Posprzątaj u Verheugen'a
3 grudnia br. MSZ poinformowało o ogłoszeniu przez Biuro Rekrutacji Komisji Europejskiej naboru do pracy w instytucjach europejskich.
Oferta jest skierowana do obywateli 10-ciu krajów - przyszłych członków UE. Czasu nie zostało wiele. Aplikacje zostaną rozpatrzone po 10 stycznia 2003 r.
Po przystąpieniu do Unii sama tylko Bruksela będzie potrzebowała około
1200-1500 nowych pracowników.
W chwili obecnej armia unijnych urzędników liczy około 35 tys. osób. Większość z nich stanowią
tłumacze w każdej możliwej konfiguracji językowej. Aby przygotować się do
funkcjonowania w rozszerzonej Unii Europejskiej jej administracja będzie w sumie
potrzebowała w latach 2004-2005 około 3900 nowych pracowników, 500 już
w przyszłym roku. Komisja szacuje, że do egzaminu zgłosi się około 100 tys. Polaków.
Jednym z kryteriów, trzeba przyznać dość enigmatycznym, jest dawanie przez kandydata gwarancji moralnych wymaganych do pełnienia
upragnionej funkcji. Jakie są moralne kryteria tych gwarancji? Czy ci, którzy w tej chwili pociągają w
Polsce za sznurki spraw akcesyjnych takie posiadają? Z
pewnością ich duża część zdominuje pierwszą grupę polskich eurokratów.
Funkcjonariusze europejscy podzieleni są na 4 kategorie: A
(administratorzy), B (asystenci), C (sekretarki),D (pracownicy
techniczni). Specjalny system przewidziany jest dla kategorii LA,
którą objęte są funkcje lingwistyczne. Jak to w Unii bywa wynagrodzenie dla pracowników określone jest w setkach tabel i przyporządkowań.
Uaktualnia się je uwzgledniając koszty utrzymania oraz krajowe wynagrodzenia służby publicznej. Co dwa lata przewidziana jest automatyczna
podwyżka. Dodatkowo pracownicy unijni mogą liczyć na
dodatki związane z rozłąką i oddaleniem od kraju pochodzenia, dodatki
rodzinne oraz ubezpieczenie i inne świadczenia
socjalne. Szczególne wymagania i okresy próbne stosuje sie w stosunku do
urzędników kategorii A1 i A2, czyli dyrektorów generalnych i
dyrektorów. Urzędników kategorii A1 i A2 obowiązuje biegła znajomość obydwu języków unijnych. Osoby zostające urzędnikiem w drodze konkursu
dzierżą swoje stanowisko dożywotnio, praktycznie bez możliwości odwołania.
Posada w Brukseli jest co najmniej "ciepła". Zarobki urzędników wahają się od
30 tys., dla personelu technicznego, do 100 tys. euro roczne dla pracowników średniego szczebla.. Roczne pensje urzędnicze
rzędu 400 tys. zł wciąż pozostają w Polsce marzeniem.
Nie mający rodziny dyrektor generalny Komisji
zarabia miesięcznie netto równowartość 60 tys. zł, a dla
porównania młodszy woźny niecałe 10 tys. zł, sprzątaczka niemalże 8 tys zł. "Zwykła" sekretarka zarabia
około 10 tys. zł miesięcznie ( niemalże tyle co polski
minister). W Europie takie zarobki nie robią już wrażenia. Z tego
powodu Wielka Brytania nie wykorzystuje całej puli
przyznanych jej miejsc urzędniczych ponieważ brak jest chętnych na ich
objęcie.
Skoro Polsce będzie przysługiwało w najbliższych latach w sumie niemal 4
tysiące miejsc to nawet gdyby wszyscy politycy zajmujący się
obecnie kwestiami akcesyjnymi postanowili zasilić szeregi eurokratów w
Brukseli to przejęliby zaledwie jedną trzecią puli.
Wypływ wysokiej rangi specjalistów będzie na pewno znaczny. Trzeba
zauważyć, że urzędnik po naszej Krajowej Szkole
Administracji Publicznej rzadko zarabia powyżej 1500 zł. Dla nas Polaków Unia na długo jeszcze pozostanie finansową pokusą i możliwością ustawienia siebie i rodziny. Dożywotnio oczywiście.