Rentowność coraz niższa
Po obniżce o prawie 6 pkt bazowych rentowność polskich obligacji 10-letnich wyniosła wczoraj 6,56% i była najniższa od połowy stycznia tego roku. Poprawę notowań papierów skarbowych można wiązać z rekordowym w ostatnich miesiącach napływem pieniędzy z zagranicy. Pochodną tego jest trwająca aprecjacja złotego.
Spadek rentowności obligacji, poruszającej się w przeciwnym kierunku niż ceny, obserwujemy od blisko 4 miesięcy. W przypadku papierów 10-letnich zyskowność obniżyła się w tym czasie o ponad 1 pkt proc. Podobnie sytuacja ma się z obligacjami o krótszych terminach zapadalności. Drożejąca ropa, rosnące obawy o przyszłe tempo rozwoju światowej gospodarki generalnie poprawiło nastawienie inwestorów do bezpiecznych form inwestowania. Od połowy czerwca zyskowność 10-letnich obligacji niemieckich zmniejszyła się z ponad 4,4% do 3,9%, a w USA z blisko 4,9% do 4,2%. O ile początkowo poprawę sytuacji na naszym rynku trzeba było wiązać ze zmianą kierunku notowań za granicą, o tyle ostatnio można doszukiwać się krajowych czynników, stymulujących popyt na obligacje. Efektem tego jest spadek różnicy w rentowności polskich i niemieckich papierów z ponad 4,5 pkt proc. na początku sierpnia do 3,7 pkt proc. obecnie.
Lawina zagranicznego kapitału
Od początku roku w polskie papiery dłużne inwestorzy zagraniczni ulokowali łącznie 5,8 mld euro. W całym roku ubiegłym było to 4,1 mld euro. Szczególnie słaba pod tym względem była druga połowa minionego roku, kiedy rynki papierów dłużnych w naszym regionie przeżyły gwałtowną korektę. Widząc pokaźną różnicę pomiędzy rentownością u nas i u siebie decydują się na powrót na nasz rynek. Stał się on bezpieczniejszy, bo oddaliła się groźba rychłego przekroczenia progów ostrożnościowych w relacji długu publicznego do PKB, został przedstawiony zadowalający projekt budżetu, a wybory parlamentarne przesunęły się na przyszły rok. Do tego druga połowa roku stoi na razie pod znakiem osłabienia tempa rozwoju naszej gospodarki. To zmniejsza presję inflacyjną i zamiast o dalszych szybkich podwyżkach stóp procentowych pozwala części specjalistów myśleć o poluzowaniu polityki pieniężnej w połowie przyszłego roku.
Wraz z wejściem Polski do Unii Europejskiej wzrosła wiarygodność naszego kraju w oczach zagranicznych inwestorów. Aprecjacja złotego rozpoczęła się tuż po rozszerzeniu UE. Zwraca na to uwagę Lars Christensen, ekonomista Danske Banku. Zauważa, że przez ostatnie 3-5 lat złoty był silnie skorelowany z dolarem. Od 1 maja tego związku już nie widać. Ma to świadczyć o postrzeganiu Polski nie jako rynku wschodzącego, ale części rynku europejskiego. Specjalista Danske Banku oczekuje utrzymania dobrych nastrojów także w przyszłym roku.
Powrót konwergencji?
Zauważmy również, że realna (po uwzględnieniu inflacji) rentowność 10-letnich obligacji na Węgrzech i u nas jest bardzo zbliżona i wynosi 2,2%. To może oznaczać, że inwestorzy znów zaczynają przywiązywać większą wagę do kwestii nominalnej konwergencji. Spodziewając się przyjęcia euro w perspektywie kilku kolejnych lat i tym samym zrównania się rentowności na Węgrzech czy w Polsce z poziomem w Unii Europejskiej, chętnie kupują obligacje z tego regionu Europy.
Jednocześnie oba kraje mają duże problemy ze spełnieniem kryteriów z Maastricht, warunkujących przyjęcie wspólnej waluty. Z jednej strony, perspektywa wejścia do strefy przesuwa się w czasie, z drugiej prędzej czy później to nastąpi. Dlatego obligacje o długich terminach zapadalności są atrakcyjne dla zagranicznych podmiotów. Jednocześnie do ich kupna zachęca trwające umocnienie lokalnych walut, co w konsekwencji powiększa zyski zagranicznych podmiotów. Z przeciwnym sprężeniem zwrotnym mieliśmy do czynienia jesienią 2003 r. i wiosną tego roku, kiedy obawy o dalszą deprecjację złotego zniechęcały do polskich papierów wartościowych.
Wpływ PKO BP
Jednym z czynników, wpływających na umocnienie naszego pieniądza, jest prywatyzacja PKO BP. Zagraniczni inwestorzy chcąc nabyć akcje tej spółki muszą zamienić środki na złote, zwiększając popyt na polską walutę. Oczekiwanie na napływ gotówki z zagranicy na naszą giełdę kontrastuje z danymi obrazującymi saldo inwestycji tej grupy podmiotów w papiery udziałowe. Co prawda w tym roku jest ono dodatnie i wynosi ponad 400 mln euro, ale w ujęciu narastającym za 12 kolejnych miesięcy wciąż jest ponad 230 mln euro na minusie. Taka sytuacja utrzymuje się od trzech lat, co każe przypuszczać, że głównym źródłem popytu na warszawskim parkiecie są krajowi gracze. W tym kontekście bardzo ciekawe staną się dane o bilansie płatniczym za październik i listopad, w których widoczna będzie skala napływu pieniędzy z zagranicy, związana z upublicznieniem PKO BP.