Płace będą gonić inflację?

Obawy RPP o to, że rynek pracy będzie motorem napędzającym inflację są mniejsze - ocenił w czwartek prezes Narodowego Banku Polskiego Marek Belka. Jego zdaniem wartość oczekiwań inflacyjnych dla prowadzenia polityki pieniężnej jest ograniczona.

Obawy RPP o to, że rynek pracy będzie motorem napędzającym inflację są mniejsze - ocenił w czwartek prezes Narodowego Banku Polskiego Marek Belka. Jego zdaniem wartość oczekiwań inflacyjnych dla prowadzenia polityki pieniężnej jest ograniczona.

"Byłbym zdziwiony, gdyby (wynagrodzenia - PAP) rosły szybciej od oczekiwań. (...) Nie spodziewam się szczególnych niespodzianek na rynku pracy. Sytuację mamy tu dość ciekawą, i w gruncie rzeczy, bardzo dobrą, gdyż mamy coś, na co czekaliśmy dużo lat, mianowicie rosnącą aktywność zawodową" - powiedział Belka w TVN CNBC.

"Nasze obawy o to, że rynek pracy będzie motorem napędzającym inflację są mniejsze, gdyż podaż pracy rośnie" - dodał.

"Presja płacowa zależy bardziej od sytuacji popytowej niż od wskaźnika inflacji czy presji związków zawodowych, nie lekceważąc tego, co może się wydarzyć w KGHM czy innych dużych spółkach. (...) Efekt drugiej rundy, o którym myślimy, prawdopodobnie będzie słabszy niż ten, którym się parę lat temu straszyliśmy czy ten który był rzeczywistością gospodarki lat 70. Nie należy tego lekceważyć, ale nie można z tym przesadzać" - powiedział prezes NBP.

Reklama

Zdaniem Belki wartość oczekiwań inflacyjnych dla prowadzenia polityki pieniężnej jest ograniczona.

"Patrząc na kształtowanie się oczekiwań inflacyjnych w ciągu ostatnich 8 lat, to są one idealnie takie same jak bieżąca inflacja, więc te oczekiwania nie mają charakteru racjonalnego, w sensie ekonomicznym, tylko reaktywne, więc ich wartość z punktu widzenia prowadzenia polityki monetarnej jest ograniczona" - powiedział Belka.

Prezes NBP powiedział też, że polityka pieniężna ma pewien określony kierunek, który został nadany jakiś czas temu i będzie on realizowany.

"Wielokrotnie mówię, że decyzje dotyczące stóp proc. nie są podejmowane przede wszystkim w oparciu o ostatnie dane statystyczne z poprzedniego miesiąca. (...) Myślę, że polityka pieniężna ma pewien określony kierunek, który został określony jakiś czas temu i on będzie realizowany" - powiedział.

"Odczyt inflacji z dnia wczorajszego pogarsza, podnosi nasze projekcje ścieżki inflacyjnej w górę, natomiast jak każdy szok podażowy z definicji ma charakter krótkotrwały, więc można powiedzieć, że ta bardzo wysoka inflacja, zwłaszcza z miesiąca na miesiąc, ona ma dużą dynamikę, ale ustanie" - dodał.

Zdaniem Belki, RPP nie spóźniła się z rozpoczęciem cyklu podwyżek stóp procentowych i nie powinna podnosić stóp już w zeszłym roku.

"Nie podzielam tych poglądów. Czy podwyżka stóp procentowych pół roku wcześniej zmieniłaby oczekiwania inflacyjne? Ja myślę, że nie. Jedyny skutek, który miałby miejsce to wyższe stopy i gospodarka w trochę gorszym stanie. Ale to byłaby nie tyle zapobiegawcza podwyżka, ile na wszelki wypadek" - powiedział.

- - - - -

Belka: Wzrost płac o 8-10 proc. bardzo niebezpieczny dla inflacji

- Wzrost płac o 8-10 proc. byłby bardzo niebezpieczny z punktu widzenia inflacji - powiedział prezes Narodowego Banku Polskiego Marek Belka. Jego zdaniem w polskiej gospodarce wzrost wynagrodzeń o 4-4,5 proc. nie powoduje inflacji.

