Pod presją Delty
Kolejna fala pandemii nadchodzi, ale ekonomiści są optymistami. Uważają, że nie zobaczymy już twardych lockdownów, a ludzie i firmy potrafią działać w reżimach sanitarnych.
BIZNES INTERIA na Facebooku i jesteś na bieżąco z najnowszymi wydarzeniami
W ostatnim tygodniu lipca i pierwszym tygodniu sierpnia liczba średnich dziennych zachorowań na COVID-19 w skali globu urosła aż o 17 proc., do 615 tys., a licząc od połowy czerwca aż o 50 proc. Efekt? Rynek zaczął obawiać się kolejnej, jesiennej fali pandemicznej. Widać to było m.in. po notowaniach ropy naftowej czy spółki Uber oferującej usługi pośrednictwa w przewozie kołowym - te aktywa taniały w tym okresie, gdyż transport to jedna z tych branż, które mogłaby mocno ucierpieć na kolejnych twardych lockdownach na rynkach rozwiniętych.
Liczba zachorowań zaczęła rosnąć, gdyż pojawił się tzw. wariant Delta koronawirusa SARS-CoV-2, który jest groźniejszy i bardziej zaraźliwy od znanego z 2020 roku wariantu Alfa. Pod koniec lipca światowe media obiegła informacja o przeciekach z raportu amerykańskiego Centrum ds. Kontroli i Prewencji Chorób (CDC). Wedle tegoż raportu, wariant Delta jest tak samo zakaźny, jak ospa wietrzna. Każda zarażona Deltą osoba zakaża średnio 8-9 innych, podczas gdy pierwotny wariant Alfa był przenoszony na średnio dwie osoby, czyli jak zwykłe przeziębienie. Z raportu wynika również, że szczepionki chronią tylko przed ciężkim przebiegiem COVID-19, ale nie przed zarażeniem się i transmisją wirusa. Amerykańscy specjaliści podkreślili w raporcie, że Delta powoduje cięższy przebieg choroby, niż poprzedni szczep, a osoby nim zakażone częściej trafiają do szpitala i wymagają podłączenia do tlenu. Autentyczność informacji z przecieku potwierdziła na antenie CNN dr Rochelle Walensky, dyrektor CDC.
Rynek niepokoi także fakt, że w krajach, gdzie większość społeczeństwa jest zaszczepiona, współczynnik zakażeń wciąż jest wysoki. Chodzi tutaj m.in. o Seszele (gdzie zastrzyki przyjęło około 70 proc. ludności, a mimo to współczynnik zarażonych wynosi 58 osób na 100 tys.) oraz Wyspę Man (71 proc. zaszczepienia, a współczynnik najwyższy na świecie: 152 na 100 tys.). Wedle CDC, obecnie wariant Delta odpowiada za ponad 80 proc. zachorowań w USA, więc można podejrzewać, że również i w innych krajach.
Rosnącą dynamikę zachorowań widać było w letnich miesiącach w Ameryce Północnej, na Bliskim Wschodzie oraz w Azji. W Australii wróciły twarde lockdowny, podobnie w Malezji. Singapur przywrócił częściowo obostrzenia, a decyzja ta stanęła w kontrze do wcześniejszych zapowiedzi, że będzie już traktował koronawirusa jak zwykłą grypę.
Wariant Delta zaatakował - nie ma najmniejszych wątpliwości. Pytanie jednak, czy zagrozi światowej gospodarce w tak dużym stopniu, jak wariant Alfa? Czy rzeczywiście można spodziewać się twardych lockdownów ogólnokrajowych, z którymi wiązałby się m.in. częściowy zakaz przemieszczania się? A może jednak rządy będą starały się stosować inne środki zaradcze, jak lockdowny regionalne czy branżowe (zamykanie restauracji itp.)?
Piotr Bielski, dyrektor Departamentu Analiz Ekonomicznych Santander Bank Polska uważa, że reakcja rządów będzie zależała od dotkliwości pandemii i jej skutków zdrowotnych. - Rosnący odsetek zaszczepionych pozwala, moim zdaniem, na ostrożny optymizm i założenie, że nie będą potrzebne bardzo dotkliwe restrykcje na dużą skalę. Ale stuprocentowej pewności mieć nie można, m.in. z powodu ryzyka kolejnych mutacji wirusa - mówi "Gazecie Bankowej" Bielski. - Dotychczasowe doświadczenie wskazuje, że wpływ każdej kolejnej fali pandemii na gospodarkę był coraz mniejszy i w bazowym scenariuszu zakładamy, że tak pozostanie - dodaje.
Marcin Mazurek, główny ekonomista mBanku podkreśla, że kluczowe są statystyki zgonów i hospitalizacji. - Obecnie widzimy, że duża liczba zakażeń przekłada się na nie w dużo mniejszym stopniu. Cześć społeczeństwa, szczególnie ta najbardziej podatna na ciężki przebieg choroby, jest zaszczepiona. To dotyczy większości krajów rozwiniętych, czyli szeroko pojętego Zachodu. W nieco innej sytuacji jest Azja, tam możemy mieć jeszcze widoczne falowanie hospitalizacji i zgonów z uwagi na słabe postępy szczepień. Ogólnie jednak cała gospodarka globalna jest lepiej przygotowania na kolejną falę i myślę, że skutki gospodarcze nie będą istotnie negatywne, a na pewno bez porównania łagodniejsze od tych widzianych podczas wcześniejszych fal zachorowań - uważa Mazurek.
Z kolei według Michelle Meyer, głównej ekonomistki Bank of America, wiele zależy od tego, jakiej jakości będą zachowania ludzkie w zakresie bezpieczeństwa sanitarnego. - Czynniki ryzyka dla amerykańskiej i światowej gospodarki wzrastają, wraz z pojawieniem się wariantu Delta. Dane pokazują, że w roku 2021 konsumenci wydają ponadnormatywnie dużo na rozrywkę. Wariant Delta może powstrzymać ten trend, co byłoby problematyczne dla sektora usługowego - powiedziała Meyer w rozmowie z "Barron’s".
Które branże i sektory mogą najbardziej ucierpieć w wyniku ewentualnych częściowych, branżowych lockdownów? Zdaniem Bielskiego, najbardziej narażone są branże usługowe: turystyka, transport, kultura masowa i rozrywka (kina, teatry, eventy), gastronomia. Zwraca on uwagę, że to oznacza, iż bardziej poszkodowane w przypadku powrotu lockdownów będą kraje południa Europy, gdzie udział tychże branż w PKB jest spory. Ekonomista podkreśla, że mocna jesienna fala koronawirusa będzie miała ponownie wpływ na problemy z produkcją w krajach o niskim poziomie zaszczepienia, na podaż dóbr, problemy z łańcuchami dostaw, a tym samym na dalsze podnoszenie się stopy inflacji.
W opinii Mazurka, najbardziej ucierpią usługi, a więc wszelkie sektory, w których fizyczny kontakt człowieka z człowiekiem jest niezbędny do wykonania pracy. - Pozostałe sektory są już zahartowane, procedury awaryjne są przećwiczone. Rządy mają spore możliwości, aby lawirować obostrzeniami regionalnymi i sektorowymi na poziomie geograficznym oraz na podstawie certyfikatów szczepień - wskazuje ekonomista. - Co do wpływu na kraje Południa, w naturalny sposób ich koncentracja na usługach stawia je w nieco gorszej sytuacji wobec krajów Północy, które poniekąd mają szansę dodatkowo obsłużyć większy popyt na towary, ujawniający się po zahamowaniu usług. Proszę pamiętać, że konsumenci i firmy mają duże bufory finansowe zbudowane przez szybki restart gospodarki oraz wcześniejsze transfery fiskalne. To taki bufor bezpieczeństwa, który nadal może działać - dodaje ekspert mBanku.
Czy firmy i konsumenci wypracowali już skuteczne metody funkcjonowania pod reżimem sanitarnym? Czy można założyć, że ewentualna czwarta fala znacznej wielkości nie będzie już miała żadnego wpływu np. na pracę zakładów produkcyjnych czy sklepów - czyli przemysł i handel jednak nie ucierpią? Zdaniem Piotra Bielskiego, sytuacja jest zróżnicowana. - Niektórzy wypracowali metody funkcjonowania w reżimie sanitarnym, inni nauczyli się lekceważyć i omijać zalecenia sanitarne. Niestety, mam wrażenie, że z czasem ta druga grupa zaczyna dominować. To, czy nowe fale zakażeń będą miały wpływ na funkcjonowanie firm, zależy moim zdaniem głównie od tego, czy pojawią się nowe mutacje wirusa i jak zmienią jego zdolność rozprzestrzeniania, odporność na szczepionki - mówi ekonomista Santander Banku.
Marcin Mazurek wskazuje na pewnego rodzaju "wentyl bezpieczeństwa", jaki pojawił się po pierwszych falach pandemii.
- Sprzedaż detaliczna towarów wróciła do poziomów przedpandemicznych, ale wyższy udział sprzedaży internetowej nie zanikł, tylko się utrzymał. To wentyl bezpieczeństwa i niejako większe pole manewru przy ewentualnych decyzjach dotyczących ograniczania funkcjonowania sklepów, choć ja się takowych nie spodziewam. Na pewno nie w skali, którą widzieliśmy wcześniej - mówi ekonomista mBanku.
Oczywiście, ekonomiści próbują stawiać prognozy dla tempa wzrostu PKB w najbliższych kwartałach oraz na 2021 oraz 2022 roku. Czynią to mimo olbrzymiej niepewności co do przyszłości światowej gospodarki i gospodarek krajowych.
Pod koniec lipca Międzynarodowy Fundusz Walutowy (MFW) - mimo pojawienia się wariantu Delta - podniósł swoje prognozy PKB dla światowej gospodarki. Jego eksperci uważają, że solidna stymulacja fiskalna i monetarna w krajach rozwiniętych zapewni całemu światu kontynuację dynamicznego ożywienia gospodarczego w II połowie 2021 r. oraz w przyszłym roku. Jednocześnie jednak ostrzegają przed rosnącym rozdźwiękiem między mocnymi gospodarkami krajów dobrze zaszczepionych i słabszymi gospodarkami krajów o niskim stopniu szczepień (szczególnie odstają kraje z Azji).
MFW prognozuje, że światowa gospodarka urośnie o 6 proc. w tym roku i 4,9 proc. w 2022 roku. Rewizja w górę dotyczyła roku 2022 i krajów rozwiniętych (szczególnie Włoch i USA), a jednocześnie MFW dokonał rewizji w dół prognoz dla wielu krajów wschodzących (z uwagi na niski poziom zaszczepienia oraz wycofywanie stymulacji fiskalnej).
Santander Bank prognozuje wzrost PKB Polski na poziomie ok. 5 proc. w całym 2021 r. (zrewidował ją w górę w czerwcu, z 4,6 proc.) i tyle samo w 2022 r. - Scenariusz bazowy opiera się na założeniu, że nowe fale pandemii będą coraz mniej dotkliwe i nie wywołają już znaczących skutków ekonomicznych. Nie będzie w związku z tym kwartalnych spadków PKB. Jest to, moim zdaniem, scenariusz najbardziej prawdopodobny - mówi Bielski. - Jednak pewności co do jego realizacji mieć nie można, ponieważ nie wiemy, czy wystąpią nowe mutacje wirusa i na czym będą polegać - zastrzega ekonomista Santander Banku.
Prognoza mBanku dla polskiej gospodarki wynosi 5,7 proc. wzrostu na 2021 r. - Bardzo bym się zdziwił, gdybyśmy zobaczyli spadki PKB w II połowie roku. Proszę pamiętać, że po otwarciu gospodarki nie mieliśmy wyskoku konsumpcji ponad wcześniejszy trend. Innymi słowy, konsumenci nie zjedli dwóch ciastek dlatego, że jedno po drodze gdzieś zgubili, po prostu zjedli jedno.
Z tego tytułu strumień PKB nie ma za bardzo jak się cofać. W gospodarce cały czas następuje obieg okrężny i kreacja wartości dodanej i dochodów. To z kolei popycha ją do przodu w kolejnym okresie. Jeszcze raz zaznaczę, że mamy normalizację popytu, ale nie jakieś jednorazowe ekscesy. Tu musiałby być naprawdę ciężki lockdown, aby PKB się skurczył. Moim zdaniem tzw. konsensus rynkowy dla tempa wzrostu PKB jest za nisko - podsumowuje Mazurek.
Piotr Rosik