Polska Afryka Jana Kulczyka
Olbrzymie zasoby naturalne w połączeniu ze słabością instytucji państwowych dają mieszankę wybuchową, z którą musi nauczyć się żyć każdy biznesmen na Czarnym Lądzie. Mógł się o tym przekonać najbogatszy Polak - Jan Kulczyk.
Gdy 4 czerwca 2014 r. rząd Donalda Tusk hucznie obchodził "25-lecie Wolności", doktor Jan Kulczyk też miał swoje święto. Po wielu latach inwestycyjnej nieobecności na polskim rynku prywatyzacji, powrócił w bardzo spektakularny sposób - kupił Ciech, jedną z największych spółek chemicznych w Polsce. Całą transakcję pilotował z sukcesem ówczesny wiceminister skarbu Paweł Tamborski, dziś prezes Giełdy Papierów Wartościowych. Skarb Państwa zarobił na tym około 620 mln zł. Korki od szampanów wystrzeliły w gabinetach obu kontrahentów. I gdyby nie afera taśmowa rozpętana przez tygodnik "Wprost" zapewne po dziś dzień zakup Ciechu i jego nabywca nie budziliby większych emocji...
Pech chciał, że kilka tygodni po zakupie Ciechu, Jan Kulczyk stał się jednym z głównych bohaterów stenogramów podsłuchowych, wyciągniętych na światło dzienne przez Piotra Nisztora. Pokłosiem tych rewelacji była czarna seria wstrząsających doniesień o tym, że Nisztor miał skutecznie szantażować najbogatszego Polaka. Chodziło o książkę, w której Nisztor zawarł ponoć całą masę niewygodnych dla doktora Kulczyka informacji. Edyta Sieczkowska, była współpracownica Jana Kulczyka (wojuje z nim w sądzie od kilku lat o wynagrodzenie za konsultacje przy poszukiwaniu partnerów biznesowych w Zjednoczonych Emiratach Arabskich) twierdzi, że Nisztor książkę napisał i sprzedał Kulczykowi. W lipcu 2012 r. Sieczkowska wytoczyła proces Piotrowi Nisztorowi o 75 tys. zł za książkę o Kulczyku, której de facto jeszcze nie wydał. Sieczkowska ma żal do Nisztora za to, że opowiedziała mu o kulisach swojej współpracy z Janem Kulczykiem w nadziei, że usłyszy o tym cała Polska. Tymczasem dziennikarz nie dość, że nie opublikował tych informacji, to według niej wziął pieniądze za ich ukrycie. Zarówno Jan Kulczyk, jak i Piotr Nisztor dystansują się od tez stawianych przez Sieczkowską, czekając na wyroki w procesach, które im wytoczyła. Sporo wody w Wiśle jeszcze jednak upłynie, zanim się dowiemy, kto ma rację i jak naprawdę było, bo kolejne rozprawy odkładane są ad Kalendas Graecas.
Tak czy inaczej, afera taśmowa i książkowy skandal, za którymi stał Piotr Nisztor sprawiły, że reputacja polskiego miliardera została poważnie nadszarpnięta. To musiało biznesmena bardzo zaboleć. Kulczyk bowiem długo i ciężko pracował nad odbudową swojego wizerunku po uwikłaniu w głośną aferę "Orlengate". W sensie inwestycyjnym najbogatszy Polak udał się na dziesięcioletnią emigrację, organizując sobie centrum dowodzenia w Londynie. W Polsce zaś doktor Jan skoncentrował się na działalności dobroczynnej. Dał pieniądze na Kwadrygę zdobiącą Teatr Wielki, wsparł finansowo klasztor Paulinów w Częstochowie, operę w Poznaniu, operę w Warszawie, Teatr Polski, wystawę główną w Muzeum Historii Żydów Polskich, sponsorował reprezentację polskich olimpijczyków. Nie sposób wymienić naraz wszystkich przedsięwzięć dotowanych w Polsce przez Kulczyka tym bardziej, że wiele z nich wspierał po cichu i bez rozgłosu, jak na prawdziwego filantropa przystało.
Efekt tych wszystkich działań był taki, że Jan Kulczyk zaczął być wręcz hołubiony przez polskie media tzw. mainstreamu, którym zresztą też nie szczędził grosza na reklamy. Dzięki temu wkradł się w łaski polskiego rządu, co z kolei umożliwiło mu powrót do gry na niwie prywatyzacyjnej i przejęcie Ciechu. Ale grubą przesadą byłoby twierdzenie, że to jedyna aktywność inwestycyjna Kulczyka w Polsce w ostatnim czasie.
Według "Forbesa" Jan Kulczyk ma za sobą rok pełen wydarzeń. Latem notowany na warszawskiej giełdzie KOV zmienił nazwę na Serinus Energy. To efekt finalizacji połączenia z kanadyjskim Winstar Resources, spółką poszukiwawczo-wydobywczą ropy i gazu (nowa spółka wydobywa m.in. gaz ziemny w północno-wschodniej Ukrainie i poszukuje tego paliwa w Rumunii).
W Polsce rozwija też działalność Kulczyk Silverstein Properties (KSP). To joint venture Kulczyk Real Estate Holding z Luksemburga i Silverstein Properties z Nowego Jorku, prowadzoną przez znanego inwestora Larry'ego Silversteina. KSP powstał w 2010 roku, celuje w rynek nieruchomości biurowych oraz handlowych w Europie Środkowej i Wschodniej. W 2013 roku kupił Holland Park, biurowiec przy pl. Trzech Krzyży w Warszawie. Trwają też prace nad kontrolowaną przez Kulczyka Elektrownią Północ, która ma produkować energię z węgla w Rajkowach koło Tczewa. Znanym polskim przedsięwzięciem Kulczyka jest też Autostrada Wielkopolska i zarządzające nią spółki, których pozostaje współwłaścicielem. Za ważniejszą aktywność Kulczyka można też uznać grupę energetyczną skupioną wokół Polenergii. Tworzą ją takie firmy, jak gazowa Elektrociepłownia Nowa Sarzyna, kupiona w 2011 r. za 300 mln zł od inwestora zagranicznego czy giełdowy PEP, dostawca rozwiązań dla energetyki. Jest jeszcze giełdowy Pekaes, który Jan Kulczyk przejął w 2009 roku, chcąc mieć w Polsce silną pozycję w obszarze infrastruktury i logistyki. I to by było z grubsza tyle, jeśli chodzi o krajowe, wymierne efekty ocieplania wizerunku Kulczyka.
A teraz spójrzmy na zagraniczną aktywność Jana Kulczyka. Według "Gazety Wyborczej" najbogatszy Polak - Jan Kulczyk na stałe mieszka w Szwajcarii. Jego najważniejsza firma Kulczyk Investments ma siedzibę w Luksemburgu, biura w Londynie, Kijowie, Dubaju i Warszawie. Według dziennika "Financial Times", 70 proc. inwestycji Kulczyka zlokalizowanych jest poza Polską.
Jak donosi "Forbes", na początku 2014 r. QKR Corporation Limited (projekt Kulczyk Investments oraz Qatar Holding) podpisał z AngloGold Ashanti umowę przejęcia za 110 mln dol. AngloGold Ashanti Namibia Limited. Zawiaduje ona odkrywkową kopalnią złota w Namibii. Głównym aktywem biznesowym Jana Kulczyka pozostają niezmiennie akcje międzynarodowego SAB Millera, globalnego potentata na rynku piwa z siedzibą w Londynie (m.in. właściciela Kompanii Piwowarskiej, do której należą takie marki jak Pilsner Urquell, Grolsch, Tyskie czy Żubr). Piwne akcje doktora Jana są według "Forbesa" warte około 7 mld złotych.
Oczkiem w głowie doktora Jana jest jednak Afryka. "Europa powinna inwestować w Afryce" - powtarza od kilku lat dodając, że jest to szansa dla Polski, na przykład dla górnictwa czy energetyki. Wizytówką Jana Kulczyka na Czarnym Lądzie jest notowany na londyńskiej giełdzie Ophir Energy, specjalizujący się w pracach poszukiwawczych pod dnem morza. W 2011 r. biznesmena skusiła delta Nigru, z partnerami (konsorcjum Neconde Energy) kupił od Shella 40 proc. udziałów w licencji dającej dostęp do złóż węglowodorów. Prace hamują jednak walki religijne w Nigerii. Projekt realizował KOV (dziś Serinus Energy), który liczy również na zyski z poszukiwań w Tunezji, Brunei i ogarniętej wojną Syrii. Z kolei rudami żelaza w Kongu zajmuje się Strata Limited, spółka z 15-proc. udziałem Kulczyk Investments (KI), głównej spółki Kulczyka. Jest jeszcze San Leon Energy Plc., która działa między innymi w Maroku - udział KI jest w niej niewielki (3,49 proc. akcji), a o sukcesach niewiele wiadomo.
Jak trudna i pełna pułapek jest biznesowa eksploracja Afryki, doktor Jan mógł się przekonać podczas swojej afrykańskiej przygody w Gwinei, gdy jeden z jego partnerów biznesowych nadepnął na odcisk rosyjskiemu oligarsze. Pod koniec stycznia 2013 roku Michał Matys tak pisał o tym na łamach "Gazety Wyborczej": "Londyński "The Sunday Times" i południowoafrykański "Business Day" napisały kilka miesięcy temu, że Sexwale, Kulczyk i bankierzy amerykańskiego JP Morgan próbowali uzyskać dostęp do surowców w Gwinei - są tam największe na świecie złoża rudy aluminium (boksytów), złoto i diamenty. Powiązany z Sexwale biznesmen Walter Henning udzielił rządowi Gwinei 25 mln dolarów pożyczki - na wspólną spółkę, która przejęłaby kontrolę nad wydobyciem. Wywołało to zaniepokojenie działających tam międzynarodowych koncernów i rosyjskiego magnata aluminiowego Olega Deripaski."
W publikacji z czerwca 2012 r. londyński "Sunday Times" przedstawiał te wydarzenia nieco inaczej. Według brytyjskiej gazety, wspominany przez Matysa Walter Hennig miał być tylko trybem wielkiej machiny. Za Hennigiem miała stać grupa działających od lat razem, inwestorów z Polakiem Janem Kulczykiem włącznie. Jak ustalili dziennikarze "Sunday Times" oraz południowoafrykańskiej gazety "Business Day", w skład inwestycyjnej grupy wchodzili: Michael Hawort, prezes Strata Capital (Kulczyk Investments ma w niej udziały) oraz Lloyd Pengilly, Mark Willcox, Ian Hannam - byli bankierzy JP Morgan. Przy czym Hannam były przedstawiony jako oficer SAS, ukarany swego czasu za insider trading grzywną 450 tys. funtów. Cała trójka doradzała od lat w transakcjach polskiemu miliarderowi.
Według brytyjskich dziennikarzy, do inwestycji w Gwinei namówił Kulczyka południowoafrykański miliarder Mosima Gabriel "Tokyo" Sexwale, znany działacz Afrykańskiego Kongresu Narodowego, szkolony przez GRU w ZSRR w czasie zimnej wojny, honorowy konsul Rosji w RPA, jedna z najbogatszych osób w RPA, minister ds. osiedli w rządzie Jacoba Zumy. Sexwale, po tym jak najbogatszy Polak wycofał się z Polski, był przez wiele lat partnerem biznesowym Jana Kulczyka. Obaj stworzyli i rozbudowali firmę Ophir Energy, specjalizującą się w poszukiwaniach ropy i gazu. Oprócz Jana Kulczyka i Tokyo Sexwale udziały w tej spółce mieli jeden z najbogatszych ludzi na świecie Lakhsmi Mittal oraz wielki fundusz amerykański Daniela Ocha i Michaela Cohena - Och Ziff, koncentrujący się na poszukiwaniu i wydobyciu ropy w Afryce (przeciwko temu funduszowi Departament Sprawiedliwości USA prowadzi aktualnie postępowanie antykorupcyjne). Kulczyk z Och Ziff działa od wielu lat. Fundusz był udziałowcem Kulczyk Oil Ventures (obecnie Serinus Energy). Jest też udziałowcem innej firmy Kulczyka i Katarczyków - QKR Resources, która - jak już napisaliśmy wcześniej - nabyła ostatnio kopalnie złota w Namibii.
Jak donosi "Sunday Times", Sexwale uaktywnił się w Gwinei w 2010 roku, gdy do władzy doszedł Alpha Condé, pierwszy demokratycznie wybrany przywódca tego kraju. Condé po objęciu władzy ogłosił, że Gwinea była przez lata okradana przez koncerny wydobywcze i najwyższy czas z tym skończyć. Miał na myśli zagraniczne koncerny, które kontrolowały gwinejskie złoża surowców mineralnych. A konkretnie dwa największe - Vale z udziałem izraelskiego miliardera Beny Steinmetza oraz rosyjski Rusal, najpotężniejszego oligarchy Rosji Olega Dieripaski. Rusal posiadał w Gwinei rafinerie i olbrzymie zasoby aluminium. Gwinea dla Rusalu, kontrolowanego przez państwo rosyjskie była aktywem strategicznym. Tymczasem, według "Sunday Times", grupa inwestycyjna powiązana z Kulczykiem (m.in. spółki Africa Management oraz Palladino Holding), której dowodził Sexwale - oddała w zarządzanie 25 mln dol. synowi prezydenta Gwinei Mohammedowi Conde. W zamian chcieli przejąć kontrolę nad sektorem wydobywczym w Gwinei.
Nic dziwnego, że Deripaska się wściekł i zapowiedział przeprowadzenie w tej sprawie własnego śledztwa. W odpowiedzi Prezydent Conde zaprosił znanego finansistę Georga Sorosa do Gwinei, by pomógł wprowadzić zasady "ładu korporacyjnego". Soros stwierdził jednak, że w Gwinei panuje system powiązań tak niejasnych, że nie da się tam nic zmienić, i odmówił. Tymczasem Deripaska wyciągnął na światło dzienne "gwinejski skandal" - najpierw w rosyjskich mediach, potem w brytyjskich. Usiłował to wydarzenie nagłośnić także w Polsce, ale nie spodziewał się, że lokalne media są tak lojalne wobec najbogatszego Polaka i tematem nie będą zasadniczo zainteresowane. Jedynym efektem tego rosyjskiego przecieku była, ustawiająca Jana Kulczyka jako bohatera, publikacja w "Gazecie Wyborczej".
Mniej więcej w tym samym czasie, gdy po świecie krążyły donosy o rzekomym skandalu w Gwinei, czyli ponad rok temu, polskie media obiegła zupełnie inna wiadomość. Okazało się, że Ophir Energy odkryła na swych koncesjach w Tanzanii prawie 130 mld metrów sześciennych gazu. Akcje Ophir na londyńskiej giełdzie w ciągu jednego dnia poszły do góry o 17 proc. Tanzania dla Ophir Energy stała się perłą w koronie. Mało kto jednak wtedy wiedział, że od listopada 2012 roku działa w Tanzanii specjalna komisja parlamentarna, zajmująca się badaniem transferowania pieniędzy i nadużyć wśród tanzańskich polityków. Deputowany Zito Zuberi Kabwe z prowincji Północna Kigoma przedstawił przed komisją parlamentu Tanzanii szokujące informacje na temat transferowania z kraju miliardów dolarów za granicę. Chodziło o rzekome nadużycia w sektorze surowcowym i telekomunikacyjnym. Zito Kabwe skupił się na sprawie przyznania Ophir Energy trzech olbrzymich koncesji ze złożami gazu. Szczegółowo opisał proces pozyskania przebogatych złóż przez Ophir Energy.
