Polska straci 3 mld zł?
Polska wykorzysta ok. 90 proc. z 11,4 mld euro przyznanych przez UE na lata 2004-2006 - wynika z szacunków GP. Najwolniej wydajemy unijne pieniądze na wsparcie rybołówstwa i informatyzację. Rząd w 2008 roku także będzie musiał wydawać pierwsze pieniądze z nowej puli - 67 mld euro dotacji.
Rok 2008 będzie ostatnim, w którym Polska będzie mogła wydawać unijne środki w ramach perspektywy finansowej 2004-2006. Już teraz można być prawie pewnym, że nie wykorzystamy wszystkich unijnych pieniędzy. Byłoby to bardzo trudne, zważywszy na to, że - według danych resortu rozwoju regionalnego - do końca listopada do beneficjentów trafiło 2/3 przyznanych nam środków.
- Na koniec roku poziom płatności wyniesie około 70 proc. kwoty, którą dostaliśmy na lata 2004-2006 - mówi GP Jerzy Kwieciński, wiceminister rozwoju regionalnego.
Mimo że mówi się o wydawaniu pieniędzy do końca roku, to w rzeczywistości większość beneficjentów ma na zakończenie inwestycji pół roku (w niektórych przypadkach tylko trzy miesiące). Być może niektórzy maruderzy dostaną więcej czasu, lecz będą wyjątki. Druga połowa roku zostanie poświęcona rozliczaniu dotacji i zamykanie perspektywy finansowej.
Z szacunków GP wynika, że wykorzystamy ok. 90 proc. pieniędzy z puli ponad 30 mld zł, które UE przyznała nam na lata 2004-2006. To będzie oznaczało, że nie wydamy ok. 3 mld zł. Każdy punkt procentowy wyżej będzie dużym sukcesem Polski.
- Rzadko który kraj w UE zbliża się w wykorzystaniu środków unijnych do 100 proc. Zwroty niewydanych pieniędzy są na porządku dziennym. Dlatego, jeśli zakończymy 2008 rok wydaniem 90 proc., będzie to dobry rezultat - mówi Marzena Chmielewska, dyrektor departamentu funduszy strukturalnych w PKPP Lewiatan.
Elżbieta Bieńkowska, nowa minister rozwoju regionalnego, sama przyznaje, że najbardziej zadłużony jest program wsparcia sektora rybnego. Możemy z niego nie wydać nawet 20 proc. przyznanych środków. Jednak to nie jedyne obszary, które idą gorzej. Źle wydajemy pieniądze na informatyzację urzędów. Niezbyt dobrze także idzie finansowanie inicjatyw społecznych. W 2008 roku może dojść do łapanki na szkolenia finansowane z funduszy UE. Urzędników odpowiedzialnych za fundusze unijne czeka w przyszłym roku dużo gorączkowych starań, by wydać jak najwięcej przyznanych pieniędzy.
Natomiast najlepiej radzą sobie z dotacjami samorządowcy i przedsiębiorcy. Jednak w ich przypadku problemem mogą być oszczędności, które pojawią się przy inwestycjach.
- Gdybyśmy mieli kilka miesięcy czy rok więcej, wydalibyśmy pewnie prawie wszystkie fundusze. Szkoda, że dotacje nie wystartowały wcześniej. 2004 rok był z tego punktu widzenia stracony - podkreśla Marzena Chmielewska.
Dodaje, że rząd powtarza ten sam błąd, bo jest końcówka 2007 roku, a fundusze na lata 2007-2013 nie ruszyły.
Co roku rząd przyjmuje przygotowaną przez resort rozwoju prognozę wydatkowania środków unijnych. Jeszcze nie wiadomo, jaka ona będzie na 2008 rok. Jerzy Kwieciński mówi, że będzie gotowa do końca stycznia 2008 r.
Na pewno optymistyczny wariant tej prognozy będzie przewidywał wykorzystanie 100 proc. środków. Jednak do tej pory rządowi nie udało się wypełnić żadnego z optymistycznych wariantów wcześniejszych prognoz. Szacunki z 2006 roku udało się zrealizować w 70 proc. Natomiast optymalna prognoza na ten rok przewidywała, że wydamy 80 proc. dostępnych funduszy unijnych. Zabraknie 10 punktów procentowych.
NAJGORZEJ W RYBOŁÓWSTWIE
Na koniec roku najgorsza sytuacja występuje w Sektorowym Programie Operacyjnym Rybołówstwo i przetwórstwo ryb. Na koniec listopada do beneficjentów nie trafiła nawet połowa z ponad 200 mln euro z tego programu. Martwi także wartość kolejnego czynnika: wartości podpisanych umów. To jedyny z programów krajowych, w którym nie podpisano umów na całą wartość alokacji. Według szacunków Polska nie wykorzysta nawet 20 proc. przyznanych nam pieniędzy.
Porażka tego programu to wina kolejnych rządów w latach 2004-2007. Pierwsze błędy popełniono już w fazie jego tworzenia. Od samego początku program nie był w pełni przystosowany do potrzeb rodzimego sektora rybnego, stanowiąc kalkę rozwiązań stosowanych w Europie Zachodniej. Zamiast skupić się na kilku kluczowych obszarach wsparcia, doprowadzono do znacznego rozdrobnienia środków unijnych. Dość szybko wykorzystano środki na złomowanie kutrów, a np. pieniądze przeznaczone na ich modernizację do tej pory leżą odłogiem (wypłacono tylko 2 proc. przeznaczonej na to kwoty). Kolejnym grzechem było zaniechanie działań naprawczych. Program rybny w początkowym okresie plasował się w czołówce pod względem wykorzystania dotacji. To uspokoiło osoby za niego odpowiedzialne. Skutkiem była m.in. bardzo słaba promocja programu, który kojarzył się tylko z wypłatą odszkodowań za złomowane kutry.
Na przełomie 2006 i 2007 roku, kiedy nadszedł ostatni moment na podjęcie zdecydowanych działań naprawczych, na skutek działań politycznych doszło do paraliżu administracyjnego. Od 2004 roku za jego realizację odpowiadało Ministerstwo Rolnictwa. Po powołaniu przez rząd PiS do życia Ministerstwa Gospodarki Morskiej wydawało się, że ten resort przejmie odpowiedzialność za program. Jednak jego kierownictwo nie chciało mieć z nim nic wspólnego, bo przestraszyło się porażki przy próbie jego ratowania.
Zajęło się natomiast tworzeniem programu wsparcia sektora rybnego za fundusze unijne na lata 2007-2013.
Na to nałożyły się kłopoty z Komisją Europejską. Od marca nie przekazuje ona Polsce pieniędzy na realizację programu. Efektem była groźba jego bankructwa. Doraźnie sytuację uratowała pożyczka udzielona przez Ministerstwo Finansów.
Mariusz Gawrychowski