Polski sen o łupkach
Gaz z łupków ma dać Polsce bezpieczeństwo, a gospodarce i energetyce tanie paliwo. Wciąż jednak nie wiemy, jakie mamy zasoby i w jakim otoczeniu prawnym będziemy je eksploatować.
Niekonwencjonalne złoża gazu wypłynęły na czołówki gazet, gdy okazało się, że nasze potencjalne zasoby surowca idą w biliony metrów sześciennych, a Polska może się stać jednym z europejskich liderów w eksporcie gazu ziemnego. Chętnych na wydobycie gazu i związane z tym profity było mnóstwo, skórę na niedźwiedziu zaczęli dzielić politycy. Nastroje zdecydowanie opadły po tym, gdy Państwowy Instytut Geologiczny podał znacznie niższe szacunki zasobów.
Co więcej, najnowszy raport amerykańskiego United States Geological Survey mówi, że zasoby wydobywalne gazu łupkowego w polskich formacjach paleozoicznych wynoszą około 38 mld m sześc. A to przecież kilkakrotnie mniej niż w złożach konwencjonalnych, których eksploatacja jest znacznie tańsza. Czy to faktyczny koniec boomu na gaz łupkowy?
Specjaliści są ostrożni, bo tak naprawdę wciąż wiemy bardzo mało, a fachowcy są bardzo wstrzemięźliwi w ferowaniu wyroków dotyczących przyszłości gazu łupkowego w Polsce.
- Aby zbadać teren jednej koncesji, powinno się wykonać 5-6 odwiertów. Tymczasem na wszystkich koncesjach statystycznie wykonano znacznie mniej niż po jednym odwiercie. Na podstawie tego naprawdę niewiele da się powiedzieć - mówi prof. Stanisław Rychlicki, były szef rady nadzorczej PGNiG-u, a przede wszystkim uznany na świecie autorytet w dziedzinie poszukiwań ropy i gazu.
Kluczem do zbadania przyszłości biznesu łupkowego jest wielokrotne zwiększenie liczby odwiertów i innych badań. I tu zaczynają się schody. Jak mówią szacunki, wiercenia związane z poszukiwaniami gazu łupkowego są ponaddwukrotnie droższe od wierceń w klasycznych złożach na tę samą głębokość. O jakich kwotach mówimy?
- Na jednej koncesji można wywiercić 80 padów (pad to część, segment koncesji); na padzie wierci się 12 odwiertów, a jeden odwiert to szacunkowo koszt 15 mln dolarów. To łącznie daje ok. 40 mld zł. Wiadomo, że nie na każdej koncesji we wszystkich 111 wydanych, będą prowadzone prace, nie na każdej będzie rozwierconych 80 padów. Warto jednak sobie uświadomić, o jakich kwotach mówimy - podkreśla Grażyna Piotrowska-Oliwa, szefowa PGNiG-u.
Nawet jeśli koszty spadną, tak jak to zdarzyło się w USA, ze względu na masowość odwiertów do poziomu 2,7-7 mln dolarów, to i tak mówimy o ogromnych kwotach, których PGNiG nie będzie w stanie udźwignąć, zwłaszcza że ma inne wydatki.
Problemowi ma zaradzić lipcowe porozumienie pięciu firm o współpracy w poszukiwaniach gazu łupkowego. Chodzi o największe firmy w kraju, bo oprócz PGNiG-u porozumienie podpisały także: Enea, KG HM Polska Miedź, PGE i Tauron Polska Energia. Zgodnie z umową wspólne prace będą prowadzone na należącej do PGNiG-u części koncesji Wejherowo w miejscowościach: Kochanowo, Częstkowo, Tępcz. To właśnie tam wstępne badania potwierdziły występowanie gazu z łupków.
Współpraca obejmie obszar o powierzchni ok. 160 km kw. Zgodnie z porozumieniem, każdy z inwestorów będzie miał określony procentowo udział w budżecie projektu, a szacowane nakłady wyniosą maksymalnie 1,72 mld złotych. Każda ze spółek będzie miała także zapewniony udział w kontroli realizacji projektu poprzez udział w powołanym w tym celu komitecie operacyjnym.
Analitycy zarówno chwalą, jak i ganią twórców tej koncepcji. Z jednej strony zmniejsza ona ryzyko biznesowe. Z drugiej jednak analitycy zastanawiają się, na ile decyzje o przystąpieniu do porozumienia były autonomiczne i podyktowane względami ekonomicznymi. Czy aby zgoda partnerów nie jest konsekwencją faktu, że we wszystkich firmach to Skarb Państwa ma decydujący głos?
Zadowolenia z porozumienia nie ukrywa natomiast minister skarbu Mikołaj Budzanowski. - Dzięki współpracy sektora wydobywczego i energetycznego skorzystamy z efektu skali, szybciej poznamy efektywność złóż. To także droga do dalekosiężnego celu w postaci szukania nowych pomysłów i rozwijania innowacyjności - przekonuje minister.
Podkreśla też, że na gazie z łupków może skorzystać cała gospodarka, a nasza energetyka może stać się nowoczesna i konkurencyjna na tle Europy. - Spółki energetyczne, angażując się teraz w poszukiwania, gwarantują sobie dopływ tańszego, krajowego surowca. Inaczej nie sprostamy wyzwaniom polityki klimatycznej UE i konieczności ograniczenia emisji CO2 - argumentuje Budzanowski.
Chyba największym beneficjentem porozumienia jest Polskie Górnictwo Naftowe i Gazownictwo. To na jego barki spadłyby "łupkowe" wydatki, gdyby nie doszło do podpisania umowy. Nic więc dziwnego, że prezes Grażyna Piotrowska-Oliwa nie ukrywa zadowolenia. - Tego typu współpraca zapewnia nam przede wszystkim finansowanie, a tym samym większą skalę inwestycji, jakie możemy przeprowadzić. Samodzielnie finansując tak ogromne inwestycje, jak te związane z gazem łupkowym, musielibyśmy rzecz jasna ograniczać prace. Z partnerami będziemy mogli zrealizować więcej inwestycji w tym samym czasie - podkreśla Oliwa.
Co ważne, firmie zostaną także pieniądze na inne działania. Przecież PGNiG chce rozbudować sieć podziemnych magazynów gazu, buduje "nogę" energetyczną, czego wyrazem było przejęcie dawnych Elektrociepłowni Warszawskich. Prowadzone są także poszukiwania ropy i gazu poza granicami kraju. To wszystko kosztuje. Spółka ma co prawda dobrą sytuację, ale dzięki podzieleniu łupkowych kosztów prace będą mogły ruszyć szybciej i z większym natężeniem.
Na razie jednak doszło do dość niespodziewanego zdarzenia. Z poszukiwań w polskich złożach gazu niekonwencjonalnego zrezygnował na wiosnę br. ExxonMobil. Sprawa nie byłaby tak głośna, gdyby nie chodziło o największy amerykański koncern paliwowy, który jest wart setki miliardów dolarów, i który może sobie pozwolić na wydanie na poszukiwania ogromnych sum. Jednak nie zrobi tego w Polsce... Amerykanie nie ukrywają, że nie znaleźli dość gazu, by jego wydobycie się opłacało. Koncern ostateczną decyzję w sprawie, co zrobić z przynależnymi do niego koncesjami, powinien podjąć we wrześniu.
Jednak część specjalistów uważa, że rezygnacja ExxonMobil z prac jest spowodowana czymś innym. Amerykański koncern ma współpracować nad zagospodarowaniem złóż gazu w rosyjskiej Arktyce. W odróżnieniu od naszych złóż tamtejsze są już z grubsza oszacowane. Amerykański gigant zdecydował się więc na bardziej konwencjonalny biznes.
Rezygnacja ExxonMobil to niejedyne tego typu wydarzenie w ostatnim czasie. Z prac na jednej z koncesji zrezygnowała także spółka Lane Resources Poland, jedna z dwóch spółek zależnych brytyjskiej firmy 3Legs Resources. "Po przeanalizowaniu danych sejsmicznych 2D i 3D uznaliśmy, że nie dają one uzasadnienia dla wykonania odwiertu poszukiwawczego w okresie zakładanym w koncesji" - poinformowała spółka.
Na szczęście inne firmy są nastawione bardziej optymistycznie. - Nasza obecność w Polsce ma charakter długoterminowy. Nie zamierzamy rezygnować z poszukiwań; przeciwnie, uważamy, że Polska ma ogromny potencjał w zakresie złóż niekonwencjonalnych i zrobimy wszystko, by ten potencjał odkryć - zapewnia dyrektor generalny BNK Petroleum Polska, Kelly Brezger, przyznając jednak, że branża musi zmagać się w Polsce z wieloma poważnymi wyzwaniami.
I to może być znaczący problem w przyszłości. Zagraniczne firmy tak na dobrą sprawę nie wiedzą, w jakim otoczeniu prawnym będą się poruszały w przyszłości. - Już teraz powinny być wiadome kwestie podatkowe, ulgi i okresy ich obowiązania. W najgorszym przypadku może być bowiem tak, że obciążenie fiskalne wydobycia będzie tak duże, że lepiej będzie się wynieść gdzieś indziej - ostrzega wiceprezes jeden z dużych firm poszukiwawczych.
Kwestie związane z ekspolatacją złóż węglowodorów mają się znaleźć w ustawie. Jak niedawno informował Piotr Woźniak, wiceminister środowiska, projekt ma zostać wkrótce upubliczniony. Nowe regulacje mają zmienić funkcjonujący obecnie model zarządzania koncesjami i rozwiać niektóre przynajmniej wątpliwości firm poszukiwawczych.
Planowane regulacje powinny zachęcić do zwiększenia intensywności prac nad wydobyciem gazu z łupków. Zachęcające regulacje mogą spowodować bowiem, że gaz łupkowy i prace z nim związane staną się ważnym składnikiem naszej gospodarki.
Z analizy przeprowadzonej przez Instytut Kościuszki, a dotyczącej wpływu gazu łupkowego na finanse i perspektywy rozwojowe całych regionów wynika, że zdecydowanie warto zabiegać o to, by spełnił się polski sen o gazie łupkowym.
Z analizy wynika m.in., iż w większości badanych gmin obecność kopalni lub podziemnego magazynu gazu poprawia dochody własne gminy. Przykładowo w Dębnie, gdzie znajduje się kopalnia ropy naftowej i gazu ziemnego, dochody własne gminy są wyższe o 18 proc., a dochody ogółem - o ok. 5 proc. w porównaniu z innymi gminami w województwie zachodniopomorskim.
Jednak chyba najciekawszy fragment analizy dotyczy rynku pracy. Autorzy zauważają, że w gminach, w których funkcjonują kopalnie gazu ziemnego zwiększa się prawdopodobieństwo stworzenia nowych miejsc pracy.
W ocenie eksperta Instytutu Łukasza Pokrywki, skala planowanych wydatków inwestycyjnych w sektorze łupkowym jest znacznie większa niż w sektorze gazu konwencjonalnego, dlatego sektor poszukiwawczo-wydobywczy gazu łupkowego, jak i usługi dla branży gazowej mogą wygenerować nawet 155 tys. miejsc pracy w perspektywie 10 lat, przy założeniu, że liczba odwiertów rocznie wyniesie nie mniej niż 500.
Branże, które w największym stopniu mogą zwiększyć zatrudnienie w następstwie eksploatacji gazu łupkowego, to: przemysł metalurgiczny, handel detaliczny i hurtowy, dostarczanie energii oraz produkcja maszyn i urządzeń.
Nawet jeśli z rezerwą podejdziemy do takich symulacji, trzeba poważnie brać pod uwagę fakt, że gaz z łupków może napędzić koniunkturę gospodarczą w wielu branżach, nawet zanim popłynie w sieci. A to w czasach spowolnienia gospodarczego - bezcenne.
Dariusz Malinowski
Czytaj raport specjalny serwisu Biznes INTERIA.PL "Gaz łupkowy w Polsce"