Pułkownicy wśród prokuratorów
Doigrał się pułkownik służb specjalnych Ryszard B. Prokuratura wytoczyła przeciwko niemu zarzut podżegania innych funkcjonariuszy publicznych do przekroczenia uprawnień służbowych. Przekładając to na język zrozumiały, chodzi o wywieranie przez Ryszarda B. nacisków na prokuratorów w sprawie zatrzymania i aresztowania prezesa Orlenu Andrzeja Modrzejewskiego. Tego samego zatrzymania, które od roku prześwietla komisja śledcza.
Procedura karna jest tak skonstruowana, że aby kogoś aresztować, najpierw na stosowny pomysł musi wpaść policja lub ewentualnie służby specjalne, następnie policja naciska na prokuratora, żeby wystąpił z wnioskiem o areszt, a potem prokurator naciska na sąd, żeby ten areszt zastosował. Bez nacisku w ogóle nie ma mowy o aresztowaniu ani o skazaniu kogokolwiek. Sąd sam z siebie niczego nie może zrobić, dopóki nie jest naciskany. Postępowanie karne to w gruncie rzeczy jeden wielki system nacisków. Policja naciska na prokuratora, żeby przedłużył dochodzenie, prokurator naciska na policję, żeby kończyła sprawę jak najrychlej. Prokurator naciska, żeby oskarżonego skazać, obrońca wręcz przeciwnie - żeby go uniewinnić. Pełnomocnik pokrzywdzonego naciska, żeby ofierze przestępstwa zasądzić odszkodowanie, obrońca naciska, żeby nie zasądzić. Praca sędziego, praca prokuratora to działalność pod nieustannymi naciskami, wkalkulowanymi w istotę procesu.
Nad tymi wszystkimi naciskami, którym codziennie poddawany jest każdy sędzia czy prokurator, są jeszcze dwa największe - prawo i sumienie. Jeśli prawo mówi, że w danej sytuacji są podstawy do aresztowania, a równocześnie sumienie podpowiada, że wobec podejrzanego istnieją mocne dowody winy, to prokurator wnioskuje o areszt, a sąd podejrzanego aresztuje. Jeśli natomiast nie ma konkretnych podstaw do aresztowania, to niech naciska cały pułk pułkowników, niech się cała prasa połączy w jedną wielką prasę wysokiego zgniotu - aresztowania nie ma i być nie może.
Istota zawodu sędziego czy prokuratora to sztuka opierania się naciskom. Zarówno tym procesowym, wywieranym przez zainteresowanych uczestników postępowania, jak i pozaprocesowym, wywieranym przez opinię publiczną, media czy świat polityki. Byłem sędzią, a krótko również i prokuratorem, i to w czasach, gdy naciski polityczne na wymiar sprawiedliwości były oczywistością, gdy sędzia miał niewiele gwarancji niezawisłości i niezależności, a prokurator prawie wcale. Mogę odpowiedzialnie stwierdzić, że nawet w tamtym trudnym czasie, poza nielicznymi wystraszonymi, zdecydowana większość sędziów czy prokuratorów żadnych nacisków się nie bała i nie ulegała im. Żaden pułkownik o aresztowaniu kogokolwiek nie decydował, przynajmniej w tym środowisku wymiaru sprawiedliwości, które było mi wówczas najbliżej znane. Dziś żyjemy w demokratycznym państwie prawnym. Gwarancje niezawisłości sędziowskiej są pełne, a gwarancje niezależności prokuratorskiej rozległe. Trudno pojąć, jak w tych warunkach wśród prokuratorów mógł jeszcze grasować pułkownik służb specjalnych.
Jak to było możliwe w Warszawie w 2005 roku? W Skierniewicach w 1985 roku to było niemożliwe!