Polska wspiera rolników hojniej niż Niemcy
Podatek dochodowy dla rolników trzeba wprowadzić jak najszybciej. Na świecie jest on coraz bardziej powszechny, płacą go od dawna rolnicy w Niemczech, Francji, Holandii, Włoszech i wielu innych krajach. U nas dziś bardzo dobrze zarabiający rolnicy płacą na rzecz państwa tyle samo, co biedni - mówi prof. Andrzej Kowalski, dyrektor Instytutu Ekonomiki Rolnictwa i Gospodarki Żywnościowej.
Obserwator Finansowy: Politycy PSL nie zgadzają się z rozpowszechnioną u nas opinią, że rolnicy są w Polsce grupą uprzywilejowaną. A pan?
Prof. Andrzej Kowalski: Prawda leży gdzieś pośrodku, bo nie da się ukryć, że polscy rolnicy mają pewne udogodnienia. Mają też jednak obowiązki względem państwa. Należy do nich przede wszystkim zapewnienie mu tak zwanego bezpieczeństwa żywnościowego, czyli produkcji takiej ilości żywności o odpowiedniej jakości, żeby wystarczało nam na krajowe potrzeby. By nie było np. takiej sytuacji, że ilość produkowanej w kraju żywności nie wystarcza do wyżywienia naszego społeczeństwa, musimy żywność importować, ale w razie nieurodzaju w innych krajach nie bardzo mamy ją skąd sprowadzić lub kupujemy ją po bardzo wyśrubowanych cenach.
- Rolnictwo jest specyficzną dziedziną, bardzo zależną od przyrody, pogody, klimatu, klęsk żywiołowych. Człowiek nie ma nad nią takiej kontroli, jak nad innymi dziedzinami gospodarki. Rolnicy mają nienormowany czas pracy, nie biorą urlopów, bo nie mogą zostawić gospodarstwa samemu sobie.
- Dlatego nie ma wśród rozwiniętych państw takiego, które by swojego rolnictwa jakoś nie wspierało, nie dotowało go. Protekcjonizm w tej dziedzinie występuje nawet w krajach, gdzie dominują bardzo duże gospodarstwa, gdzie są najbardziej sprzyjające rolnictwu warunki klimatyczne. Na przykład w Argentynie, Stanach Zjednoczonych, Australii czy Nowej Zelandii. Konieczność dotowania rolnictwa jest stosunkowo rzadko negowana, dyskusyjna pozostaje skala i wielkość wsparcia, także ze względów politycznych. Bo rolnicy wraz z członkami rodzin są ciągle sporą grupą wyborców.
Czy jednak w Polsce nie wspiera się rolnictwa bardziej niż gdzie indziej, choćby bardziej niż w pozostałych krajach unijnych?
- Zacznijmy od rolniczego systemu emerytalnego, osławionego KRUS, który u nas budzi takie kontrowersje. W UE nie ma państwa, które nie dokładałoby do emerytur rolników. Inna sprawa, że my należymy do tych krajów, które z budżetu państwa wspierają ten system najbardziej. Bardziej niż np. Niemcy, gdzie państwo pokrywa około 70 proc. kosztów utrzymania systemu emerytalnego dla rolników. Przypomnę, że u nas to około 90 proc. Najwięcej kontrowersji budzi brak istotnego zróżnicowania składek emerytalnych: rolnicy o wysokich dochodach do niedawna płacili u nas tyle samo, co o niskich, a i obecnie zróżnicowanie składek jest niewielkie. Taki system emerytalny jest więc niesprawiedliwy nie tylko wobec pozostałych grup zawodowych, ale i wobec biedniejszych rolników.
Uważa pan, że powinniśmy jak najszybciej wprowadzić podatek dochodowy dla rolników. Dlaczego?
- Podatek dochodowy byłby sprawiedliwszy niż naliczany głównie od wielkości areału podatek rolny, który dziś płacą polscy rolnicy. Wielkość gospodarstwa nie zawsze związana jest z jego siłą ekonomiczną. Podatek płacony od obszaru gospodarstwa nie odzwierciedla zmian koniunktury gospodarczej i jej wpływu na dochody rolników. Na przykład 2007 rok powszechnie uznaje się w Polsce za bardzo dobry dla rolnictwa, ze względu na wysokie ceny płodów rolnych. Pszenica w tymże roku zdrożała w Polsce dwukrotnie. Bardzo skorzystali na tym rolnicy uprawiający zboża. Ale hodowcy trzody chlewnej musieli dokładać do interesu, bo przez wysokie ceny zbóż bardzo podrożały pasze. Mimo strat musieli zapłacić podatek - tak, jak producenci zbóż, którzy osiągnęli niespodziewanie duże dochody.
- Przy podatku dochodowym znikają dzisiejsze kontrowersje związane z określeniem wysokości składki zdrowotnej dla rolników, bo jej wysokość określa osiągnięty dochód. To samo dotyczy składek na ubezpieczenie społeczne: gdy wprowadzimy podatek dochodowy dla rolników, to im więcej właściciel gospodarstwa rolnego będzie zarabiał, tym większą składkę emerytalną zapłaci.
- Taki podatek edukowałby ekonomicznie naszych rolników, dostarczałby im informacji do liczenia kosztów, przeprowadzania kalkulacji ekonomicznej. Wielu z nich dziś tego nie robi, nie liczy, intuicyjnie ocenia opłacalność jakiejś gałęzi produkcji.
- Ważne jest też to, że władze UE coraz większą wagę przykładają do tego, jakie są ekonomiczne efekty unijnych programów pomocowych, dotacji i dopłat, wymagają dokumentów, potwierdzających ich efektywność. Duża część budżetu Wspólnoty to wsparcie dla rolnictwa, gdzie bez dokładnego liczenia dochodów rolników - co bardzo ułatwiłaby dokumentacja dla celów podatkowych - trudno ocenić efektywność unijnych programów dla wsi i rolników.
Czy podatek dochodowy powinni płacić wszyscy rolnicy?
- Według mnie tak, chociażby dlatego, że w państwie demokratycznym wszyscy powinni być równo traktowani. Wielu moich kolegów zajmujących się rolnictwem uważa jednak, że to utopia, że płacenie tego podatku wymaga rachunkowości, z którą wielu rolników sobie nie poradzi. Padają też głosy, że nie ma sensu tworzyć prawa, którego nie będzie można w praktyce wyegzekwować. Chodzi o to, że w rolnictwie trudniej niż w wielu innych dziedzinach sprawdzić, czy ktoś uczciwie płaci podatek dochodowy, czy nie kombinuje, żeby płacić mniej. Trudniej, bo np. dużą rolę odgrywa tu tak zwany obrót wewnętrzny, czyli te wytworzone przez rolnika produkty, których nie sprzedaje, ale zużywa na własne potrzeby.
- Mimo to ja wciąż uważam, że podatek dochodowy powinni płacić wszyscy rolnicy. Zacznę od tego, że spora skala oszukiwania fiskusa w Polsce czy w ogóle łamania prawa nie wynika z jakichś cech narodowych Polaków, ale ze słabości państwa, z tego, że ono kiepsko egzekwuje wprowadzane przepisy, z powszechnego poczucia bezkarności. Ilu kierowców w naszym kraju przejeżdżających na czerwonym świetle płaci za to mandaty? Prawie żaden, bo policja drogowa zajmuje się w zasadzie tylko pilnowaniem, czy ktoś nie przekroczył dozwolonej prędkości.
Ale czy dla wielu naszych rolników nie będzie jednak za trudne prowadzenie ksiąg przychodów i rozchodów, rozliczanie faktur, wypełnianie PIT-ów?
- Trzeba w tym miejscu powiedzieć, że poziom wykształcenia na polskiej wsi w ostatnich latach bardzo wzrósł. Bo właściciele gospodarstw rolnych też stawiają na edukację swoich dzieci i dużo w to inwestują. Liczba rolników z wyższym wykształceniem zwiększyła się u nas w ostatniej dekadzie kilkakrotnie. Wiele polskich gospodarstw swoim sposobem funkcjonowania zaczyna coraz bardziej przypominać firmy, już dziś liczy się w nich koszty, kalkuluje opłacalność produkcji. Opowiadanie, że nasi rolnicy nie poradzą sobie z wypełnieniem PIT-ów to dyrdymały. Co innego pełna rachunkowość, której prowadzenie jest dużo trudniejsze. Ale przecież w przypadku małych gospodarstw nie musi to być pełna rachunkowość.
- Wystarczy uproszczona, rachunkowość gwoździowa, jak ja to nazywam. To znaczy na jednym gwoździu rolnik wiesza faktury za sprzedane produkty i usługi, na drugim - za zakupione, sumuje je i od różnicy płaci podatek. W przypadku małych gospodarstw można by zastosować takie rozwiązania, jakie stosujemy w przypadku małych firm, których właścicielom oferuje się kilka form płacenia podatku dochodowego. Jeśli nie chcą prowadzić rachunkowości, to mogą płacić podatek uproszczony, zryczałtowany. Państwo mogłoby jednak i powinno zachęcać rolników do prowadzenia rachunkowości, wprowadzając rozwiązania, dzięki którym to by im się opłacało.
Czy na wprowadzeniu podatku dochodowego od działalności rolniczej zyska budżet państwa, tak, jak się powszechnie oczekuje?
- Moim zdaniem nie, jego skutki dla budżetu będą raczej neutralne. Dlatego chociażby, że wprawdzie jedne gospodarstwa zaczną wtedy płacić więcej, ale inne mniej niż dziś. Poza tym wprowadzenie powszechnego podatku dochodowego dla rolników sprawi, że spora ich część nabędzie, mogąc udokumentować wysokość swoich dochodów, praw do zasiłków socjalnych. Ale przecież nie efekt fiskalny tego rozwiązania jest najważniejszy. Chyba, że rząd uzna, iż jednak jest najważniejszy.
- Na szczęście na razie się na to nie zanosi. Nie słychać głosów, żeby z rolników wyciskać więcej niż dziś. Średnie dochody w polskim rolnictwie wciąż są sporo niższe niż przeciętne wynagrodzenie w całej gospodarce. W praktyce więcej pieniędzy można by wycisnąć tylko z najlepszych, największych, najnowocześniejszych gospodarstw. Czyli tych, które zapewniają naszemu rolnictwu konkurencyjność i rozwój. Odradzałbym ich fiskalne drenowanie, to skończyłoby się katastrofą. Zasada podatkowa powinna przypominać strzyżenie owiec. Jeśli owcę strzyże się zbyt krótko, to się ją kaleczy. Jeśli zbyt długo, jest to marnotrawstwo.
- Drenaż fiskalny rolnictwa przetrwałyby bez większego szwanku tylko najmniejsze gospodarstwa, najmniej konkurencyjne, bo one są najmniej związane z rynkiem, produkują głównie na własne potrzeby. To zaś zahamowałoby restrukturyzację, dalsze unowocześnianie naszego rolnictwa.
W jakim stopniu podatek dochodowy dla rolników umożliwiłby reformę czy wręcz likwidację KRUS?
- Gdyby był powszechny, obowiązywałby wszystkie osoby prowadzące działalność rolniczą, to KRUS w jakiejś tam perspektywie zniknąłby, zostałby wchłonięty przez ZUS. Oszczędności z tego tytułu nie byłyby jednak tak duże, jak niektórym się wydaje.
Ministerstwo Finansów zapowiedziało niedawno, że podatek dochodowy od działalności rolniczej może zostać wprowadzony już w 2014 roku. To realny termin?
- Tak, pod warunkiem, że na początku ten podatek będzie bardzo prosty, będzie dopuszczał prowadzenie uproszczonej rachunkowości, a dopiero później zostaną wprowadzone bardziej wyrafinowane formy opodatkowania. Ważne jest też przyjęcie takich regulacji, które pozwoliłyby na to, by w pierwszym okresie nie karać rolników za błędy w rozliczeniach tego podatku.
- Pierwsze lata jego obowiązywania powinny być przeznaczone na to, by rolnicy się go nauczyli, ale by i pracownicy fiskusa nauczyli się rozliczać rolników. By nie dochodziło do takich sytuacji, jak w latach 90., gdy zdarzały się przypadki bankructw firm spowodowanych nie tylko ich błędami w rozliczeniach z fiskusem, ale i błędami urzędów skarbowych.
Rozmawiał Jacek Krzemiński
Prof. Andrzej Kowalski jest dyrektorem Instytutu Ekonomiki Rolnictwa i Gospodarki Żywnościowej. Od wielu lat jest blisko związany z SGH. W latach 2004 - 2006 był ministrem rolnictwa