Otóż w latach 2004-2005 Mosima Sexwale, późniejszy partner doktora Jana, założył firmę Ophir Energy Tanzania Ltd, która została właścicielem trzech koncesji wydobywczych. Sexwale miał przy tym korzystać ze wsparcia jednego z najbardziej tajemniczych lobbystów w Afryce - Kongijczyka Moto Mabanga, którego majątek szacuje się na 450 mln dol. Mabanga zna większość głów państw i najważniejszych ministrów Afryki Subsaharyjskiej. Szczególnie tych, od których zależy przyznanie koncesji. Zito Kabwe sugeruje, że udziałowcami Ophir Energy Tanzania Ltd w pierwszych latach działalności spółki byli ważni tanzańscy politycy, którzy następnie sprzedali swoje udziały, a uzyskane pieniądze przelali na konta w Szwajcarii. Tanzania szacuje, że jej obywatele na szwajcarskich kontach posiadają prawie 8 mld dol.
Nie ma cienia wątpliwości, że polski miliarder miał cokolwiek wspólnego z transakcjami na linii Sexwale-Mabanga. Tanzański przypadek pokazuje jednak, po jak grząskim gruncie w Afryce muszą poruszać się w wszyscy biali inwestorzy, nie tylko Jan Kulczyk. Zresztą nie tylko Tanzania i Gwinea okazały się dla polskiego biznesmena szkołą życia. Stosunkowo niedawno doktor Jan postanowił też zainwestować w Zimbabwe. Spółka Centar Plc, w której Polak ma 28 proc. udziałów stworzyła w 2013 roku konsorcjum z firmą Meikles Africa Ltd, powołując wspólną spółkę celową Meikles Centar Resources Ltd. Meikless Africa Ltd notowane na giełdzie w Londynie i Harare należy do najbogatszego człowieka w Zimbabwe - Johna Moxona.
Konglomerat firm Moxona to głównie sieć hoteli i supermarkety. Ale Zimbabwe ma też olbrzymie złoża tantalitu, platyny, diamentów i tym właśnie John Moxon mógł skusić Jana Kulczyka. Razem mieli inwestować w kopalnie platyny i niklu. Nieoczekiwanie gazety z Zimbabwe prześwietliły przeszłość Iana Hannama, prezesa Centar Plc., który pracuje dla Kulczyka. Okazało się, że Hannam w przeszłości, jako brytyjski komandos walczył w Rodezji (dzisiejsze Zimbabwe) przeciwko partii Zanu PF - ugrupowaniu rządzącego tam Roberta Mugabe. Wybuchł skandal. W tym samym czasie Moxon podpadł Mugabemu, opierając się przy sprzedaży państwu 43 proc. udziałów w banku KFHL. Za karę Mugabe zamroził prawie 100 mln dol. należących do Meikles Africa Ltd. Te wszystkie komplikacje spowodowały, że Jan Kulczyk zamroził inwestycje w Zimbabwe, czekając na rozwój sytuacji. W ten sposób najbogatszy Polak przekonał się, jak trudno robić interesy w krajach kontrolowanych przez afrykańskich dyktatorów.
Warto podkreślić, że opisane powyżej afrykańskie "biznesy" Jana Kulczyka stanowią jedynie niewielki wycinek gigantycznych interesów prowadzonych na Czarnym Lądzie przez najbogatszych ludzi i największe firmy z całego świata. Olbrzymie zasoby naturalne afrykańskich państw, związane z tym wielkie pieniądze, powszechna korupcja i słabość instytucji państwowych pozwalają na omijanie sankcji nakładanych przez rząd Stanów Zjednoczonych czy Unię Europejską. Jaki jest udział Jana Kulczyka i jego pracowników w tych operacjach? Tego dokładnie nie wiemy. Wiemy za to na pewno, że najbogatszy Polak jest dzisiaj tam, gdzie cała elita światowego biznesu - w Afryce. O tym, jak tam się robi interesy już dawno napisał Frederick Forsyth w "Psach Wojny". Co prawda dziś zbrojne akcje są rzadkością, bronią stały się bowiem pieniądze, ale tych akurat Janowi Kulczykowi nie brakuje. Pamiętajmy, że najbogatszy Polak dorobił się wielkiego majątku na prywatyzacji polskich przedsiębiorstw państwowych. W Afryce zbyt wielu firm nie ma. Do sprywatyzowania są za to ogromne zasoby surowców naturalnych i tu chyba doktor Jan ma spore pole do popisu.
Wojciech Surmacz
Współpraca: Lech Godziński i Jacek Stelmachowski