Reprywatyzacja, czyli Polska do zwrotu
Sejm dokończył głosowanie senackich poprawek do budzącej wiele kontrowersji ustawy reprywatyzacyjnej. Posłowie zdecydowali, że nie będzie rozszerzenia kręgu uprawnionych do reprywatyzacji o osoby, które nie miały obywatelstwa polskiego 31 grudnia 1999 roku.
Sejm odrzucił senackie poprawki w tej sprawie. Parlamentarzyści ograniczyli także krąg spadkobierców do najbliższych krewnych byłych właścicieli. Teraz ustawa trafi na biurko prezydenta. Wszystko jednak wskazuje, że i ta, 15 już próba zadośćuczynienia byłym właścicielom nie powiedzie się.
Pełzająca reprywatyzacja i co dalej
Od wczesnych lat 90. w Polsce trwa dyskusja, jak zadośćuczynić byłym właścicielom majątków, którym na podstawie różnych dekretów bezprawnie zabrano rodzinne dobra. Mijają lata, a Polska jest wciąż jedynym, obok Białorusi, krajem Europy Środkowo-Wschodniej, który nie ma ustawy reprywatyzacyjnej. Tymczasem według szacunków Ministerstwa Skarbu na zwrot utraconych po wojnie majątków czeka około 170 tysięcy byłych właścicieli.
Politycy rozmawiali, a poszkodowani nie czekając na wynik tych dyskusji, wzięli sprawy w swoje ręce: przez polskie sądy i urzędy przetoczyła się fala wniosków o zwrot zagrabionych własności. Szacuje się, że w latach 1989-99 byli właściciele tylko w urzędach centralnych złożyli ponad 17 tys. wniosków o stwierdzenie nieważności decyzji nacjonalizacyjnych, łamiących nawet ówczesne restrykcyjne prawo. Była to tzw. mała reprywatyzacja, dzięki której np. w samej Warszawie zwrócono już ponad tysiąc kamienic, a w całym kraju ziemianie i arystokraci odzyskują dworki, zakłady przemysłowe.
Najczęściej kwestionowano ważność wydanych decyzji nacjonalizacyjnych, czy aktów wywłaszczeń, podjętych bez podstawy prawnej lub z rażącym naruszeniem prawa. To jednak, zdaniem rządu, nie wystarcza: potrzebne są bardziej fundamentalne zamiany. Resort skarbu uważa, że roszczenia reprywatyzacyjne będą stałym elementem utrudniającym normalizację stosunków własnościowych i inwestycji w Polsce i z tego też względu przeprowadzenie reprywatyzacji jest ważnym elementem transformacji ustrojowej Polski. Dlatego czeka nas teraz "duża reprywatyzacja", która objęłaby wszystkich, którym na mocy komunistycznych
dekretów i ustaw zabrano własność. Ministerstwo Skarbu uważa, że reprywatyzacja może objąć nawet 2-3 mln osób oraz dawnych właścicieli, którym władza ludowa zabrała mienie, w tym 90 tysięcy osób przesiedlonych z byłych terenów wschodnich (tzw. zabużan). Jeśli jednak i tym razem nie uda się uchwalić odpowiedniej ustawy, byli właściciele sprawiedliwości szukać będą zapewne w sądach. Także za granicą.
Posłowie AWS nie zgadzają się z rządem AWS
W ten sposób powstał rządowy projekt ustawy reprywatyzacyjnej. Jest to 15. próba zwrotu przedwojennych majątków od 1989 r. W styczniu, Sejm po burzliwej debacie uchwalił ustawę, która zakłada zwrot byłym właścicielom połowy wartości utraconego mienia w naturze lub w postaci bonów reprywatyzacyjnych.
Posłowie zawęzili jednocześnie krąg uprawnionych do reprywatyzacji; odrzucili bowiem wnioski znoszące wymóg posiadania obywatelstwa polskiego w dniu 31 grudnia 1999 roku, przez byłych właścicieli lub ich spadkobierców. Oznacza to, że uprawnionymi do zwrotu majątku (według wersji sejmowej) byliby wyłącznie ci, którzy w dniu utraty majątku byli obywatelami polskimi. Swoich roszczeń, w ramach ustawy, mogłyby dochodzić osoby, którym odebrano nieruchomości w latach 1944-1962 na podstawie dekretów nacjonalizacyjnych. Otrzymane bony można by później zamienić na przykład na ziemię lub nieruchomości w Agencji Własności Rolnej Skarbu Państwa albo na akcje prywatyzowanych przedsiębiorstw. Ustawa podzieliła polityków.
Jedni, jak Bogdan Pęk z PSL, twierdzili, że uchwalona ustawa jest zła bo Polski nie stać na reprywatyzację w takiej skali: "Jest to reprywatyzacja nie do przyjęcia i wielkie zadanie dla pana prezydenta. Wszystko w jego rękach" - mówił Pęk.
Podobnego zdania był również wicemarszałek Sejmu Marek Borowski. "To jest
fatalna ustawa. Ona uderza w możliwości rozwoju kraju. Jest przejawem skrajnej nieodpowiedzialności tych polityków, którzy ją poparli" - uważał Borowski.
Gorącym zwolennikiem reprywatyzacji w tej postaci był Tomasz Wójcik z AWS. "Jest to zrównoważone możliwościami państwa (...). Tak, że z jednej strony ludzie otrzymają majątek w sposób istotny a z drugiej strony nie zachwieje to bezpieczeństwem majątkowym państwa" - powiedział poseł AWS.
Co ciekawe, posłowie AWS, wbrew propozycji macierzystego rządu, przeforsowali pomysł by zawęzić krąg osób uprawnionych do reprywatyzacji jedynie do tych, którzy w chwili utraty mienia i w 31 grudnia 1999 roku mieli obywatelstwo polskie.
Senat poprawia
Ustawa trafiła do Senatu. Poprawki chcieli wprowadzić zarówno jej zwolennicy jak i przeciwnicy. Najbardziej radykalny był Sojusz Lewicy Demokratycznej - senatorowie SLD chcieli całkowicie odrzucić ustawę. Padały te same argumenty co w izbie niższej: senatorowie Sojuszu mówili, że Polski nie stać na tę ustawę, senatorowie AWS odpierali zarzuty mówiąc, że nie stać nas na nie uchwalenie tejże ustawy.
Ostatecznie Senat uchwalił, że osoby, które w dniu utraty mienia miały polskie obywatelstwo, będą mogły ubiegać się o zwrot zabranych im dóbr, bez względu na to, jakie obywatelstwo mają obecnie. Senatorowie postanowili również, że o zwrot zabranego mienia mogą starać się te osoby, które nabyły spadek na mocy polskiego prawa spadkowego. Tak zwani "zabużanie" mogą domagać się odszkodowania pod warunkiem, że byli obywatelami polskimi 1 września 1939 roku. Zgodnie z ustawą wszyscy otrzymają 50 procent odebranego majątku. Jeśli będzie to możliwe, nieruchomość będzie zwracana w naturze. W pozostałych przypadkach uprawnieni otrzymają bony reprywatyzacyjne. Właściciele lasów otrzymają tak zwaną rentę leśną.
Zdaniem senatora Piotra Andrzejewskiego z AWS reprywatyzacja jest wymagana przez Konstytucję, Deklarację Praw Człowieka oraz "standardy prawa międzynarodowego". Senator Ryszard Jarzembowski z SLD uważa natomiast, że prezydent powinien
zawetować tę ustawę.
Sejm - decydujące starcie
Ustawa wróciła do Sejmu i posłowie zdecydowali, że o zwrot majątku mogą ubiegać się tylko osoby mające obywatelstwo polskie zarówno w dniu utraty własności jak też na koniec 1999 roku. Parlamentarzyści nie zgodzili się też by rozszerzyć krąg spadkobierców uprawnionych do roszczeń.
Za odrzuceniem poprawek głosowało 311 posłów, z części AWS-u (w tym cały ZChN) z SLD i PSL. Za poprawkami była Unia Wolności, Platforma Obywatelska i część AWS-u. W sumie 101 osób. Wśród nich był Jan Wyrowiński z Unii, który winą za przegrane głosowanie obarcza AWS. "Ten brak dyscypliny i jednomyślności to po prostu degrengolada" - powiedział poseł unitów. "Jeżeli mamy dużo pieniędzy na płacenie wyroków - to dobre" -
komentował z kolei szef polskiego MSZ-tu, Władysław Bartoszewski. Jego zdaniem, przy obecnym stanie prawnym są możliwości "zgłaszania roszczeń materialnych na świecie". "Prawdopodobnie ci, którzy się będą czuli pokrzywdzeni, będą zgłaszali takie roszczenia wobec państwa polskiego" - sądzi minister.
Zadowoleni byli niektórzy posłowie Akcji, którzy głosowali za odrzuceniem senackich poprawek. Poseł Akcji, Tomasz Wójcik, jeden z tych, którzy byli przeciwko poszerzeniu uprawnionych do reprywatyzacji, nie zgodził się z opinią, że decyzja Sejmu daje prezydentowi argument do zawetowania ustawy. "To jest taki argument jak złodziej, który mówi, że ukradł, bo go właściciel prowokował zostawiając swój majątek na wierzchu. Prezydent teraz podejmuje decyzje. Musi tę decyzję podjąć zgodnie z interesem Polski i
Polaków" - powiedział Wójcik i dodał, że w razie prezydenckiego weta Aleksandra Kwaśniewskiego należałoby postawić przed Trybunałem Stanu.
Teraz prezydent
Teraz ruch należy do prezydenta. Aleksander Kwaśniewski w wywiadzie dla radia RMF FM mówił niedawno, że ma do niej dużo zastrzeżeń, a reprywatyzacja powinna według niego odbywać się w inny sposób. "Uważam, że w Polsce reprywatyzacja najlepiej byłoby, gdyby odbywałaby się drogą prawną, poprzez sądy. Ustawa w istocie nie jest potrzebna natomiast jest potrzebna specjalne organizacja, np. wydziałów reprywatyzacyjnych w sądach apelacyjnych, które by mogły przyśpieszyć procedury" - powiedział Kwaśniewski.
Sejm raczej nie zdoła odrzucić jego weta (bo taki jest obecnie sejmowy układ) i po raz kolejny projekt reprywatyzacji pozostanie tylko na papierze. Tymczasem coraz więcej poszkodowanych przez PRL skarży się na opieszałość polskich władz i sprawiedliwości szuka w Europejskim Trybunale Praw Człowieka w Strasburgu i w Komisji Praw Człowieka w Genewie. Choć żadna ze spraw jeszcze się nie zakończyła wkrótce możemy spodziewać się pierwszych rozstrzygnięć i będą one zapewne niekorzystne dla Polski. Szacuje się, że gdyby do europejskich sądów zwrócili się wszyscy poszkodowani, suma wzrośnie do 170-180 mld zł. Jest to kwota, rzecz jasna, wielokrotnie przekraczająca możliwości budżetu państwa.