"Potrzebujemy prawa upadłościowego dla państw". Jak by to wyglądało? Oto scenariusz

Jak wyglądałoby ogłoszenie bankructwa przez członka strefy euro? Oto, jak widzi to ekspert.

- Potrzebujemy prawa upadłościowego dla państw. Przykład Grecji pokazał, że nie mamy w takim przypadku żadnego mechanizmu, na którym można by polegać - twierdzi Jürgen Matthes, analityk niemieckiego Instytutu Badań Ekonomicznych. - W przypadku Grecji mleko się już rozlało. Do takiej sytuacji w ogóle nie powinno było dojść. Większość greckiego długu podzielili między siebie publiczni wierzyciele i należy wyeliminować taką możliwość na przyszłość - dodaje.

Możliwość bankructwa, jakiej nie przewidziano w przypadku państw, jest uregulowana w gospodarkach narodowych. Firma, która przez dłuższy czas wydaje więcej niż zarabia, ma problem: wierzyciele i klienci tracą w końcu cierpliwość i mają dość czekania na "wieczne oddanie". Rezultat? Firma zostaje postawiona w stan upadłości.

Reklama

Określa się jej zdolność płatniczą, a zarząd nad jej majątkiem przejmuje syndyk, który ma za zadanie zadbać, by jak najwięcej zobowiązań zostało spłaconych. Niekiedy udaje mu się znaleźć takie rozwiązanie, by firma mogła nadal działać i nie musiała zwalniać wszystkich pracowników.

W ten sposób działa to od lat w Niemczech i w innych krajach (też w Polsce) także w przypadku osób fizycznych, które nie prowadzą firm. Gdy ktoś jest przeciążony długami, ogłoszenie upadłości konsumenckiej to dla niego możliwość, by stanąć na nogi. Po trzech latach następuje umorzenie niespłaconych długów i bankrut może znów uczestniczyć w życiu gospodarczym.

Co z państwami? Na końcu ESM

W przypadku państwa najważniejsze jest pytanie: kto powinien stwierdzać ich niewypłacalność? - Według obecnych reguł państwo powinno wnioskować o to u organów ESM (Europejskiego Mechanizmu Stabilności), które przeprowadzają wtedy analizę jego długów - wyjaśnia Jürgen Matthes.

Ale na tym reguły się kończą. - Nie ma procedur na to, co dalej - mówi Matthes. W umowach państw eurogrupy nie określono jednoznacznie, jakie są kolejne kroki, jeśli analiza jest dla danego państwa zła i stwierdzono w niej, że nie spłaci ono swoich długów. - Potrzebujemy w tej kwestii zaostrzenia regulacji, by móc jasno stwierdzić, że w takim przypadku wdrażamy postępowanie upadłościowe - mówi ekonomista.

Kto miałby ogłaszać upadłość niewypłacalnych państw? Matthes proponuje, by takim podmiotem był właśnie ESM. - Ale robiłby to jako ultima ratio, w ostateczności. I decyzja mogłaby zapaść tylko znaczącą większością - zaznacza.

ESM ogłasza upadłość państwa i co dalej?

Decyzja ta oznaczałaby wdrożenie specjalnej procedury, której pierwsza część trwałaby trzy lata - proponuje Matthes. W tym czasie zadłużone państwo byłoby zobowiązane do wprowadzenia szeregu określonych reform, które polepszyłyby konkurencyjność jej gospodarki, zwiększyły dochody budżetu i ograniczyły wydatki. Jeśli to nie wywołałoby planowanych skutków, drugim krokiem byłoby już faktyczne postępowanie upadłościowe.

Nawet jeśli udałoby się sformułować prawo upadłościowe dla państw, trudno sobie na razie wyobrazić, by procedury te mogłyby być kiedyś wdrożone. Państwa eurogrupy, które już są relatywnie wysoko zadłużone, nie są zadowolone, że z powodu Grecji intensywnie dyskutuje się teraz o wprowadzeniu takiego rozwiązania. A uzyskanie dla niego ich akceptacji to dla ministrów finansów państw eurogrupy prawdziwe wyzwanie. - Zadanie dla Herkulesa - przyznaje Matthes.

Także zgoda dobrze radzących sobie finansowo państw północnych nie jest taka pewna. Bo należy liczyć się z tym, że takie rozwiązanie zachęci niegospodarnych polityków do podejmowania jeszcze większego ryzyka. - Dlatego właśnie koniecznie trzeba zadbać o to, by państwa nie mogły specjalnie się zadłużać tylko dlatego, że wiadomo, iż kiedyś będą mogły wejść w postępowanie upadłościowe, krzywdy sobie nie zrobią, a ich długi znikną - przestrzega analityk.

Ale - jak zauważa - już pierwsza część procedury, czyli przymuszenie dłużnika przez trzy lata do reform, powinno wystarczyć, by rządy bały się skutków niegospodarności. Nawet ta część oznacza bowiem ograniczenie suwerenności państwa-dłużnika i utratę przez jego rząd władzy nad budżetem: - A za to płaci się sporą cenę polityczną. Rządy poszłyby na to naprawdę w ostateczności.

Henrik Böhme, Monika Margraf, Redakcja Polska Deutsche Welle

Deutsche Welle
Dowiedz się więcej na temat: bankructwo Grecji | strefa euro | upadłość | bankructwo | kryzys w Grecji
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »