Polska musi wejść do UE w pierwszej grupie państw kandydujących
W 2004 roku mamy zostać członkiem Unii Europejskiej - to nie tylko wola polskiego rządu, ale także priorytet komisarza Guntera Verheugena, który przyjechał do Polski. Do tego chóru dołącza się także Joschka Fischer.
"Nie wyobrażamy sobie żeby Polska nie była w pierwszej grupie rozszerzenia" - powiedział dziś w Warszawie minister spraw zagranicznych Niemiec. Wydaje się, że obie strony rozumieją, że nadszedł czas ustępstw stąd tak często pojawia się słowo "elastyczność" i to zarówno w wypowiedziach polskiego premiera jak i Guentera Verheugena czy Joschki Fischera. Elastyczność w polskich ustach znaczy, że jesteśmy w stanie zaakceptować okresy przejściowe na pracę. Na jakie? Prawdopodobnie na takie jak zaproponuje Unia Europejska. Verheugen zdaje sobie sprawę, że Polska musi ustąpić, dlatego tak wiele mówi o tym, że nie jesteśmy opóźnieni, mimo że nie mamy mniej rozdziałów zamkniętych niż inni. A coroczny raport Komisji Europejskiej będzie dla nas pozytywny.
"Jest absolutnie możliwe, by Polska zakończyła negocjacje do końca 2002 roku" - mówi Veheugen. Dodaje także, że dzisiejsze spotkanie w Warszawie miało charakter historyczny. Może to nie być wyłącznie dyplomatyczna formułka - być może usłyszał za zamkniętymi drzwiami co pozwala mu liczyć na polskie ustępstwa w ryku pracy, ale na ten temat nie ma jeszcze oficjalnego głosu.
Przełom zatem będzie, to już widać wyraźnie, 14 i 15 listopada - wtedy także zbierze się rząd wtedy zbierze się również Komitet Integracji Europejskiej i wypracowane zostanie nowe stanowisko negocjacyjne Polski. Mówi o tym premier Leszek Miller, mówiąc również o polskich negocjatorach "których czeka bardzo pracowita jesień". Nie wiadomo jednak, czy nie są to tylko obietnice Leszka Millera.
Ministrowie pracy i spraw socjalnych 16 niemieckich krajów związkowych poparli czasowe ograniczenie dostępu do unijnego rynku pracy oraz rynku usług dla pracowników i firm z krajów środkowoeuropejskich. Czy te głosy mają jakieś znaczeniem w polskie unijnej debacie? Może to być kolejny głos, który osłabi naszą pozycję przetargową i udowodni, że za kanclerzem Niemiec Schroederem stoją wszystkie landy. Trudno sobie teraz wyobrazić, jak będą wyglądać nasze rokowania z Berlinem na temat zwiększenia kontyngentu Polaków pracujących w Niemczech. Taką propozycje złożył kanclerz polskiemu premierowi podczas wizyty Millera w Berlinie.
Komisja Europejska zaproponowała aby objąć polskie firmy przewozowe 5-letnim okresem przejściowym . Inne kraje takie jak Czechy i Słowacja będą miały krótsze 4-letnie restrykcje. Oznacza to, że polskie ciężarówki nie będą mogły jeszcze przez pięć lat po wejściu polski do UE przewozić towarów na przykład między Berlinem a Hanowerem. Unijni przewoźnicy obawiają się konkurencji z naszej strony. Dlaczego restrykcje wobec nas będą ostrzejsze niż wobec innych krajów. Komisja uzasadnia swoje stanowisko tym, że Polska prosiła o więcej wyjątków niż inne kraje co może spowodować o dodatkowe
perturbacje na rynku transportowym. Jednak tłumaczenie tej dyskryminacji nie jest przekonujące i już jeden z austriackich dyplomatów powiedział, że ta różnica między kandydatami może zostać zniesiona przez państwa członkowskie. Dzisiejsza decyzja to na razie tylko postanowienie Brukseli, które jeszcze
musi zaakceptować 15 państw członkowskich.