Polacy w obozach pracy
Ogrodzone drutem kolczastym baraki bez światła i wody, ludzie śpiący na materacach brudnych od ekskrementów, uzbrojeni strażnicy - w takich warunkach koło Orta Nova mieszkali Polacy, którzy do Włoch pojechali zarabiać przy zbiorze pomidorów - donoszą włoskie gazety i policja.
Czy na południu Włoch działa siatka przestępcza wykorzystująca pracowników z Europy Wschodniej, w tym Polaków? Czy siatka zamyka ich w czymś, co przypomina obozy pracy? - pyta dzisiejsza "Gazeta Wyborcza".
W piątek nad ranem 80 karabinierów wkroczyło do takiego obozu. Karabinierzy przesłuchali 90 Polaków i 15 Słowaków. Nikt z nich nie miał pozwolenia na pracę. Nie wiadomo, kto ich zatrudnił i na jakich zasadach. "Kilku karabinierów znałem z widzenia, bo pracowaliśmy na należących do nich plantacjach. Na pewno byli w zmowie z naszymi 'opiekunami'" - powiedział dziennikowi po przesłuchaniu jeden z Polaków.
Polacy z Orta Nova opowiadali "Gazecie", że wstawali o godz. 3.30 i pracowali bez przerwy do godz. 21. Nie mogli opuszczać obozu. Raz w tygodniu zawożeni byli do supermarketu na zakupy. Płacili za wszystko. Nad niepokornymi znęcali się strażnicy - opisuje "Gazeta Wyborcza".
Polski konsulat o obozach wie już od czerwca. Nasi dyplomaci prosili o interwencję, bezskutecznie. Na początku sierpnia trzech Polaków uciekło z jednego z obozów i zaalarmowało włoską policję - nie zareagowała. 11 sierpnia o sprawie zaalarmował władze konsul honorowy w Puglii - Domenico Centrone. Tydzień później karabinierzy weszli do obozu w Orta Nova.
Pracę w obozach organizuje międzynarodowa siatka przestępcza, strażnikami są też Polacy. Lokalna prasa nazywa to "pomidorowym reketem" - pisze "Gazeta".
Rekrutacja zaczynała się od ogłoszenia w polskiej prasie. Wszelkie formalności odbywały się przez telefon. Autokary zabierały ich z kilku miast w Polsce.
Po interwencji karabinierów Polacy z Orta Nowa znaleźli się na wolności.
Polacy mogą legalnie pracować we Włoszech tylko po uzyskaniu pozwolenia - procedura jest skomplikowana.