Belka spotkał się w piątek z finalistami XXIV Olimpiady Wiedzy Ekonomicznej i ich opiekunami (finał konkursu odbędzie się w sobotę i niedzielę). Uczestnicy Olimpiady pytali prezesa NBP m.in. o inflację i działania banku w sytuacji, gdy tzw. inflacja bazowa znacznie różni się od inflacji CPI - cen i usług konsumpcyjnych.

Belka wyjaśnił, że inflacja wywołana wzrostem światowych cen żywności, surowców, czy paliw w pewnym momencie się zatrzyma, albo nawet cofnie. Pod warunkiem jednak, że wzrosty cen nie zostaną przekształcone we wzrost płac, który przekroczy normalne tempo wzrostu wydajności pracy.

- Jeżeli by się okazało, że wysokie ceny - w cudzysłowie - cukru i benzyny, powodują, że pracownicy skutecznie zażądają znaczących podwyżek płac, to wtedy mamy już tzw. efekty drugiej rundy. Pojawia się niebezpieczeństwo spirali płacowo-cenowej - powiedział Belka. Wyjaśnił, że wyższe płace powodują narastanie kosztów, co powoduje wzrost cen, co z kolei znowu przekłada się na wzrost płac.

Belka, pytany, czy w Polsce jest niebezpieczeństwo spirali płacowo-cenowej powiedział, że Polska gospodarka rośnie mniej więcej w tempie 4 proc., co jest "przyzwoitym, ale nie rewelacyjnym tempem".

- Natomiast w Polsce w dalszym ciągu jeden z motorów ożywienia nie działa. To znaczy popyt inwestycyjny sektora prywatnego, przedsiębiorstw prywatnych. Dopiero w ostatnim momencie zauważamy, że coś drgnęło (...) to może się okazać, że gospodarka zaczyna przechodzić na wyższy bieg - powiedział.

Prezes NBP wskazał, że w takiej sytuacji pracownikom może być łatwiej wywalczyć sobie wzrost płac wyższy, niż by to wynikało ze wzrostu wydajności pracy. Zdaniem Belki w polskiej gospodarce wzrost płac rzędu 4-4,5 proc. nie powoduje inflacji. - Gdyby wzrost płac (...) przyspieszył do 8-10 proc., to już jest z punktu widzenia inflacji bardzo niebezpieczne - ostrzegł.

Dodał, że bardzo istotna dla inflacji jest struktura rynku pracy, jak są ustalane płace, czy silne są związki zawodowe. Prezes banku centralnego powiedział, że z tego punktu widzenia polska gospodarka jest bardzo elastyczna i odporna na spiralę cenowo-płacową, bowiem tylko 8 proc. zatrudnionych w sektorze prywatnym należy do związków zawodowych. - Można więc powiedzieć, że w przedsiębiorstwach prywatnych związki nie mają większego znaczenia - uważa Belka.

Zwrócił uwagę, że istnieją spółki, jak np. KGHM, Tauron, JSW, w których żądania płacowe są poparte wielką siłą związków zawodowych. - Nawet, jeśli te firmy mają środki i mogą sobie pozwolić na wzrost płac, to dla całej gospodarki jest to bardzo niekorzystne - uważa Belka. Dodał, że jest to bowiem sygnał do presji na wzrost wynagrodzeń w innych firmach.

- Jeżeli wzrost płac zaczyna wyprzedzać tempo wzrostu wydajności pracy, to gospodarka traci na konkurencyjności i zaczyna wpadać w inflację - powiedział szef NBP.

W piątek minister pracy i polityki społecznej Jolanta Fedak zaproponowała prawie 8 proc. wzrost płacy minimalnej. Od 1 stycznia 2011 roku wynosi ona 1386 zł, ale resort pracy chce, by od przyszłego roku wyniosła ona 1500 zł. W poniedziałek GUS ma podać dane o wynagrodzeniach i zatrudnieniu w marcu 2011 r.

Zgodnie z ostatnimi danymi GUS inflacja w marcu liczona w ujęciu rocznym wyniosła 4,3 proc.

PAP
Dowiedz się więcej na temat: Belka | zarobki | Rada Polityki Pieniężnej | Marek | Marek Belka
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »