Polacy hamują wzrost płac w Norwegii
Najpierw robotnicy z Polski wzbudzali w Unii entuzjazm, bo byli tani. Teraz z tego samego powodu sypią się na nich gromy. Norwegowie mają nam za złe, że doprowadziliśmy do zahamowania płac. Holendrzy zarzucają Polakom, że rujnują miejscowe firmy, oferując kilkakrotnie niższe stawki.
Dla Norwegów rozszerzenie Unii przed dwoma laty oznaczało przede wszystkim wyhamowanie wzrostu wartości wynagrodzeń. To pierwsza rzecz jaką w 2005 r. odnotowały statystyki - powiedział szef Centralnego Biura Statystycznego Oeystein Olsen w wypowiedzi dla dziennika biznesowego "Dagens Naeringsliv".
Polacy ratują norweskie budownictwo
Skutki rozszerzenia najdotkliwiej odczuli pracownicy budownictwa, których pensje wzrosły w ubiegłym tylko o 2,75 proc. i był to najniższy wzrost od 10 lat.
Jest jednak i druga strona medalu. Ze statystyk wynika, że obroty w budownictwie wzrosły w 2005 r. aż o 33 proc. Niedawno Sverre Larsen, dyrektor Krajowego Związku Budowlanego skupiającego 5 tys. firm, powiedział, że bez Polaków nastąpiłby krach norweskiej branży budowlanej.
Od maja 2004 r. pozwolenia na pracę w Norwegii otrzymało ponad 21,5 tys. obywateli nowych państw EU. Z tego ponad 56 proc. to Polacy.
Jednoosobowe firmy z Polski
Również na budowach w Holandii Polacy stanowią największy odsetek wśród cudzoziemców. Ponieważ jednak miejscowe przepisy nie pozwalają obywatelom z nowych państw UE na legalne podejmowanie pracy bez specjalnych zezwoleń, dlatego, jak pisze "De Telegraaf", działają oni "pod przykrywką" firm jednoosobowych. Te mikroprzedsiębiorstwa są solą w oku holenderskich budowlańców. Jeśli bowiem Holender nie pójdzie do pracy za mniej niż 40 euro za godzinę, to Polak zgodzi się wziąć robotę za 11euro. Jeszcze taniej cenią się pracownicy zatrudnieni na czarno, którzy biorą 4-5 euro za godzinę. Gazeta zwraca uwagę, że polscy pracownicy nie udzielają żadnych gwarancji, przez co zleceniodawcy (zwłaszcza osoby prywatne) wiele ryzykują.
Chciałbym złożyć donos
Alarmistyczne informacje nie znajdują jednak odzwierciedlenia w statystykach inspekcji pracy, która mimo zaostrzenia kar, nie notuje wielkiego wzrostu liczby zatrzymanych nielegalnych pracowników. "De Telegraaf" tłumaczy niską skuteczność inspektorów tym, że szanse złapania Polaków pracujących na czarno są nikłe. Dlatego też budowlane związki zawodowe otworzyły linię telefoniczną, gdzie można składać doniesienia na nielegalnych pracowników oraz zatrudniających ich pracodawców. Złapani na gorącym uczynku muszą liczyć się ze srogimi karami. Pracownik od razu jest deportowany. Z kolei pracodawca płaci grzywnę, która w przypadku firm wynosi 8000 euro. Osoby prywatne płacą połowę tej kwoty.
Zupełnie inaczej na zatrudnianie pracowników z naszej części Europy niż związkowcy zapatrują się holenderscy przedsiębiorcy budowlani. Twierdzą oni, że nie mają w zasadzie nic przeciw pracującym tu Polakom, pod warunkiem, że respektują oni holenderskie wymogi prawne i trzymają się zasad uczciwej konkurencji.