowieckim - 6655 zł.

Redukcja według linijki

Profesor Witold Orłowski z Niezależnego Ośrodka Badań Ekonomicznych uważa, że oszczędności - nawet w poważnej skali - są możliwe, choć nie będą one łatwe i bezbolesne. Wszelkie decyzje powinny być jednak poprzedzone rzetelną analizą ich wpływu na sprawność funkcjonowania państwa. Profesor Mirosław Stec podkreśla, że urzędy wojewódzkie powinny zostać odchudzone nie poprzez odgórne cięcia etatów i budżetów, ale w wyniku przenoszenia kompetencji do samorządów. Eksperci dodają, że lepiej byłoby zabrać tym, którzy mają najwięcej, a nie wszystkim po równo. Wiele urzędów bowiem już ma problemy ze znalezieniem fachowców.

Fałszywe limity

Obecnie szefowie urzędów rządowej administracji zabiegają w Ministerstwie Finansów o jak największy limit etatów. Pula na wynagrodzenia równa się bowiem przyznanemu limitowi zatrudnienia pomnożonemu przez tzw. kwotę bazową. W rzeczywistości jednak tylko co 7 urząd realizuje w 100 proc. przyznany limit. Zaoszczędzone pieniądze przeznaczane są na podwyższenie pensji pracownikom. Dzięki temu przeciętne wynagrodzenie na dyrektorskim stanowisku w Ministerstwie Edukacji wynosi 4650 zł, a np. w Kancelarii Prezesa Rady Ministrów czy Ministerstwie Finansów ponad 7500 zł, a dochodzi nawet do 11 000 zł.

Ministerstwa, które mają tylu pracowników, ile wynosi limit, nie mają dodatkowych funduszy na wynagrodzenia dla specjalistów. W efekcie doświadczeni pracownicy służby cywilnej odchodzą do sektora prywatnego, lepiej płacących ministerstw czy urzędów samorządowych.

Mirosława Boryczka, dyrektor generalny Ministerstwa Gospodarki, przyznaje, że na stanowiska, na których wymagana jest wiedza i doświadczenie, nie ma chętnych właśnie z powodu niskich zarobków. W administracji główna księgowa czy audytor wewnętrzny może zarobić maksimum 6 tys. zł brutto, w przedsiębiorstwie prywatnym minimum 9 tys. zł. Biedne ministerstwa nie mogą też pozyskać dobrze przygotowanych słuchaczy Krajowej Szkoły Administracji Publicznej. W Ministerstwie Obrony Narodowej pracuje tylko 3 absolwentów KSAP - tłumaczy Józef Puzyna ze Stowarzyszenia Absolwentów KSAP. Wysokie uposażenia dostają tam bowiem tylko tzw. pracownicy mundurowi.

Obniżenie funduszu na wynagrodzenia wszystkim po równo nie poprawi już i tak trudnej sytuacji. Premier Kazimierz Marcinkiewicz, rozpoczynając urzędowanie, obiecał ponadto, że wynagrodzenia osób pracujących na tych samych stanowiskach w różnych urzędach i instytucjach publicznych będą porównywalne. Nic jednak nie wskazuje na to, że zapowiedzi zostaną zrealizowane. Mariusz Błaszczak, szef Kancelarii Premiera, zwrócił się jedynie do dyrektorów generalnych poszczególnych urzędów z prośbą o uzupełnienie opisu stanowisk.

Reklama

OPINIA

Jan Pastwa
szef służby cywilnej


Zyta Gilowska wysłała standardowe pismo, które minister finansów każdego roku przekazuje do wszystkich dysponentów części budżetowych zawierających wytyczne do konstruowania projektu budżetu na przyszły rok. Zatem dla szefów urzędów nie jest to żadna sensacja. Tym razem jednak redukcja budżetu na wynagrodzenia ma wynosić aż 10 proc. Oszczędności pogłębią problem znalezienia specjalistów do pracy w urzędach. Urzędnicy, którzy zdobywają doświadczenie w administracji rządowej, przechodzą do samorządowej, albo do firm prywatnych, bo tam płacą więcej.

Gazeta Prawna
Dowiedz się więcej na temat: gminy | oszczędności | ekspert | zarobki | szkoły | ministerstwa
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »