Przejrzystość, przejrzystość, przejrzystość i dyscyplina fiskalna
Nowy twór, rząd ekonomiczny 17 krajów eurolandu, nie będzie prawnie zapisany w Traktacie Lizbońskim. Spotkaniom przewodzić jednak będzie przewodniczący Rady Europejskiej. Nieformalne spotkania będą więc mieć przełożenie na formalne obrady Rady. To może stanowić zagrożenie dla krajów, które są poza strefą euro - mówi prof. Anand Menon, doradca polityczny europejskich rządów.
Obserwator Finansowy: Czy porozumienie Nicolasa Sarkozy'ego i Angeli Merkel w sprawie powołania nowego ekonomicznego rządu krajów strefy euro to istotny krok na drodze ratowania finansów Europy?
Prof. Anand Menon: - Angela Merkel i Nicolas Sarkozy nie wyjaśnili dokładnie, co ich porozumienie oznacza. Moim zdaniem jest to typowa francusko-niemiecka inicjatywa, ogłoszona górnolotnym językiem, bez podania istotnych szczegółów. Wiemy, że będzie to pewna forma regularnych spotkań szefów rządów państw eurolandu, prowadzonych w formie szczytów.
- Ciekawa jest obecność Hermana van Rompuya w tym projekcie. Będzie on jego głową. W takim razie to, co będzie działo się na spotkaniach 17-tki, będzie miało pewne przełożenie na wszystkie kraje Unii, z których szefami Herman van Rompuy spotyka się i będzie się spotykał jako szef Rady Europejskiej. Ustalenia 17-tki będą mieć z pewnością szersze implikacje. Jeśli chodzi o samą ekonomię, słowa Angeli Merkel i Sarkozy'ego wniosły niewiele do dzisiejszej debaty o stanie Europy. Wydaje mi się, że Merkel i Sarkozy chcieli po prostu zrobić swoją inicjatywą wrażenie na rynkach. Nie sądzę, że im się udało.
Całkiem niedawno van Rompuy został powołany na szefa Rady Europejskiej, czyli został niejako prezydentem Europy. Powstały nowe instytucje w Unii. Przyjęliśmy Traktat Lizboński. Jak rozumieć powstanie nowego tworu?
- Formalnie nie będzie to żadna gałąź Rady Europejskiej, bo ten nowy twór - rząd ekonomiczny 17-tki - nie będzie prawnie zapisany w dokumencie, jakim jest Traktat Lizboński. Jednak istotne w tym wszystkim jest, że spotkaniom szefów rządów 17 krajów eurolandu przewodzić będzie przewodniczący Rady Europejskiej. Te nieformalne spotkania będą więc miały przełożenie na formalne obrady Rady. I to może stanowić potencjalne zagrożenie dla krajów, które są poza eurozoną. One mogą przecież mieć inne priorytety niż 17-tka.
Jeśli rząd ekonomiczny ma być nieformalny, to skąd formalne kryteria, które przyjmują Francja i Niemcy, i do których będą chciały nakłonić inne kraje eurozony? Na przykład: wspólna dla "siedemnastki" dopuszczalna wysokość długu publicznego?
- Cóż, nawet jeśli ustalenia brzmią formalnie, to pamiętajmy, że w Unii Europejskiej fakt, że pewne kraje do czegoś się zobowiązują, nie oznacza, że będą tego przestrzegać albo że będą uczciwe. Nie znaczy to też, że ludzie którzy przekroczą pewne limity zostaną ukarani. W Europie brakuje dziś prawdziwej władzy politycznej. Potrzeba zasad, które sprawią, że kraje, które pogwałcą pewne zobowiązania, trafią do sądu i zostaną ukarane. Tego wciąż brakuje. Jestem więc sceptyczny co do ustaleń z miniszczytu francusko - niemieckiego.
- Wydaje mi się też, że wizyta Angeli Merkel w Paryżu miała przede wszystkim znaczenie dla wewnętrznej polityki obu krajów. W przyszłym roku we Francji odbędą się wybory prezydenckie, w których Sarkozy będzie ubiegał się o reelekcję. Sarkozy z radością podjął więc współpracę z Angelą Merkel, która przyjeżdżając do Paryża, udzieliła mu swego autorytetu, poparcia. Zwłaszcza, że Sarkozy'ego coraz mocniej atakują socjaliści. Angela Merkel pokazuje swoim krajanom aktywność, której tak brakowało wszystkim w 2009 roku.
Mimo że powody inicjatorów ekonomicznego rządu mogły być wewnętrzne, ich pomysły dotyczą też innych krajów UE. Co pan myśli o wspólnym limicie długu publicznego krajów eurolandu?
- Jestem bardzo sceptyczny. Uważam, że o ile możliwe jest deklarowanie go, o tyle mało możliwe jest dotrzymywanie zobowiązania nieprzekraczania go. Nie tylko dlatego, że kraje i gospodarki są różne. Polityka ekonomiczna, której wymaga gospodarka jednych jest inna niż ta, której potrzebuje gospodarka innych. Kto, na przykład, będzie w stanie orzec, że Grecy właśnie zbliżają się do granicy długu i ją przekroczą? To mogą wiedzieć tylko Grecy. I tak, jak już to zrobili - mogą kłamać.
A tzw. Tobin tax, czyli podatek od rozliczeń? To ma być kara dla świata finansów za rozpętanie kryzysu?
- To kolejny podatek dla Europy. A Wielka Brytania może powiedzieć, że to także atak na Królestwo. Bardzo duża część europejskich transakcji finansowych realizowana jest bowiem w londyńskim City. Więc rząd brytyjski będzie starać się zablokować porozumienie.
Już powiedział, że przyjmie wobec pomysłów Niemiec i Francji politykę przyglądania się (watch and see policy).
- Cóż, jest ogromny apetyt wśród niektórych krajów Europy, żeby ściągnąć dla Unii Europejskiej więcej pieniędzy. To jeden z pomysłów, by wyjść naprzeciw temu apetytowi. Uważam, że rząd brytyjski powinien ustosunkować się do niego negatywnie, dlatego że w istocie nie chce dawać Unii Europejskiej więcej pieniędzy. Oraz dlatego, że nie chce podatku od transakcji finansowych.
Nie chce ich rynek. Na giełdach dalej spadki. Świat finansjery zareagował negatywnie na tę inicjatywę?
- Moment jest teraz dziwny na mierzenie reakcji rynku, bo proszę pamiętać, że w sierpniu ludzie w Europie są na urlopach. Mały ruch na rynku akcji, mniej transakcji mają wpływ na indeksy. Zobaczmy, co będzie się działo jesienią, ale nie sądzę, tak jak już mówiłem, żeby rynek odebrał porozumienie Sarkozy'ego i Merkel dobrze. Druga sprawa, że karanie dziś dodatkowym podatkiem wszystkich tych, którzy przyczynili się do finansowego kryzysu, to może dobry pomysł retoryczny w ustach polityków, ale też koncepcja zupełnie niemerytoryczna. Nie dotyka esencji dzisiejszych problemów Europy. A jest nią między innymi dług publiczny. I rozdęte wydatki publiczne.
Dlaczego powołuje się nowy rząd zamiast np. rozszerzyć czas trwania kryteriów konwergencji (kryteria z Maastricht)? Dziś muszą spełniać je tylko kraje, które chcą wejść do strefy euro. Te, które już są w eurolandzie, nie muszą już wywiązywać się ze zobowiązań dotyczących inflacji, długu publicznego, kursu walutowego itd.
- To właśnie paradoks integracji. Dużo łatwiej jest zmusić do czegoś kraje, które chcą się przyłączyć do unii monetarnej, niż wyegzekwować dyscyplinę wśród krajów, które w niej już są. Dziś Niemcy i Francja próbują odpowiedzieć właśnie na ten problem.
Widzi pan jakieś inne rozwiązania dla ocalenia finansów Unii Europejskiej?
- Przejrzystość, przejrzystość, przejrzystość i dyscyplina fiskalna.
Nie łatwiej byłoby pomysły Merkel i Sarkozy'ego realizować przez Radę Europejską?
- Pewnie tak, ale proszę pamiętać, że mają w niej głos także kraje, które nie są w eurozonie.
Może to lepiej. I tak dziś już wielu politologów twierdzi, że żyjemy w Europie dwóch prędkości. Pakt Niemiec i Francji może ten podział pogłębić, czy nie tak?
- Ależ skąd. Po pierwsze Merkel i Sarkozy podziały mają już w samej 17-tce. Przecież wiele krajów nie będzie chciało przyłączyć się do ich inicjatywy. Ale też chcę powiedzieć, że wszystkie kraje 17-tki powinny zgodzić się na ten układ. W innym wypadku pomysł będzie kompletnie pozbawiony sensu. Kiedy zgodzą się kraje 17-tki, myślę, że przyłączą się też do nich niektóre kraje spoza eurozony.
Które?
- Prawdopodobnie wiele, z wyjątkiem Wielkiej Brytanii.
Rozmawiała: Katarzyna Kozłowska
-----
Anand Menon jest profesorem Stosunków Zachodnioeuropejskich Wydziału Nauk Politycznych i Stosunków Międzynarodowych Uniwersytetu w Birmingham, doradcą politycznym rządów europejskich.