Poświęcić energię i czas dla dobra publicznego

Rozmowa z Henryką Bochniarz, kandydatką na prezydenta.

Rozmowa z Henryką Bochniarz, kandydatką na prezydenta.

GP: Sondaże nie dają pani większych szans na zwycięstwo w wyborach. Dlaczego zdecydowała się pani na start?

HB: Zdecydowały o tym zarówno względy osobiste, jak i pryncypialne. Jedne łączą się zresztą z drugimi. W Polskiej Konfederacji Pracodawców Prywatnych Lewiatan prowadziliśmy badania dotyczące tego, jak jesteśmy postrzegani. Wyniki były przykre. Okazuje się np., że 60 proc. Polaków uważa, że przedsiębiorcy nie przestrzegają prawa, źle traktują pracowników itd. To fałszywy i niesprawiedliwy obraz. Zaczęliśmy zastanawiać się, jak ten wizerunek poprawić. Bo jesteśmy grupą ludzi, która do czegoś doszła, osiągnęła sukces i jest gotowa poświęcić energię i czas dla dobra publicznego. Tacy ludzie powinni być bardziej aktywni i uczestniczyć w wyborach.
Nie docenia się roli mediacyjnej, jaką mógłby odegrać prezydent. Jego zadaniem powinno być doprowadzenie do wielkiej umowy społecznej. Takie umowy zawierano w Hiszpanii czy Holandii, kiedy te kraje miały kłopoty, teraz potrzebujemy jej my.
Na grunt takich rozważań trafiła propozycja Partii Demokratycznej, która chciała, żebym z jej ramienia ubiegała się o fotel prezydenta. Przemyślałam tę ofertę i odpowiedziałam... nie. Lista plusów z niej wynikających była krótsza niż lista minusów. Na szali znalazła się apolityczna pozycja Konfederacji i moje osobiste koszty. Wiadomo, jak potrafi wyglądać kampania wyborcza.

Reklama

GP: Jednak pani kandyduje...

HB: Partia Demokratyczna powtórzyła ofertę i w trakcie konsultacji moje nazwisko wypłynęło jakoś do opinii publicznej. Wiele osób bardzo pozytywnie zareagowało wtedy na ten pomysł i doszliśmy do wniosku, że możemy podjąć takie ryzykowne wyzwanie i, co więcej, należy to zrobić. Już po miesiącu kampanii mogę powiedzieć, że warto było.

GP: Na czym polegało to ryzyko, o którym pani mówi?

HB: Ryzyko jest głównie osobiste. Kampania jest bardzo wyczerpująca. To seria bardzo trudnych spotkań. Ale warto podjąć ten trud. Jako konfederacja pracodawców zamknęliśmy się w takiej wieży z kości słoniowej. Mamy biuro, swoich ekspertów, pomysły, publikujemy raporty. I ciągle w tym samym gronie przekonujemy się, jak dobrzy jesteśmy. Tymczasem nic z tego, co robiliśmy, nie docierało do ludzi. Moja rozpoznawalność, prezesa Lewiatana, osoby często pojawiającej się w mediach, wynosiła zaledwie 2 proc.
Można było usiąść i narzekać, że ludzie nas nie słuchają i nie rozumieją. Ale to nie leży w mojej naturze, wolę działać.

GP: Jeden z wiceprezesów Lewiatana wystartuje w wyborach do Sejmu, ale wybrał inną partię niż ta, która panią popiera.

HB: Nie przeszkadza mi, że Janusz Palikot startuje z list PO. To żaden problem, wręcz przeciwnie, cieszę się, że nasze środowisko staje się bardziej aktywne. Platforma Obywatelska, podobnie jak Partia Demokratyczna, jest partią prorynkową i progospodarczą.
Do PO zraziło mnie jednak jej sceptyczne i populistyczne podejście w stosunku do Unii Europejskiej, która jest wielką szansą dla Polski.

GP: Jak ocenia pani swoje szanse?

HB: Znam sondaże i jestem realistką. Dopiero pojawiłam się w świecie polityki, nie mam tego dostępu do mediów, nie jestem tak rozpoznawalna jak część polityków, o których ciągle jest głośno. Pod tym względem możemy tylko starać się polepszyć tę sytuację.
Bardzo możliwe więc, że nie przejdę do drugiej tury wyborów, choć tu niczego nie można wykluczyć. Do niedawna wszyscy byli pewni, że w drugiej turze spotkają się Kaczyński z Religą, teraz, że Cimoszewicz z Kaczyńskim. Zobaczymy.
Dla mnie to nie jest jednorazowy występ. Skoro zdecydowałam się wejść do świata polityki, to już na dobre. Pozostanie ustalić tylko plan polityczny: Czy związać się z jakąś partią? Czy pozostać w Lewiatanie? Na razie staram się dotrzeć do jak największej liczby ludzi.GP: I jak się to udaje?

HB: Nie robię badań, ale podpisywanie list idzie sprawnie. Ze spotkań z wyborcami mam ogromną satysfakcję. Docieram do ludzi, z którymi wcześniej nie miałam kontaktu, np. z bezrobotnymi. Na jednym ze spotkań zaczęłam rozmawiać z mężczyzną, który stał gdzieś z boku i wznosił dość obelżywe hasła. Okazało się, że niedawno stracił pracę. Na koniec powiedział: "No to ja zakładam pani komitet wyborczy". A ja spytałam go po prostu, kto będzie dla niego najlepszym prezydentem, kto na tym stanowisku będzie miał wiedzę i kompetencje, które pozwolą zwiększyć liczbę miejsc pracy. Bo właśnie to, stworzenie warunków, w których pracy będzie więcej, będzie największym wyzwaniem dla prezydenta.
Ciekawe, swoją drogą, że jeszcze nie spotkałam przedsiębiorcy, który nie chciałby się rozwijać, zatrudnić więcej ludzi, więcej sprzedawać. A nieuczciwych pracodawców weryfikuje rynek, który jest niezwykle surowy dla takich jak Biedronka. Oni chcieli oszczędzać na pracownikach, dziś zapłacą wielokrotnie więcej niż zaoszczędzili. Coraz większą rolę odgrywa rynek usług. W tej branży niezadowolony pracownik to zły i niewydajny pracownik, dlatego mądry pracodawca będzie o niego dbał, a tylko mądrzy odniosą sukces.

GP: Od czego powinien zacząć pracę nowy prezydent?

HB: Nie docenia się roli mediacyjnej jaką mógłby odegrać prezydent. Taki prezydent, który miałby silną pozycję, byłby respektowany przez związki, biznes i politykę. Powinien sprawić, żeby Pałac Prezydencki stał się wielkim polem debaty. Jego zadaniem powinno być doprowadzenie do wielkiej umowy społecznej. Takie umowy zawierano w Hiszpanii czy Holandii, kiedy te kraje miały kłopoty, teraz potrzebujemy jej my. Taka umowa oznacza kompromis między różnymi siłami społecznymi.

GP: Jakie są inne problemy?

HB: Przedsiębiorczość hamują pozapłacowe koszty pracy. Firmy w bardzo dobrej formie finansowej nie chcą zatrudniać nowych ludzi i się rozwijać. Dziwne? Dziwne, ale gdy nie wiem, jaki numer wytnie mi kolejny rząd, to nie będę inwestować. Trzeba skończyć z tą niepewnością.
Reformy wymaga system podatkowy. Tu panuje ogromny bałagan, a politycy rozmawiają tylko o samych stawkach podatkowych, i to bez żadnej kalkulacji.
Inna sprawa to wymiar sprawiedliwości, dla którego ratunkiem może być rozwój sądów arbitrażowych, bo normalne sądy są drastycznie przeciążone.
Koniecznie trzeba zmniejszyć biurokrację. Mamy 150 tysięcy urzędników w urzędach centralnych, to za dużo, ale prawdziwy problem to fakt, że Polak spędza na kontaktach z urzędami cztery razy więcej czasu niż Czech. A dla przedsiębiorcy ten stracony czas to po prostu pieniądze. Biznes potrzebuje też dostępu do źródeł finansowania. Tu mogła pomóc Unia Europejska, ale narzuciliśmy sobie tyle procedur, tyle formalności, że sami się odcięliśmy od funduszy europejskich. Nasze procedury są ogromnie niewydolne. Oto na przykład znajomy przedsiębiorca złożył wniosek o dofinansowanie maszyny do lodów i może dostać te pieniądze, ale... na jesieni. Po co mu wtedy maszyna do lodów?!

Rozmawiał Marcin Droba

Gazeta Prawna
Dowiedz się więcej na temat: sondaże | przedsiębiorcy | prezydent
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »