Pozytywne scenariusze dla polskiej gospodarki są realne. Pomóc mogą Chiny i pieniądze z UE

Ministerstwo Finansów przedstawiło założenia do przyszłorocznego budżetu. - Wzrost polskiej gospodarki w przyszłym roku jest możliwy - ocenia Piotr Kuczyński, główny ekonomista domu inwestycyjnego Xelion. Jak dodał, budżet przedwyborczy ma pokazać, że "będzie dobrze", więc jego nowelizacja, niezależnie od tego, kto wygra, jest bardzo prawdopodobna.

  • W II kw. 2023 r. PKB w ujęciu realnym spadł o 3,7 proc. w porównaniu z poprzednim kwartałem i o 1,3 proc. r/r
  • Rząd przewiduje realny wzrost PKB o 0,9 proc. r/r w 2023 r. i o 3 proc. w 2024 r.
  • Projekt budżetu zakłada inflację na poziomie 6,6 proc. w 2024 r.
  • Rząd zakłada wzrost dochodów budżetu w 2024 r. o 89 mld zł
  • Deficyt budżetowy ma wynieść w 2024 r. prawie 165 mld zł

Przyszły rok powinien być lepszy dla gospodarki

W tym roku PKB wzrośnie o 0,9 proc., ale w przyszłym zwiększy się nawet o 3 proc. - prognozuje minister finansów Magdalena Rzeczkowska. Z kolei KE spodziewa się, że Polska znajdzie się w pierwszej dziesiątce krajów o najwyższej dynamice wzrostu PKB w 2024 r. w całej Unii.

Reklama

- Po bardzo słabym roku 2023, wypełnionym modelową stagflacją, wzrost polskiej gospodarki w roku przyszłym jest możliwy i bardzo prawdopodobny, choć nikt nie potrafi dokładnie powiedzieć czy o 3 czy może o 2 proc. Warto pamiętać, że to budżet w roku wyborczym i bardzo możliwe, że po 15 październiku nowy rząd - obojętnie z jakiej opcji, ale tak czy inaczej będzie to nowy rząd - będzie musiał te założenia zmieniać. Budżet przedwyborczy ma pokazać, że "będzie dobrze", więc jego nowelizacja po wyborach jest bardzo prawdopodobna - mówi Interii Biznes Piotr Kuczyński, główny ekonomista domu inwestycyjnego Xelion.

Czekając na ożywienie w Chinach

Zdaniem eksperta ożywi się gospodarka Chin i pobudzi Niemcy, które dziś są w recesji, a to z kolei pomoże polskiemu eksportowi.

- Zaczną też do nas docierać środki unijne, zapewne dostaniemy w końcu pieniądze z KPO, które - razem z funduszami z polityki spójności - powinny rozruszać inwestycje. Ich obecny poziom - 16 proc. PKB wobec 22 proc. PKB jako średnia w UE - jest straszliwie mizerny, a to właśnie inwestycje, a nie konsumpcja, zapewniają trwały wzrost gospodarczy - podkreśla ekspert.

Lepsza już druga połowa roku?

Większość ekonomistów uważa, że lekkim wzrostem powinna zakończyć się już druga połowa tego roku.

- Lipiec tego jednak nie potwierdza, bo nadal widać spory spadek dynamiki produkcji przemysłowej i sprzedaży w cenach stałych. Drugie półrocze zaczęło się bardzo słabo. Prognozy mówią, że ma być nieco lepiej, ale nie wiem z czego one wynikają, ja na razie światełka w tunelu na razie nie widzę. W zachodniej Europie nadal będziemy mieli recesję, gospodarka chińska na razie też bardzo słabo się zachowuje, a to ożywienie właśnie tam zdecyduje o globalnym wzroście gospodarczym, choć trzeba pamiętać, że grozi też większą inflacją, bo większy popyt na surowce spowoduje wzrost ich cen - zauważa Piotr Kuczyński.

Pytania o założenia budżetu

Projekt budżetu zakłada inflację na poziomie 6,6 proc. i dochody państwa w wysokości 683,6 mld zł - o 89 mld zł więcej w stosunku do prognozy wykonania w 2023 roku. Ponad połowę tej kwoty dać ma duży wzrost dochodów z podatku VAT o 53 mld zł.

- Mam wątpliwości co do założonego poziomu inflacji - wydaje się zbyt wysoki - a zatem także poziomu dochodów podatkowych. Rząd ma obowiązek złożyć projekt budżetu w Sejmie do końca września, a w tym roku to 2 tygodnie przed wyborami. Chyba wszyscy świadomi są tego, że będzie on podlegał kolejnym nowelizacjom - podkreśla rozmówca Interii Biznes.

Coraz większy deficyt

Wydatki budżetu zaplanowano w przyszłym roku na 848 mld zł, a to oznacza, deficyt budżetowy na poziomie aż 164,4 mld zł (4,5 proc. PKB). Dla porównania deficyt w 2023 r., już po nowelizacji ustawy budżetowej, ustalono na maksymalnie 92 mld zł.

- W założeniach nie widać jednak realizacji zapowiedzi konsolidacji finansów publicznych, czyli włączenia do budżetu i pod kontrolę parlamentu rozmaitych funduszy, które generują potężne emisje obligacji i zwiększają zadłużenie sektora finansów publicznych. Gdyby wszystkie doda, bylibyśmy już bardzo blisko zapisanego w Konstytucji progu długu publicznego jako maksimum 60 proc. wartości rocznego PKB - podsumowuje Piotr Kuczyński

Wojciech Szeląg

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »