Polski rynek broni
150 milionów dolarów - to wartość kontraktu podpisanego przez polskie firmy zbrojeniowe w Indiach. Sprzedamy tam między innymi systemy kierowania ogniem do czołgów T-72, wozy inżynierskie i spadochrony. Pytanie tylko czy to jedyny kontrakt, czy też realna szansa dla polskiej zbrojeniówki.
Sytuacja w zbrojeniówce jest bardzo trudna. Odpowiedzialny
w MON-ie za sprzęt - a więc również za przemysł - wiceminister
Janusz Zemke ocenia, że w miarę dobrej kondycji jest zaledwie 6 na ponad
30 zakładów zbrojeniowych a powodów jest kilka. Po pierwsze: "Mamy potencjał
w przemyśle zbrojeniowym kilka razy za duży w stosunku do rzeczywistych
potrzeb polskiego wojska" - powiedział Janusz Zemke. Tym bardziej,
że wojsko nie cierpi na nadmiar gotówki a zakłady zbrojeniowe, nawet te,
które mają dobre pomysły chciałyby od resortu pieniędzy na prototypy sprzętu
- skarży się Zemke: "MON ma też taki budżet jaki ma, więc MON nie
da rady sfinansowania i utrzymania całego potencjału przemysłu". Jest już
na szczęście światełko w tunelu. Nasze zakłady zbrojeniowe podpisały ostatnio
w Indiach kontrakty na grubo ponad 100 milionów dolarów a jest szansa,
że to nie ostatnie intratne zagraniczne kontrakty.
Wiatru w skrzydła nabrał ostatnio amerykański przemysł obronny,
hołdujący moralnie dwuznacznej zasadzie - nie ma to jak wojna. Zdaniem
analityków, bardzo pewną inwestycją jest zakup akcji któregoś z amerykańskich
koncernów zbrojeniowych. Specjaliści wskazują na takie tuzy jak koncern
Lockheed Martin, producent myśliwców F-16 i F-22, firma Northrop Grumman
- budująca okręty, systemy wczesnego ostrzegania i naprowadzania dla myśliwców
czy też Raytheona - producent radarów, systemów przeciw-rakietowych Patriot
czy pocisków Stinger.